Tytuł:
Nic dwa razy się nie zdarzy
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Seria: Kalina w malinach
Tom: 3
Liczba stron: 312
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-7976-602-4
Po prostu trzeba
podążać za swoją miłością. (s. 304)
Nic dwa razy się
nie zdarzy
to już trzeci, ostatni tom zabawnej trylogii Kalina w malinach autorstwa Joanny Szarańskiej. Co tym razem los
zafunduje Kalinie Radeckiej? Jak bardzo namiesza? Czy da jej kolejną szansę na
miłość?
Następnym razem upewnij
się, że ślub na pewno się odbędzie. Twoi niedoszli mężowie bardzo dezorganizują
mi pracę. (s. 17)
Po
pierwszej wpadce ze ślubem do drugiej miało nie dojść. Kalina odprawiła swoisty
rytuał, który miał odpędzić ślubnego pecha. Wszystko starannie obmyśliła i
zanotowała w notesie z fioletową okładką. Zaplanowała swój ślub w
najdrobniejszych szczegółach, ale nie przewidziała jednego! Że jej narzeczony
nie dotrze do kościoła! Że zniknie w niewyjaśnionych okolicznościach! Że
utrudni księdzu pracę. Że została… zdublowaną niedoszłą panną młodą!
Cóż, kiedy inni
stali w ogonku po talenty kulinarne i taneczne, ja ustawiłam się tam, gdzie
rozdawali kłopoty. I wyszłam stamtąd z całym pakietem. (s. 48)
Kalina
rozpoczęła prywatne śledztwo wraz z Młynkiem. Mija dzień za dniem. W końcu
zupełnie przypadkiem trafiła pewnego dnia do luksusowej posiadłości. Do domu gangstera
i handlarz żywym towarem. I zupełnie przypadkiem wzięła udział w castingu…
Kątem oka
dostrzegłam podest i złośliwie migoczący drążek. Od początku nie podobała mi
się ta bestia – i proszę, miałam całkowitą rację. Wykorzystała okazję i
zrzuciła mnie z siebie jak narowisty koń. (s. 52)
Całkiem
w stylu Kaliny! Szczęście w nieszczęściu, a może i odwrotnie, szef gangsterów znalazł
wspólny mianownik i polubił… złotko. Choć z drugiej strony od razu zdał sobie
sprawę, że ta kobieta to chodzącą katastrofa. I to z myślą o takich jak ona
produkowane są tabletki na ból głowy. Gangster postanowił dać jej u siebie
pracę. Przeciwny zatrudnieniu był niejaki Marko. Znaczy się Marek, niedoszły
mąż Kaliny, który w ogóle jej nie poznaje. Mało tego, który utrudnia jej życie
w domu gangsterów i z wzajemnością. Dzieje się! Bo i zazdrość dochodzi do
głosu, gdyż wokół gangsterów kręcą się zgrabne i piękne tancerki. Zwłaszcza Kicia
doprowadza Kalinę do szału, a ta chce tylko odzyskać mężczyznę swojego życia.
Wszelkie środki dozwolone...!
Skarbie, miłość
to wyjątkowy stan. W jej przypadku można oszukać umysł, ale nie można oszukać
serca. (s.102)
Zakochana
i zazdrosna kobieta jest w stanie zrobić wszystko, a przynajmniej bardzo wiele,
by osiągnąć cel, znaczy się swojego chłopa. Bohaterka ma różne pomysły,
sytuacje same się nadarzają – grzech by było z nich nie skorzystać, a i ludzie
wokół niej nie są pozbawieni poczucia humoru, nawet szef gangsterów je ma.
Akcja się rozkręca, robi się coraz bardziej dynamiczna, bo zbliża się TA data.
Jednak w kulminacyjnym momencie czytelnik zostaje zupełnie zaskoczony, jak i
większość domowników. Dramatyzm miesza się z komizmem i nie wiadomo, czy się
bać, czy się śmiać. I tu pojawia się zonk – autorka urywa dramatyczny opis
zdarzeń, w którym emocje sięgnęły zenitu i… kończy! Po przerywniku akcja się
toczy dalej, lecz już statycznie – czytelnik dostaje opis tego, co było
wcześniej, jednak emocji i charakterystycznego napięcia już brak. Szkoda. Lepsze
by były emocje podane na gorąco i w dialogach. Jakby zabrakło pomysłu…
A mówiła mi
nieraz matka: najpierw popatrz, potem pomyśl, dopiero na końcu rób. Cóż, u mnie
zawsze na odwrót… (s. 214)
Czasami
tak jest, że człek działa szybciej niż myśli. U Kaliny to była wręcz norma,
szczególnie w sytuacjach podbramkowych. W pewnym momencie zaczęła mnie irytować
postać głównej bohaterki. 30 lat na karku, niejedno już przeżyła, a często
zachowuje się jak roztrzepana małolata z żądzą odwetu w oczach na rywalce o
chłopaka. Rozumiem, że to kreacja na potrzeby powieści, ale w pewnej chwili czułam
po prostu przesyt. Za to podziwiałam Marko za jego grę aktorską. Bawił mnie
szef gangsterów, który swoją osobowością raczej do tej „grupy zawodowej” nie
pasował, ale klamek się napolerował. Rozpuszczona Kicia, despotyczna kucharka
Miecia, goryle, ksiądz od płotu oraz mamuśka Kaliny, prawdziwy tajfun! Nie
mogło zabraknąć mieszkańców Kamionek i dworku.
Prawdziwa miłość
nie potrzebuje oprawy. Prawdziwej miłości nie przytłumi blask ozdób. (s. 300)
Trylogia
Kalina w malinach to miszmasz
gatunkowy. Dominuje obyczajówka z dużą dawką humoru ze wszelkimi rodzajami
komizmu, wątkami kryminalnymi, chwilami grozy i sensacji. Jako całość to
świetna rozrywka po trudach dnia, recepta na kłopoty osobiste (inni mają
gorzej), poprawiacz humoru i czasoumilacz, który oderwie czytelnika od
rzeczywistości, by poznał Kalinę i jej maliny oraz całą barwną plejadę postaci.
I by przy tym czytelnik utwierdził się, że warto walczyć o miłość wszelkimi
sposobami.
I
powiem Wam na końcu tak, a właściwie nadzieja Wam powi:
Nie ma jak naszo
polsko natka! (s. 166)
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Książka wpisuje się w mój gust.
OdpowiedzUsuńTo dobrze.
UsuńBardzo lubię całą serię, jest idealna na poprawę humoru :)
OdpowiedzUsuńTo prawda!
UsuńOch, muszę w końcu poznać twórczość tej autorki. Mam ochotę na taką odprężającą lekturę. :)
OdpowiedzUsuńCóż... czas się odprężyć i pośmiać, i nie odpuszczać! ;)
UsuńBardzo lubię tę serię :)
OdpowiedzUsuńJa też!
Usuń