Jak czasem
przypadkiem ciche marzenia się spełniają. Wystarczy wracać z biblioteki o właściwej
porze, mieć dobry słuch, być ciekawym świata, a potem wytężać wzrok… sokoli!
Tak było wczoraj. Ale po kolei.
Pani wójt sprowadziła do mej wsi sokolnika zza Kielc, aby straszyć w parku wrony, które były utrapieniem od lat. Drogę do biblioteki przez park nazywałam „strefą zrzutu”, krakanie wron dobijało, a od kilku dni cicho i pusto. Za to dziś coś się darło. Rozejrzałam się i zobaczyłam jednego ptaka drapieżnego siedzącego na jakimś słupku. Mocniej wytężyłam wzrok i dostrzegłam kolejne dwa. Z daleka zrobiłam zdjęcie:
Powoli podchodziłam
bliżej do pierwszego, by zrobić jak najlepsze zdjęcia. Byłam tak przejęta, żeby
nie spłoszyć ptaków, że nie zauważyłam kolorowej linki przywiązanej do ich nóg
i słupka. Z odległości kilku metrów zrobiłam zdjęcia.
Jastrząb gołębiarz:
Młody sokół
wędrowny:
Harris,
czyli myszołowiec towarzyski z Meksyku:
To on się
tak darł niemiłosiernie. Okazało się, że jest głodny i domaga się posiłku pod
dziób. Posłuchajcie głodomora:
Potem podszedł
do mnie sokolnik. Zaczął nam opowiadać
różne ciekawostki o ptakach. Wziął jastrzębia, a ten rozglądał się za
jedzonkiem. Pozwolił się pogłaskać po brzuszku. Pióra bardzo delikatne, miękkie,
gładkie. Akurat ptak się pierzył i kilka piórek lekko mu odstawało, jedno nawet
miał w dziobie.
Żeby uciszyć
nieco harrisa Harolda, sokolnik dał mu obiad. Przepióreczkę. Ptak rozłożył
skrzydła nad posiłkiem jak parasol ochronny, by nikt mu go nie zabrał. Patrzyłam
z podziwem, jak metodycznie rozrywa przepiórkę na kawałki i zjada z apetytem. Mięso,
pióra, kości – wszystko połknął. Nawet stukał dziobem w rękawicę, że chce jeszcze.
Potem sfrunął na ziemię i wyjadł to, co mu spadło. Nagrałam filmik z obiadu
Harolda, ale mam obiekcje, czy go Wam pokazać. Jest dość drastyczny, ale na
swój sposób piękny. Dajcie znać, czy chcielibyście zobaczyć pałaszowanie obiadu.
Potem sokolnik
zaproponował, że zrobi mi zdjęcie z myszołowcem towarzyskim. Zgodziłam się bez
wahania, bo nie miałam śmiałości zapytać, czy mogę. I tak oto me marzenie
spełniło się p. Moje szczęście widać na twarzy.
Krygujemy się. |
Pozujemy do zdjęć. |
Ostatnie
zdjęcie… początek końca. Harold zauważył, że mam okulary, a to dla niego nowy
element. Patrzył swymi ślepiami prosto w me oczy i darł mi się w twarz, szeroko
otwierając dziób i pozwalając zajrzeć sobie do gardzieli. Zaczęłam się czuć
nieswojo i trochę bać, gdyż nie wiedziałam, co się dzieje. Sokolnik szybko się
zorientował, w czym rzecz, i zabrał drapieżnika. Okazało się, że to ptak drapieżny pożyczony
od kolegi.
Harold wnikliwie mi się przygląda. Zaraz zacznie krzyczeć... |
Wróciłam do
domu spóźniona na obiad, ale tak szczęśliwa, że uśmiech przez wiele godzin nie
znikał z mej twarzy. Jak tu nie kochać przyrody! Jak tu nie marzyć!
Jaki piękny. Zazdroszczę Ci tego niezwykłego spotkania kochana. 😊
OdpowiedzUsuńDziękuję, Aga. Pozazdrościłam tak pozytywnie znajomej i moje marzenie przypadkiem się spełniło.
UsuńHarold pewnie też skradłby moje serce.
OdpowiedzUsuńNie wątpię!
UsuńZdecydowanie pokaż obiadek Harolda :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia wspaniałe i na pewno niesamowite przeżycie. Też bym tak chciała.
O tak, niesamowite i niecodzienne! Kochana, marzenia się spełniają!
UsuńBoję się drapieżnych ptaków, dlatego podziwiam, że bez strachu trzymasz na swojej dłoni takie piękne okazałe ptaszysko.
OdpowiedzUsuńWystarczy słuchać sokolnika i kochać zwierzęta wszelakie.
UsuńPrzystojniacha z tego Harolda. Super:)
OdpowiedzUsuń