Czynny wypoczynek (czyt. wycieczka na południe Polski) zaczął się w niedzielę. Tego dnia naczelny góral, pan Kazek, powoził Fliperem (ten z lewej, mieszanka hucuła i araba) i Perłą (ta z prawej, nie lubiła postojów, wierzgała kopytkiem i ponaglała woźnicę, w dodatku zalecała się do kolegi, co widać na fotce). Konie puszczały bąki aż (nie)miło! Z Ponic dotarliśmy do Rabki Zdrój, do parku zdrojowego. Tam się Józefinki napiłam, calusie 2 kubki duszkiem wypiłam, aby swym stawom dopomóc.
Z pogodą
trafiliśmy dobrze, udało nam się przemykać miedzy deszczami, a jak lało, to akurat
byliśmy pod dachem albo pod… ziemią. Jeno 423m! Ale bosko było w kopalni soli w
Bochni! Czułam się jak nowo narodzona, noga nie bolała. Mało tego, jechałam
kolejką i płynęłam statkiem :)
Wtorek
to wypad do Zakopca i wspomnień czar, bo byłam tam 12 lat temu. Wpierw
przemierzyłam wzdłuż i wszerz Dolinę Strążyską, nawet pod Siklawę się wdrapałam
z duszą na ramieniu, bo już głowiłam się, jak zejdę. Powolutku dałam radę!
Stary
cmentarz na Peksowym Brzysku to uroczy zakątek, niezwykłe nagrobki i wiele sławnych
Polaków zostało tu pochowanych (np. Kornel Makuszyński, Stanisław Marusarz, Tytus
Chałubiński, Władysław Hasior).
Gubałówkę
chyba każdy zna, ale drogę pokonałam na 2 sposoby, różnymi kolejkami. A widoki
na Zakopane niezwykłe! Chmury ciągle się przetaczały i nawet łaskawie dały nam
spojrzeć na Tatry.
Kolejny
dzień trochę na smutno – wizyta w Oświęcimiu i Brzezince. Nawet niebo
popłakiwało tego dnia.
Ale
miałam szczęście zajrzeć do sali nad głowami innych i zobaczyć Ewę Moses, jedną
z dwóch bliźniaczek (druga nie żyje), które przeżyły Auschwitz, a na których
robiono eksperymenty medyczne. Pani Ewa dłonią wskazuje siebie na zdjęciu.
A w
drodze powrotnej Wadowice i kremówka, którą tak uwielbiał Jan Paweł II.
Zaś
w czwartek zwiedzanie zaczęłam od drewnianego kościółka w Dębnie Podhalańskim
(zabytek UNESCO od 2003 r.), w którym dzieją się cuda.
Następnie
Niedzica i 2 zamki – polski i węgierski. A na zaporze malowidło 3D!
Spływ
Dunajcem to niezapomniane widoki, przekroczenie granicy polsko-słowackiej oraz
śmiechoterapia! Flisak był niesamowitym gawędziarzem, sypał kawałami jak z
rękawa. Ale i chwilę grozy przeżyliśmy, gdy na zakręcie nas do połowy obróciło…
Piątek
to 15-godzinny powrót do domu z popasem na krakowskim rynku. Znów
przywitałam się z kolegą Adaśkiem od Mickiewiczów.
Pozostał wspomnień czar, kilka oscypków oraz 2,4 kg soli bocheńskiej :)
Ojej, widzę, że miałaś niezapomnianą wycieczkę. Zdjęcia są fantastyczne i poruszające, szczególnie te z wizyty w Oświęcimiu i Brzezince.
OdpowiedzUsuńDlatego na nią pojechałam, bo tyle atrakcji było w programie.
UsuńByłam już tu raz, ale okazało się, że post jest potężny więc musiałam znaleźć czas, by go przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie przejeżdżaliście przez Czchów, ale się zastanawiam, którędy jechaliście z Bochni do Szczawnicy.
W zasadzie szkoda, bo minęli byście dwa zbiorniki wodne na Dunajcu i wpadli byście do Nowego Sącza. może następnym razem.
Sporo mieliście w planie i różnorodnie. Pięknie jest w Małopolsce, czyż nie?
Stacjonowałam w Ponicach-Rabce Zdrój i stamtąd codziennie wyjeżdżaliśmy w różnych kierunkach. Bochnia była w poniedziałek, a spływ w piątek.
UsuńPiknie jest u Was, ale u mnie tyż :)