Tytuł:
Gen atlantydzki
Tłumaczenie:
Zuzanna Byczek
Wydawnictwo: Jaguar
Seria: Zagadka pochodzenia
Tom: 1
Liczba stron: 560
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
ISBN: 978-83-7686-323-8
Przeszłość to przyszłość. (s. 534)
Zagadka
pochodzenia A.G.
Riddle’a to nowa trylogia na rynku
wydawniczym, a jej pierwszy tom Gen atlantydzki
ukazał się w kwietniu.
Na
świecie istnieje tajna organizacja Immari, która chroni od 2000 lat tajemnicę
powstania rodzaju ludzkiego. Ta globalna supergrupa, organizacja działająca na
skalę przekraczająca wszelkie dotychczasowe wyobrażenia ludzi nie przebiera w
środkach, by osiągnąć swój cel. Ma macki na całym świecie i jest doskonale
poinformowana. Z kolei tajną odpowiedzią na ogólnoświatowy terroryzm jest
ponadpaństwowa organizacja antyterrorystyczna – Clocktower, czyli w skrócie
dobrzy ludzie zabijają tych złych. To one walczą ze sobą, to tu są ukryci
zdrajcy i krety. W pewnym momencie się pogubiłam, kto kogo zdradza i kto dla
kogo pracuje.
Tymczasem
w Ośrodku Badań nad Autyzmem w Dżakarcie doktor Kate Warner prowadzi badania
naukowe nad dziećmi z autyzmem. Zauważyła, że dwóch chłopców, Adi i Surya, to sawanci,
czyli dzieci wybitnie uzdolnione o doskonałej pamięci. I to wokół nich rozgrywa
się cała skomplikowana akcja. Dlaczego?
Te dzieci
trzymają w ręku klucz, który zapobiegnie wojnie, oznaczającej koniec istnienia
ludzkiej rasy. (s. 158)
Tym
kluczem jest specyficzna mutacja genetyczna – aktywny gen atlantydzki,
Gen, który
zapewni im przewagę nad pozostałymi, gen dzięki któremu mogli przetrwać. Zmianę
w oprogramowaniu mózgu. (s. 421)
Niełatwo
zaprogramować takie zmiany genetyczne. Z tym wiąże się ewolucja człowieka i
pojęcia: wielki skok naprzód w ewolucji oraz wąskie gardło. Są ludzie, którzy
chcą za wszelką cenę wywołać kolejny wielki ewolucyjny skok naprzód, wywołać
efekt wąskiego gardła i przerzedzić liczbę ludności, mocno ją zredukować.
Agent
Clocktower, David Vale, walczy nie tylko o siebie, ale i dla sprawy. Angażuje
się w pomoc dr Kate. W pewnym momencie trafiają do klasztoru Immaru w Tybecie i
tam poznają chłopca, przyszłego górskiego mnicha o wysokim IQ, dużej dawce
przekory i zabawy typowej dla jego wieku. Kate i David trafiają także do tajemniczego
ośrodka w Chinach z olbrzymim Dzwonem i… trafiają na siebie.
To
teraźniejszość i przyszłość. Ciekawa jest przeszłość. Czytelnik poznaje wpisy z
dziennika Patricka Pierce’a z czasów I wojny światowej i nieco późniejszego
okresu. Do tego dochodzi fascynacja pewnej grupy osób zaginioną Atlantydą. Co
ciekawe w tej powieści – zbiegają się
wszystkie czasy. Tu przeszłość w teraźniejszości spotyka przyszłość. Czas w tej
powieści to pojęcie względne, paradoks czasowy też ma miejsce.
Ludzka rasa to
największy morderca wszech czasów. (s. 156)
Bohaterowie
spisku światowego i wszyscy mieszkańcy Ziemi wydają się niezłomni, czasami nie
do zdarcia (albo raczej: nie do zabicia). Na szczęście autor nie odbiera im
pierwiastka człowieczeństwa, poddaje ich próbom, dlatego jedni giną, inni
zostają ranni. Na pewno wszyscy są bardzo prawdziwi, choć czasami wydają się…
nierealni. Elementy fantastyczne wprowadzają ową nierzeczywistość,
niewiarygodność, która może stać się jak najbardziej realna. Surrealizm może
stać się realizmem, naprawdę.
Chcą sprowokować
kolejny etap ewolucji człowieka. (s. 119)
Fabuła
ma tak wiele wątków, porusza tak skrajnie od siebie zaległe tematy, ze aż się
nie chce wierzyć, jak autor misternie połączył wszystkie nitki w pajęczynę, w
którą złapał się czytelnik. Bo co może mieć wspólnego autyzm z gobelinem?
Odwierty na Antarktydzie z Atlantydą? Pamiętnik z balonami? Dzwon z epidemią?
Ewolucja z łodzią podwodną? Pytania można mnożyć, tajemnice też. A odpowiedź
znajduje się w Genie atlantydzkim.
Akcja
rozgrywa się w wielu miejscach na Ziemi. Chiny, Jamajka, Antarktyda, Tybet,
Gibraltar, Indie – na szczęście nie sposób się zagubić w czasoprzestrzeni,
bowiem prawie każdy rozdział zaczyna się opisem miejsca. Tempo jest różne. Początek
spokojny. Potem wydarzenia przyspieszają, niby rozgrywają się bardzo szybko,
ale mnogość miejsc jakby rozciągała wszystko w czasie. Z kolei rozdziały nawet
na 1/3 strony znacznie ją przyspieszają.
Powieść
zbudowana jest z 3 części i dopiero w ostatniej poszczególne elementy łączą się
w większe całości, czasami bardzo zaskakujące i fantastyczne, a dopiero na
koniec czytelnik ma pełny obraz wydarzeń związanych z genem atlantydzkim. Im
bliżej końca, tym rośnie napięcie, tym bardziej thriller zaskakuje i wszystko
jest pogmatwane, ale w intrygujący sposób. autor naprawdę miał dobry pomysł na
fabułę. Oprócz bieżącej akcji urozmaicanej nielicznymi wywodami naukowymi np.
na temat ewolucji, czytelnik przeczyta fragmenty starego pamiętnika oraz
oświadczenia prasowe. Dzięki tym ostatnim jest na bieżąco…w kamuflowaniu
okrutnej prawdy.
Thriller
Gen atlantydzki to połączenie
wyobrażeń o mitologicznej Atlantydzie i
faktów historycznych z rzeczywistym obrazem współczesnego świata
naznaczonego terroryzmem, spiskami i zdradami oraz badaniami naukowymi. Całość
podana w przystępnej formie, choć może się odbić czkawką niedowierzenia. Czekam
na kolejny tom.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
ABC
czytania, Wyzwanie biblioteczne,
Motyw
zdrady w literaturze, Czytamy
książki historyczne, Czytam,
ile chcę, Czytamy
nowości, Dziecinne
poczytania,
Lubię takie książki, które nawiązują do Atlantydy. Jestem jak najbardziej na tak.
OdpowiedzUsuńTo dobrze, bo przed nami jeszcze 2 tomy tej trylogii.
UsuńMitologiczna Atlandtyda brzmi co najmniej intrygująco. Może kiedyś się skuszę. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że Atlantyda mnie zawsze intryguje. Serdeczności ;)
UsuńFabuła jakoś nie wzbudziła mojego zainteresowania, dlatego tym razem jednak spasuje.
OdpowiedzUsuńRozumiem. :)
UsuńA ja czytałam z wielkim zainteresowaniem! Wiem, że jeszcze do niej wrócę, bo bardzo, ale to bardzo mi się podobała! Miałam też okazję ją recenzować w sumie na początkach bloga ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam ! Dlatego sama chciałam ją przeczytać i udało się :)
Usuń