– On i twoja matka byli kochankami, uwierz w to i wyrzuć wreszcie to zdjęcie. Nie żebym był zazdrosny, ale przestaniesz wreszcie o tym myśleć. Facet zabawił się z twoją matką, a i ona się zabawiała, a potem ją zostawił i ona rzuciła się z rozpaczy pod samochód – wygłaszał swoje domysły bez odrobiny współczucia.
– To był wypadek i proszę cię, nie mów tak o mojej matce – próbowała protestować.
– Wypadek, nie wypadek. Póki nie wyrzucisz tego zdjęcia, nie zaznasz spokoju – powiedział zdecydowanie i od czasu tej rozmowy Matylda wspomniała o Robercie tylko dwukrotnie. Wydawało jej się wtedy, że go odnalazła, ale to były dwie bolesne pomyłki. Jacek nakrzyczał na nią, że musi się wstydzić przed obcymi facetami za jej zachowanie, więc postanowiła nie rozmawiać z nim więcej o Robercie. Ale zdjęciu przyglądała się w ukryciu. Codziennie. I teraz w łazience znowu spoglądała na Roberta.
– Ach – powiedziała już trzeci raz tego dnia, po czym umyła zęby i poszła do kuchni. Z filiżanką kawy rozpuszczalnej, obowiązkowo płaska łyżeczka kawy i dwie kostki cukru, usiadła na kanapie w salonie i włączyła kanał informacyjny. Pogodynka w kusej sukience zapowiadała, że wiosna w tym roku będzie najcieplejsza od wielu lat i warto wybrać się o tej porze na dłuższy urlop. A zaraz potem wiadomość z ostatniej chwili. W małej górskiej miejscowości, znanej głównie turystom, spłonęła zabytkowa chałupa, w której mieszkała rodzina z trójką dzieci. Pożar wybuchł w nocy, a ksiądz, który wybrał się na wieczorny spacer, zauważył to pierwszy. Bijąc w dzwony na alarm, obudził całą wieś. Niestety, zanim przyjechała straż pożarna, chałupa spłonęła, ale wszyscy zostali uratowani. Rodzice wyprowadzili dwójkę młodszych dzieci, lecz droga ucieczki dla najstarszego syna została zagrodzona płomieniami i spaliłby się żywcem, gdyby nie właściciel pensjonatu „Miranda”, który dosłownie wskoczył w płomienie i wyniósł na rękach dwunastoletniego przerażonego chłopca. Na dźwięk imienia matki Matylda chwyciła pilota i zrobiła głośniej. Oglądała i słuchała w pełnym skupieniu.
– A teraz proszę państwa jest razem ze mną bohater ostatniej nocy Robert Helsztyński z miejscowości o przepięknej nazwie Łąka Zielona, który opowie nam o tym, co się stało – mówiła podekscytowana reporterka telewizyjna, a Matylda na dźwięk imienia Robert ożywiła się, bo oto na ekranie telewizora zobaczyła twarz mężczyzny ze zdjęcia. Szybko podeszła bliżej i była pewna, że to ten sam człowiek, którego widziała na pogrzebie matki. To był mężczyzna ze zdjęcia. Starszy o prawie trzydzieści lat, ale zawsze i wszędzie poznałaby te oczy, charakterystyczny nos i choć usta gubiły się w szpakowatym zaroście, były dokładnie takie same. Słyszała jego niski głos, ale nie rozumiała, co mówi. Patrzył prosto w kamerę, patrzył na Matyldę tak samo, jak w dniu pogrzebu matki. Pobiegła do łazienki, gdzie zostawiła swój kalendarz i wyjęła zdjęcie, ale kiedy wróciła do salonu, Robert zniknął. Pojawił się równie niespodziewanie jak na pogrzebie matki, i tak samo zniknął.
– Cholera – rzuciła zdenerwowana, ale zaraz potem na odwrocie zdjęcia, gdzie wciąż widniała dedykacja dla matki, napisała „Robert Helsztyński. Pensjonat Miranda – Łąka Zielona”. Łąka Zielona, nie znała tej miejscowości, więc natychmiast włączyła laptop i wstukała wszystkie zapamiętane z wiadomości dane do wyszukiwarki. I tak, okazało się, że w miejscowości Łąka Zielona istnieje pensjonat „Miranda”, a zaraz potem dane kontaktowe i prośba o wcześniejszą rezerwację, gdyż w sezonie zazwyczaj brakuje wolnych miejsc. A o Robercie Helsztyńskim nic.
* * *
Skusicie się na tę powieść?
Zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńW rzeczy samej. :)
UsuńCiekawa jestem tej powieści. Myślę, że spróbuję jeśli będzie okazja. :)
OdpowiedzUsuńCzemu nie!
UsuńFragment zapowiada ciekawą fabułę. Będę miała tę książkę na uwadze.
OdpowiedzUsuńPoczątek ciekawy, ale do końca daleko.
UsuńIntrygujący fragment. Zachęca do sięgnięcia po tę powieść.
OdpowiedzUsuńTo prawda.
UsuńPomyślę o tej książce, bo zaintrygowałaś mnie. :)
OdpowiedzUsuńWkrótce recenzja...
Usuń