Tytuł:
Francuski piesek
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 464
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
ISBN: 978-83-8075-162-0
Jak się nie
ogarnie rzeczywistości, i to w jej podłym, codziennym wydaniu, nie ogarnie się
niczego. Zapewniam cię. To podstawa. (s.
191)
To
ja się ogarnęłam i znalazłam powieść Marty Obuch, której pióro od dłuższego
czasu bardzo chciałam poznać. Udało się! Zdobyłam książkę Francuski piesek.
Taaa… Umysł
kobiety. Setka zakładek w Google, jednocześnie otwartych. A w każdej działa
dźwięk. Znasz to? (s. 115)
Głównymi
bohaterami są kobiety, sztuk trzy. Michalina właśnie kupiła dom z dużym
ogrodem. Przeprowadziła się do niego i zamieszkała ze swoją przyjaciółką
Zuzanną. Z powodu splotu różnych okoliczności gangestersko-więzienno-zusowskich
dołączyła do nich Riczarda. Ekh… znaczy się Ryszarda Kociołek, kwiat polskiej
kobiecości w wydaniu ekscentrycznym. W dodatku byłą kochankę byłego męża Misi! Ryszarda
rzuca się w oczy i w…. uszy! Ponoć jest poza wszelkimi bazami danych i nikt za
nią nie nadąży. Coś w tym jest! Na szczęście Ryszarda zamieszkała w domku
znajdującym się w ogrodzie. Ale to nie uchroni mieszkanek ulicy Akacjowej od
różnych, dziwnych rzeczy, które dopiero będą się tam dziać…
Palce ciśnie,
znaki. Rękawice damy. (s. 233)
Jednak
dom Misi wymaga remontu. Musi sama zakasać rękawy, ponieważ jej narzeczony Igła
ma dużo pracy. Z pomocą spieszy nowy sąsiad Luk Lucateau –wyśmienity kucharz i
właściciel restauracji bez nazwy. Przystojny Francuz działa na kobiety, zaraża
uśmiechem i bawi sowim łamanym polskim. Drugi sąsiad, pan Tadeusz, jest mniej
skory do pomocy, ale od czego ma się pracownika Sławusia.
Wobec powyższych
faktów jestem zmuszona zastosować specjalne środki perswazji. Społeczeństwo
należy użyć. Każdy, absolutnie każdy w swoim życiu musi się określić. Ja
wybrałam jasną stronę mocy. (s. 358)
Tak
mówi Zuza. Ale kobieta ma poważny problem – po raz kolejny oblała egzamin na
prawo jazdy. Odgrażała się egzaminatorowi, że go zabije. Następnego egzaminu
Zuza nie zamierza zdawać, ale prawko będzie mieć, więc schodzi na drogę
przestępstwa. Zresztą… nie ona jedna! Jakby tego było mało ma problem ze swoim
ukochanym, policjantem Marchewką. A może Pietruszką czy innym warzywem. Policja
krąży. Koty też.
Oni [faceci]
potrzebują wiatru pod beretem i przestrzeni. Hasania za dzikiem, za
przestępcami, cokolwiek. A nie tylko ciągłego niu niu. Porzygać się można… (s.
267-268)
W
powieści w trakcie rozmów poszczególnych bohaterów padają słowa, zdania, które
można potraktować jako celne spostrzeżenia na temat danej płci, rady, a nawet
złote myśli. Niektóre są zabawne, a inne brzmią poważnie i dają do myślenia. Są
i takie, które szokują i otwierają oczy na naszą codzienność, na przykład ten
poniższy cytat:
A dres nosi się we
Francji jedynie na siłownię albo do biegania. W Polsce przeciwnie, dresów używa
się do zabijania kobiecości prawie w każdym domu. (s. 306)
Pojawia
się mama Luka, która wie, co to styl, piękno i umiar. Szkoda, że rad przez nią
udzielanych autorka nie wplotła do akcji. Mogłaby z nich skorzystać nie tylko
jedna z bohaterek. Misia z kolei prowadzi salon kosmetyczny, który raptownie
znalazł się u niej w salonie. Ponoć „prawdziwe piękno jest za darmo, ale już za
beauty słono się płaci” (s. 160).
Mało jest też o polskiej kuchni i jedzeniu, a właściwie sztuce jedzenia,
celebrowania posiłków. Według Luka Polska to „czarny gastronomicznie ląd
pośrodku Europy”. Ale, ale… i tak ślinka cieknie!
Nie sfatyguj
mnie, nie życzam baby! (s. 178)
Teksty
Luka rozkładały mnie na łopatki! Powodem była oczywiście słaba znajomość języka
polskiego. Jednak kaleczył nasz język ojczysty w tak uroczy sposób, że wszelkie
pomyłki od razu szły w zapomnienie. Ale co się czytelnik naśmieje, to jego! Ponadto
Zuza i Misia mają swój własny styl wypowiedzi, nieco pokrętny, nieco poetycki,
w każdym razie pozostający w „wiadomej stylistyce”. Szczególnie Zuza ma dar do
ciekawych sformułowań. W tej powieści obok komizmu słownego pojawia się komizm
sytuacyjny. Bohaterki nie zawsze postępują rozsądnie, bo by padły z nudów.
Same
inicjują różne zdarzenia, a los im tylko wydatnie pomaga w ich skomplikowaniu.
Cuda i wianki!
Nie można
udawać, że przeszłości nie ma. I że się nie liczy. Przeszłość zawsze będzie,
jest w nas zapisana, ale co innego w niej się taplać i ciągle rozdrapywać rany,
a co innego przemyśleć, wyciągnąć wnioski i iść do przodu, wiedząc, że
przeszłość nas wzbogaca. (s. 392)
Obok
humoru pojawia się „przyziemność”. Jedna z bohaterek przechodzi przemianę także
wewnętrzną. Zastanawia się nad swoim życiem i nad życiem w ogóle. Jej refleksje
zmuszają też czytelnika do zatrzymania się i chwili zadumy. Bohaterki to
złożone osobowości. Żeby je poznać, to trzeba zajrzeć pod powierzchnię.
Szaleństwa im nie brakuje, głowy na karku też nie, a pomysły pojawiają się w
mgnieniu oka.
Jeśli
macie ochotę na oświadczyny z pompą, bombę ekologiczną, spotkania z
przestępcami, kuchnię francuską, rozmówki polsko-francuskie oraz złośliwości
Zuzy, to sięgnijcie po Francuskiego pieska. Niech ta powieść
zagości w Waszym literackim menu jako czasoumilacz na poprawę humoru i poradnik
domowy. Smacznego!
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Fajnie, że lektura zapewniła Ci tyle śmiechu. To najważniejsze.
OdpowiedzUsuńTak, zrelaksowałam się.
UsuńMyślę, że ta książka będzie idealną odskocznią od lektur o trudniejszej tematyce.
OdpowiedzUsuńDokładnie taka była.
Usuń