Autor: Andrew Korycznski
Tytuł:
Ku Słońcu
(tytuł pierwotny)
Format: komputeropis
Jak
wiecie w listopadzie zgodziłam się pod wpływem lekkiej gorączki (pomroczność jasna)
przeczytać powieść pana Andrew Korczynskiego Ku
Słońcu. Wiedziałam, że dzieło jest
wielkie, lecz gdy otrzymałam przesyłkę, dotarło do mnie, na co się porwałam. Wielkie
i ciężkie tomiszcze, nieporęczne dla mnie. Format A-4, czcionka Times New Roman
11, interlinia pojedyncza i bagatela 431 stron! Byłam zła sama na siebie. No ale
cóż…słowo się rzekło, książka u Martuchy. Zaczęłam czytać w nowym roku. Lektura
zajęła mi 2 miesiące, oczywiście z przerwami.
Główny
bohater to Robert Meissner, rocznik 1920, pokolenie Kolumbów. W kwietniu 1938
roku uczęszcza do drugiej klasy liceum. Jest nieślubnym dzieckiem Jadwigi. Matka
pozbawiona uczuć ciągle poniża syna. Sytuację pogarsza też fakt, że są biedni i
Robert niedojada. Na szczęście sąsiadka Amelia traktuje go jak syna i karmi nie
tylko obiadami, ale też matczyną miłością. Z kolei miłość duchową i fizyczną
odkrywa z Wiktorią. Chłopak jest bystry i inteligentny, kuty na cztery nogi,
czasami cyniczny i dwulicowy. Posunął się nawet do tego, że okradł kościół i księdza.
Uczciwy był
tylko wobec tych, których kochał i szanował.
Robert
przeczuwa wojnę z Niemcami. Wkrótce jego przeczucia stają się faktem. Chłopak trafia
do wojska. Bierze udział w walkach. Rana postrzałowa policzka jest ‘na szczęście’
– będzie miał powodzenie u kobiet. Prorocze słowa! Los nie szczędzi mu atrakcji.
Wraz z wojskiem przemierza pół Europy, trafia do Anglii. Nawet zaczyna
studiować w Oxfordzie. Po powrocie na front wykazuje się nie tylko odwagą, ale
i brawurą. Jeszcze w trakcie wojny bierze szybki ślub z niemiecką baronessą!
Bardziej cenimy
to, co osiągamy z największym trudem.
Łatwo
w życiu mu nie było. Był zdany sam na siebie i swój spryt. I tak oto po wojnie
był: wywiad brytyjski w Hamburgu, ambasada w Egipcie, dom we Francji, wizyty w USA
i północnej Afryce... Oj, nosiło go po świecie! Życie Roberta Meissnera jest pełne
ciekawych i zaskakujących zwrotów, przygód na różnych kontynentach i w różnych
krajach. Prawie cały czas na emigracji, bo w Polsce bohater jest tylko gościem,
niekoniecznie pożądanym przez ówczesne władze. Kobiet też nie brakuje w życiu Roba.
Wiktoria, Laura, Marion, Lou Lou – to najważniejsze jego miłości. Ale nie
jedyne…
Jeśli chcesz, żeby
ludzie ci pomagali, to pomagaj im, jeśli są w potrzebie.
Robert
miał szczęście do ludzi. Pomagał z dobroci serca, nie zważając na narodowość czy
poglądy polityczne. Uważał, że tak należy. Ale z drugiej strony nigdy nie
wiedział, kiedy owe znajomości zaprocentują i jakie wymierne korzyści
przyniosą, zarówno osobiste, jak i finansowe. Jego ambicja, cwaniactwo i
zaradność oraz umiejętność przewidywania wydarzeń na podstawie znanych mu
faktów spowodowało, że ten biedny polski chłopak został kimś i osiągnął sukces.
Przeważnie uczciwie.
Pieniądz to
pieniądz, jest bezimienny.
Powieść
o wstępnym tytule Ku Słońcu to opis
życia Roberta na przestrzeni 36 lat, od 1938 roku do 1974. W pewnym momencie myślałam
już, że bohater jest w czepku urodzony, prawie nietykalny, ale na szczęście
autor w odpowiednim momencie zainterweniował i człowiek był tylko człowiekiem z
kręgosłupem moralnym. Ilość przygód Roba wraz z wiekiem spada, co wyraźnie
widać pod koniec powieści. On ich nie szukał, same go znajdowały. Bardziej rozbudowane
zostały rozdziały dotyczące jego młodości i wieku dojrzałego, lecz do końca pozostaje
on aktywnym i sprawnym mężczyzną. Zakończenie mnie zaskoczyło. Ale na takie Robert
zasłużył całym swoim życiem. Tylko autor musi dopracować jeszcze samą końcówkę.
Trudno
mi określić gatunek. To prawdziwy misz-masz. Powieść łączy w sobie elementy
obyczajówki, przygodówki, sensacji, powieści szpiegowskiej. Nie brak też
elementów thrillera politycznego, dramatu psychologicznego i erotyku, a to
wszystko osadzone w realiach historycznych XX wieku. W zamiarze miała być to powieść
przygodowa, wyszła powieść epicka.
Dynamiczna
i barwna akcja, zaś wątków całe mnóstwo jak na tyle stron. Czasami aż za bardzo
autor się rozpisywał i odbiegał od głównych wydarzeń. Niewątpliwie pan Andrew lubi samochody, jachty i kursy walut, pasjonuje się historią. I to
widać. Dbałość o szczegóły parametrów technicznych, przewalutowania walut, dat
i ich dni tygodnia, wiedzy historycznej zrobiła na mnie duże wrażenie, jednak
czasem nużyła. Co za dużo…
Sam
styl autora jest komunikatywny i przystępny. Generalnie dobrze mi się czytało,
choć musiałam cały czas walczyć z pewną jego manierą. Wszelkie opisy oddawały
realia danego miejsca pod każdym względem. Można było wczuć się choćby w opis
odbicia zakładnika, rejs po oceanie czy igraszki z żoną. Muszę przyznać, że
sceny erotyczne są dość śmiałe i rozbudowane. Autor nie ma hamulców pod tym
względem, używa może czasem nieco zbyt kolokwialnych i wulgarnych słów, ale wie,
o czym pisze. Czasami jego słowa, zdania zatrzymywały mnie na chwilę i zmuszały
do refleksji, na przykład:
W życiu uczciwe
walki się nie zdarzają.
Jeśli
chodzi o bohaterów, to nie mam generalnie zastrzeżeń. Zostali stworzeni przez
autora i obdarzeni pakietem zalet i wad, pakietem talentów i umiejętności. Pakietem
odcieni szarości. Ich emocje czuje się w trakcie czytania. A i czytelnik raz
się oburza, raz jest zdumiony, innym razem śmieje się, złorzeczy na los lub
roni łezkę. Miłość miesza się z nienawiścią, wierność ze zdradą, zaufanie i
zazdrość, odwaga i tchórzostwo, jak to w życiu. Małe zastrzeżenie – za mało o
dzieciach Roberta.
Czekam
na wydanie tej powieści i jej ostateczny kształt, bo jeszcze jest trochę poprawiania
i szlifowania. W trakcie czytania byłam w stałym kontakcie
e-mailowym z autorem: wytykałam mu błędy, podpowiadałam, sugerowałam, dopytywałam, słowem –
zawracałam głowę. Autor cały czas pracuje nad swoim dziełem i nanosi poprawki,
te swoje i te ode mnie, dlatego jego wersja momentami różniła się od tej, którą
ja jeszcze czytałam. Obiektywnie sprawdzałam (od pewnego momentu), subiektywnie
czytałam, wszelkie uwagi przekazywałam na bieżąco lub w formie ołówkowania
komputeropisu, co widać na dołączonych zdjęciach.
Czy
autor dostosuje się do moich subiektywnych sugestii? Czy weźmie je pod uwagę? Czy
choć na chwilę się na nich zatrzyma? Nie wiem. Niewątpliwie błędy poprawi. Ja trzymam
kciuki, bo zapowiada się dobra powieść o życiu pewnego Polaka. Być może jeszcze
w tym roku. Na razie pan Korczynski ma co robić!
* * * * * * * * * * * *
A
żeby było śmieszniej i ciekawiej w mym życiu… Ledwo w czwartek odesłałam Ku Słońcu
autorowi, a wieczorem w mej skrzynce pojawiła się kolejna powieść do wstępnej
recenzji, aczkolwiek jeszcze niedokończona. A wiecie kto jest autorem? Córka mej
siostry ciotecznej, Ola z klasy VI od wierszyka Sen. Dziewczyna nie próżnuje! Ma zaczęte 4 (słownie: cztery)
projekty książek, ale najbardziej się skupia na cyklu Cztery żywioły i pierwszym tomie zatytułowanym Woda. Co ja pisałam w jej wieku? Wypracowania szkolne, ot co! Gdy przez
telefon kuzynka przeczytała mi jej 3 wypracowania, to byłam w małym szoku. Ola w
moich oczach urosła. Zobaczę, czy na Wodzie
nie popłynęła! ;)
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Fajnie, że miałaś możliwość uczestniczyć w powstawaniu takiej ciekawej książki. Będę trzymać kciuki za autora, żeby ją wydał. Rozumiem, że to będzie Twój patronat medialny? Nie mogłoby być inaczej :)
OdpowiedzUsuńO patronacie kompletnie nie pomyślałam! Nie zgodziłam się nawet na to, by moje nazwisko było jako korektora, bo powieść czeka jeszcze wiele poprawek, a ja nie wiem, czy będę w stanie przeczytać kolejny raz 800 stron w wersji książkowej (taka objętość jest planowana). Zobaczymy, jak to będzie z tym self-publishing. Podziękowania, egzemplarze i konkursy ponoć mają być... :)
UsuńJestem pod wrażeniem zaangażowania, bo taka lektura jest bardzo czasochłonna. Widać, że wymaga jeszcze redakcji, ale kto wie, może powstanie z tego naprawdę ciekawa pozycja. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa tez wciąż jeszcze jestem pod wrażeniem, że dałam radę.
UsuńSerdeczności literkowe :)
Tomiszcze, ale ciekawie się zapowiada, jak zostanie dopracowane to może wzbudzić zainteresowanie....
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię ......
Och, dziękuję za ten podziw. Naprawdę!
UsuńWoo, wielkie gratulacje! Ja bym się nie odważyła by po nią sięgnąć. ;)
OdpowiedzUsuńGdybym ją widziała, to też bym się nie zdecydowała raczej. Ale lekka gorączka i brak konkretów zrobiły swoje ;)
UsuńCóż za potężne tomiszcze! Takie lubię, choć w ręce ciąży.
OdpowiedzUsuńW ręku nie dało się tego trzymać. Aż żałuję, że nie zważyłam tomiszcza!
Usuń