Tytuł:
Martwy błękit
Wydawnictwo: Muza
Seria: Christian Abell
Tom: 2
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2017
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-287-0762-7
Spojrzał w górę.
Rozpościerający się nad nimi błękit był martwy. (s. 167)
Powieść
Martwy błękit Krzysztofa Bochusa
wygrałam w grudniu. Otrzymałam książkę z… pozdrowieniami od Abella i życzeniami
przyjemnej lektury. Nie znałam Abella wcześniej (pierwszy tom serii to Czarny manuskrypt), ale dałam mu szansę
pojawić się w moim życiu.
Pozornie samobójstwo
upraszcza sprawę. Nie ma morderstwa, nie ma zbędnego śledztwa. (s. 58)
Christian
Abell, radca kryminalny w Gdańsku, oficer policji, wiosną 1933 roku rozpoczyna
nowe śledztwo. Ofiarą jest żydowski kolekcjoner obrazów i dzieł sztuki, posiadacz
najcenniejszej kolekcji w Sopocie, właściciel dużej firmy budowlanej, który
bardziej czuł się Niemcem – Saul Rottenberg. Wszystko wskazuje na samobójstwo, lecz
Abell tak łatwo nie odpuszcza. Przygląda się zebranym śladom pod różnym kątem i
dostrzega to, czego inni nie widzą. Jego upór, wnikliwość, spostrzegawczość, skrupulatność
i inteligencja mają co robić. Ich praca przynosi efekty. Niestety, także te
negatywne. Zarówno dla samego oficera, jak i rodziny Rottenbergów. W makabrycznych
okolicznościach giną kolejni członkowie żydowskiej rodziny. Także sam radca
kryminalny wpada w tarapaty i nieraz zostaje poszkodowany w toku prowadzonego
śledztwa. Ewidentnie komuś przeszkadza, komuś zawadza. Nic nie idzie po jego
myśli, niejasności i wątpliwości mnożą się, lecz on niezmordowanie podąża
tropem morderców, choć zagrożone jest jego życie.
Żadna śmierć nie
jest taka sama. (s. 165)
Ofiary
przed śmiercią bardzo cierpiały, umierały w agonii, jakby ktoś specjalnie na
raty rozkładał ich męczarnie. Wyobraźnia czytelnika pracuje na wysokich
obrotach, widzi nieuzasadnione bestialstwo i okrucieństwo. Czytelnik szuka
sprawcy wczytując się w kolejne rozdziały kryminału. Wraz z Abellem prowadzi
śledztwo, zgłębia tajniki sztuki malarskiej i żydowskiej Kabały, gdyż najpierw
musi rozwiązać zagadkę zza grobu, którą pozostawił mu Saul Rottenberg. O ile
wnikliwa analiza obrazów uznanych europejskich malarzy mnie zafascynowała, o
tyle wywody kabalistyczne nieco mnie przerosły, z kolei zaintrygowały mnie
pewne wizje na temat przyszłości, choć były tylko epizodami. Czytelnik próbuje
wyprzedzić oficera policji o krok. Nie jest łatwo, bo dochodzenie się komplikuje
i rozrasta, a przełożeni i oficjele miasta naciskają na szybkie zakończenie
śledztwa.
To dobrze,
Abell. Już najwyższy czas zamknąć tę sprawę. (s. 274)
Kryminalna
intryga wciągnęła mnie dość szybko i z zainteresowaniem śledziłam poczynania
bohatera, uważnie przyglądając się jego pracy i metodom śledczym. Książka trzymała
mnie w napięciu do końca, a dodatkowo dramatyzm potęgowały pogoda i nastroje na
Pomorzu w 1933 roku. Rozwiązanie poszczególnych zagadek i całego śledztwa jak
najbardziej mnie usatysfakcjonowało, a jeszcze bardziej postępowanie Abella w
scenie finałowej. Jednak co ciekawe, niektóre opisane zdarzenia miały swój
finał we wrześniu 2016 roku, ale o tym w „Epilogu”.
Nie lubię go.
[…] Czasami mnie wręcz wkurwia. Zawsze musi mieć swoje zdanie i lekceważy
hierarchię służbową. Ale trzeba przyznać, że to cholernie dobry śledczy. (s. 154)
Te
słowa komisarza Kellermana najkrócej i najdosadniej opisują głównego bohatera. Christian
Abel to twardy i wytrwały zawodnik, arogancki mądrala, który tak łatwo nie
zrezygnuje z obranego celu. Jego życie jest podporządkowane pracy, a on sam hołduje
pewnym zasadom. W jego branży reguły są jasne – jest wina, jest i kara. Ten niemiecki
oficer często nieprzystępny i trudny do rozgryzienia ma efekty w swojej pracy. Po
rozwodzie nie szuka towarzystwa kobiet, choć i jego dosięga strzała Amora. W trakcie
wielkiego śledztwa oficer policji poznaje młodą kobietę i ulega porywom serca. Spodobała
mi się Christian Abell między innymi, dlatego że czasami popełniał błędy, gdyż
zbyt wierzył ludziom lub sam coś przeoczył, za bardzo chciał szybko rozwiązać
sprawę. Na szczęście jego umiejętności, łut szczęścia i wachmistrz Kukulka bardzo
mu się przydają. Tak samo jak kilka semestrów z historii sztuki.
W Tolkynen, to
kawał drogi stąd. Niedaleko Rastenburga. (s. 406)
W
kryminale retro przypadkiem odnalazłam swoje okolice, co mnie zaskoczyło. Krzysztof
Bochus precyzyjnie i rzetelnie odmalowuje Sopot i Wolne Miasto Gdańsk – główne miejsca
wydarzeń, ludzi, życie w tych miastach, półświatek. W tekście są nazwy ulic, kawiarni,
restauracji, w których pojawiają się bohaterowie. Wprawdzie na końcu powieści
znajduje się „Indeks miast topograficznych wraz z odpowiednikami nazw
współczesnych”, ale aż się prosi o mapy tych dwóch miast, by jeszcze bardziej
zobrazować miejsca wydarzeń. Przygotowanie merytoryczne autora widać nie tylko
po opisach, ale też w szczegółowych przypisach. Poza tym wydarzenia fikcyjne
rozgrywają się na tle autentycznych wydarzeń historycznych. Czytelnik poznaje propagandę
nazistowską, bierze udział w wiecu pierwszomajowym, czuje nastroje antysemickie
i antypolskie, jest świadkiem największej afery korupcyjnej, poznaje system
korupcji i zależności oraz skutki wielkiego kryzysu. Lata trzydzieste to barwny
okres historii, choć z mrocznym klimatem, i autor to uchwycił.
Okrucieństwo ma
swoją cenę – zawsze pozostawia jakiś dodatkowy ślad. (s. 166)
Martwy błękit Krzysztofa
Bochusa to dobry kryminał retro przenoszący czytelnika do roku 1933, do Sopotu
i Wolnego Miasta Gdańska, mocno osadzony w malarstwie i żydowskiej Kabale, z
rozbudowaną warstwą obyczajowo-społeczną osadzony na tle wydarzeń historycznych
i z romansem w tle.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Lubię kryminały retro. Fajnie, że intryga Cię wciągnęła.
OdpowiedzUsuńBo tu się liczy inteligencja i spostrzegawczość, a nie DNA i inne takie.
UsuńJeszcze nigdy nie czytałam kryminału retro, więc przyznam szczerze, że jestem bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobry gatunek, jeśli ktoś lubi kryminały i zagadki.
UsuńTo zdecydowanie coś dla mnie, zapisuje autora i zaczynam się rozglądać za pierwszym tomem (jakoś tak lubię po kolei :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię po kolei. Ale jakoś nie odczuwałam braku znajomości pierwszego tomu serii. Można spokojnie czytać oddzielnie.
UsuńJuż mi się podoba.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Abell i spółka przypadli Pani do gustu. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję i ja. Literkowe serdeczności!
Usuń