Tytuł:
Klub Latających Ciotek
Ilustracje:
Katarzyna
Kołodziej
Wydawnictwo: Literatura
Seria: To lubię
Liczba stron: 143
Oprawa: twarda
Data wydania: 2013
Oprawa: twarda
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-7672-3242-9
Zero internetu. Jedna
przemądrzała kuzynka. Dwa miesiące na wsi. Trzy stare ciotki do towarzystwa. A
do tego chmary komarów, rower bez przerzutek i dieta warzywno-owocowa. Brzmi
jak przepis na koszmar, prawda? Emil też tak uważał… dopóki wydarzenia nie
potoczyły się w zupełnie nieprzewidzianym kierunku!
Rafał Witek uważa, że dzieci są najważniejsze na świecie, a może i w całym kosmosie. Od lat dla nich tworzy, pisząc wiersze, słuchowiska radiowe, opowiadania i powieści. Jego książki doceniają nie tylko najmłodsi czytelnicy, ale i krytycy oraz jurorzy. Klub Latających Ciotek to powieść Rafała Witka, która została nagrodzona drugą nagrodą w III Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży, zorganizowaną przez Fundację „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom”, a którą to wygrałam w jednym z konkursów. A swoją drogą… jestem ciekawa zawartości laureatki.
Klub Latających
Ciotek to powieść dla dzieci od 7. roku
życia, jak sugeruje wydawca, ale z powodzeniem mogą ją przeczytać uczniowie
starszych klas podstawówki, a nawet dorośli. Ja po tę książkę sięgnęłam z
ciekawości, bo okładka i tytuł wołały mnie do siebie. I wiecie co? Nie żałuję!
Nawet powiem więcej – bardzo się cieszę, że przeczytałam tę książkę, bo miałam
ubaw po pachy! Ja chcę jeszcze! Komizm słowny to główna siła tej powieści,
aczkolwiek młody czytelnik może nie wyłapać i nie zrozumieć wszystkich niuansów
językowych. Ja tylko obawiam się jednego… że zacznę mówić jak ciotka Stasia!
Cóż takiego
się dzieje? Ano ciocia Stasia zaprasza do siebie na wakacje kuzynów –
jedenastoletniego pucołowatego Emila oraz dwunastoletnią tyczkowatą Sonię.
Oboje pałają do siebie "miłością" – dogryzają sobie, kłócą się, ale i
pomagają, gdy trzeba. W Przejazdowie czeka na nich wspólny pokój na piętrze,
ciocia Stasia i nudy! Bo co mają robić typowe mieszczuchy w domu ciotki
położonym w pewnej odległości od maleńkiej wsi? Tym bardziej, że nie ma
internetu, zasięg w komórce zanika, a gra na konsoli staje się z czasem nudna.
Ciocia
zaprowadziła dzieci do szopy i pokazała im stare rowery. Od tej pory Sonia i
Emil pedałują po okolicy. Przypadkiem trafiają na zarośniętą ścieżkę i
dojeżdżają do murowanej wieży z 1935 roku. Zaczyna się robić jeszcze bardziej
ciekawie, gdy pod schodkiem znajdują tajemniczy pakunek, a w nim "Księgę
lotów". Z kolei w czasie porządkowania szopy odnajdują kosz... duży kosz
na bieliznę!(?) Od tej pory akcja znacznie przyspiesza i z każdą stroną wciąga
coraz bardziej w wir przygód. Ale są to przygody nie tylko Emila i Sonii, także
trzech ciotek. To one jako dziewczynki wewnątrz wieży wyskrobały napis: Tu były Stasia, Józia i Ula. Pierwsza
nieładna, druga szkaradna, trzecia brzydula. 15 czerwca 1947[1].
Co mają
wspólnego: "Księga lotów", wielki kosz i tytuł? Dowiecie się, gdy
przeczytacie książkę sami lub z dzieckiem. Ja na pewno przeczytam ją jeszcze
raz, ale tym razem dla grupy dzieci.
Oprócz
przygód i przepisu na udane wakacje na wsi u podstarzałej ciotki powieść
dostarcza ogromnej dawki śmiechu. Każdy z bohaterów jest na swój sposób
komiczny, także ten epizodyczny – choćby policjant. Z komizmem postaci łączy
się komizm słowny i sytuacyjny. Wyobraźcie sobie ciocię Stasię – niską,
korpulentną, z grubymi szkłami na nosie, która zwraca się do Was w trzeciej
osobie! Nazywa Was łapserdakami, nicponiami, czartami sakramenckimi i robi to w
zależności od sytuacji napastliwie bądź ze śmiechem.
- I w tych jagodach tak się nabrudzili
na łokciach i kolanach, jakby trufli po ciemku na czworakach szukali? I
pajęczyn na obiad nanieśli we włosach, co?[3]
- Aaaa, łobuzy przydreptały! –
wykrzyknęła, kiedy nas zauważyła. – Niech tu przyjdą, posłuchają z ciotką radia[4].
Ale Sonia i
Emil też mają ostre języki, cięte riposty sypią się im jak z rękawa.
- Widzę, że znów udało ci się przytyć!
-
Jasne! (…) Jesteś po prostu dobrze odżywiony!
-
Ał! – jęknęła Sonia i wywaliła się
jak długa.
Bohaterów
poznajemy głównie z dialogów i czynów, gdyż autor postawił na różne przygody z
sensacją i tajemniczością, a opisy ograniczył do minimum niemalże. Młody
czytelnik znakomicie odnajdzie się w tym świecie dzięki słownictwu (zajawka,
nara) i nowoczesnej technologii wspominanej przez bohaterów. Przeniesienie się
wyobraźnią do Przejazdowa ułatwi narrator – Emil.
Chwała
autorowi, że pokazuje dzieciom, iż wakacje na wsi bez komputera, internetu i
komórki mogą być bardzo pouczające i ciekawe, a ich finał zaskakujący. I
jeszcze coś – wykorzystanie umiejętności nabytych dzięki współczesnej
technologii, np. Emil dzięki grom strategicznym świetnie planuje i gromadzi
rzeczy na wyprawy.
Powieść jest dobrze wydana. Kolorowa, twarda okładka z intrygującym tytułem przyciąga potencjalnego czytelnika. Tuż po otworzeniu książki ukazuje się mapa okolicy z ciekawymi podpisami. Tytuły w miarę krótkich rozdziałów też przyciągają wzrok, zwłaszcza pierwsza litera. Młodszym czytelnikom spodobają się ilustracje Katarzyny Kołodziej – proste, biało-czarne i umiejętnie wkomponowane w treść. Zaś starszym czytanie ułatwi powiększona czcionka i szerokie marginesy. Polecam małym i dużym. Lato czeka![8]
Powieść jest dobrze wydana. Kolorowa, twarda okładka z intrygującym tytułem przyciąga potencjalnego czytelnika. Tuż po otworzeniu książki ukazuje się mapa okolicy z ciekawymi podpisami. Tytuły w miarę krótkich rozdziałów też przyciągają wzrok, zwłaszcza pierwsza litera. Młodszym czytelnikom spodobają się ilustracje Katarzyny Kołodziej – proste, biało-czarne i umiejętnie wkomponowane w treść. Zaś starszym czytanie ułatwi powiększona czcionka i szerokie marginesy. Polecam małym i dużym. Lato czeka![8]
Książka przeczytana
w ramach wyzwań:
Ciekawa książeczka. Szkoda tylko, że ilustracje są czarno białe, gdyż wolałabym w kolorze, ale to taki mały szczegół.
OdpowiedzUsuńMnie to jakoś nie przeszkadzało w czytaniu, ale młodszym dzieciom na pewno kolory przypadłyby do gustu.
UsuńTeż jestem takiego zdania. Obecnie dzieci są bardzo wymagające i raczej same z siebie nie sięgną po książeczkę z szarymi ilustracjami jeśli będę miały do wyboru kolorową bajeczkę.
UsuńMyślę, że dla dzieciaków kolory są jednak najlepsze, ale ja sama książke bym przeczytała :) Niedługo będę miała komu takie prezenty kupować, więc zapamiętam sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńLepiej autora, choć nie znam jego innych książek, ale w czwartek się rozejrzę w bibliotece.
UsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń