piątek, 10 listopada 2017

Do trzech razy?


Autor: Joanna Szarańska
Tytuł: Nic dwa razy się nie zdarzy
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Seria: Kalina w malinach
Tom: 3
Liczba stron: 312
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-7976-602-4


Po prostu trzeba podążać za swoją miłością. (s. 304)
Nic dwa razy się nie zdarzy to już trzeci, ostatni tom zabawnej trylogii Kalina w malinach autorstwa Joanny Szarańskiej. Co tym razem los zafunduje Kalinie Radeckiej? Jak bardzo namiesza? Czy da jej kolejną szansę na miłość?
Następnym razem upewnij się, że ślub na pewno się odbędzie. Twoi niedoszli mężowie bardzo dezorganizują mi pracę. (s. 17)
Po pierwszej wpadce ze ślubem do drugiej miało nie dojść. Kalina odprawiła swoisty rytuał, który miał odpędzić ślubnego pecha. Wszystko starannie obmyśliła i zanotowała w notesie z fioletową okładką. Zaplanowała swój ślub w najdrobniejszych szczegółach, ale nie przewidziała jednego! Że jej narzeczony nie dotrze do kościoła! Że zniknie w niewyjaśnionych okolicznościach! Że utrudni księdzu pracę. Że została… zdublowaną niedoszłą panną młodą!
Cóż, kiedy inni stali w ogonku po talenty kulinarne i taneczne, ja ustawiłam się tam, gdzie rozdawali kłopoty. I wyszłam stamtąd z całym pakietem. (s. 48)
Kalina rozpoczęła prywatne śledztwo wraz z Młynkiem. Mija dzień za dniem. W końcu zupełnie przypadkiem trafiła pewnego dnia do luksusowej posiadłości. Do domu gangstera i handlarz żywym towarem. I zupełnie przypadkiem wzięła udział w castingu…
Kątem oka dostrzegłam podest i złośliwie migoczący drążek. Od początku nie podobała mi się ta bestia – i proszę, miałam całkowitą rację. Wykorzystała okazję i zrzuciła mnie z siebie jak narowisty koń. (s. 52)

Całkiem w stylu Kaliny! Szczęście w nieszczęściu, a może i odwrotnie, szef gangsterów znalazł wspólny mianownik i polubił… złotko. Choć z drugiej strony od razu zdał sobie sprawę, że ta kobieta to chodzącą katastrofa. I to z myślą o takich jak ona produkowane są tabletki na ból głowy. Gangster postanowił dać jej u siebie pracę. Przeciwny zatrudnieniu był niejaki Marko. Znaczy się Marek, niedoszły mąż Kaliny, który w ogóle jej nie poznaje. Mało tego, który utrudnia jej życie w domu gangsterów i z wzajemnością. Dzieje się! Bo i zazdrość dochodzi do głosu, gdyż wokół gangsterów kręcą się zgrabne i piękne tancerki. Zwłaszcza Kicia doprowadza Kalinę do szału, a ta chce tylko odzyskać mężczyznę swojego życia. Wszelkie środki dozwolone...!
Skarbie, miłość to wyjątkowy stan. W jej przypadku można oszukać umysł, ale nie można oszukać serca. (s.102)
Zakochana i zazdrosna kobieta jest w stanie zrobić wszystko, a przynajmniej bardzo wiele, by osiągnąć cel, znaczy się swojego chłopa. Bohaterka ma różne pomysły, sytuacje same się nadarzają – grzech by było z nich nie skorzystać, a i ludzie wokół niej nie są pozbawieni poczucia humoru, nawet szef gangsterów je ma. Akcja się rozkręca, robi się coraz bardziej dynamiczna, bo zbliża się TA data. Jednak w kulminacyjnym momencie czytelnik zostaje zupełnie zaskoczony, jak i większość domowników. Dramatyzm miesza się z komizmem i nie wiadomo, czy się bać, czy się śmiać. I tu pojawia się zonk – autorka urywa dramatyczny opis zdarzeń, w którym emocje sięgnęły zenitu i… kończy! Po przerywniku akcja się toczy dalej, lecz już statycznie – czytelnik dostaje opis tego, co było wcześniej, jednak emocji i charakterystycznego napięcia już brak. Szkoda. Lepsze by były emocje podane na gorąco i w dialogach. Jakby zabrakło pomysłu…
A mówiła mi nieraz matka: najpierw popatrz, potem pomyśl, dopiero na końcu rób. Cóż, u mnie zawsze na odwrót… (s. 214)
Czasami tak jest, że człek działa szybciej niż myśli. U Kaliny to była wręcz norma, szczególnie w sytuacjach podbramkowych. W pewnym momencie zaczęła mnie irytować postać głównej bohaterki. 30 lat na karku, niejedno już przeżyła, a często zachowuje się jak roztrzepana małolata z żądzą odwetu w oczach na rywalce o chłopaka. Rozumiem, że to kreacja na potrzeby powieści, ale w pewnej chwili czułam po prostu przesyt. Za to podziwiałam Marko za jego grę aktorską. Bawił mnie szef gangsterów, który swoją osobowością raczej do tej „grupy zawodowej” nie pasował, ale klamek się napolerował. Rozpuszczona Kicia, despotyczna kucharka Miecia, goryle, ksiądz od płotu oraz mamuśka Kaliny, prawdziwy tajfun! Nie mogło zabraknąć mieszkańców Kamionek i dworku. 
Prawdziwa miłość nie potrzebuje oprawy. Prawdziwej miłości nie przytłumi blask ozdób. (s. 300)
Trylogia Kalina w malinach to miszmasz gatunkowy. Dominuje obyczajówka z dużą dawką humoru ze wszelkimi rodzajami komizmu, wątkami kryminalnymi, chwilami grozy i sensacji. Jako całość to świetna rozrywka po trudach dnia, recepta na kłopoty osobiste (inni mają gorzej), poprawiacz humoru i czasoumilacz, który oderwie czytelnika od rzeczywistości, by poznał Kalinę i jej maliny oraz całą barwną plejadę postaci. I by przy tym czytelnik utwierdził się, że warto walczyć o miłość wszelkimi sposobami.
I powiem Wam na końcu tak, a właściwie nadzieja Wam powi:
Nie ma jak naszo polsko natka! (s. 166)

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

8 komentarzy:

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.