Tytuł:
Ukryty rękopis
Tłumaczenie:
Przemysław
Hejmej
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Liczba stron: 512
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2018
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2018
ISBN: 978-83-66074-28-6
W zrujnowanych wojną Niemczech
amerykański żołnierz Henry Sachs znajduje w opuszczonej rezydencji stary
rękopis muzyczny, który chce wziąć na pamiątkę. Na jego drodze staje
dziewczyna, którą oszołomiony mężczyzna zabija i ucieka. Sześćdziesiąt lat
później siostrzenica Henry’ego, Susanna Kessler stara się otrząsnąć po
napadzie, który spotyka ją na ulicach Nowego Jorku. Niedługo potem jej ukochany
wuj umiera, a kiedy Susanna porządkuje jego rzezy, odkrywa tajemniczy rękopis.
Kobieta postanawia dowiedzieć się, do kogo należał i zwrócić go prawowitemu
właścicielowi. Wkrótce Susanna wyruszy w podróż, dzięki której pozna prawdziwą
historię własnej rodziny. Zanim to jednak nastąpi, będzie musiała odkryć
sekrety berlińskich salonów z końca XVIII wieku, gdzie brylowała Sara Itzig
Levy, wirtuozka i kolekcjonerka dzieł muzycznych. To właśnie ona ukryła
niebezpieczny rękopis Bacha. Nie wiedziała jednak, że to dzieło i jego
niepokojące przesłanie staną się klątwą dla niej i jej rodziny na wiele
pokoleń.
Są tytuły książek, które mnie z miejsca zaciekawiają. Do takich należał Ukryty rękopis Lauren Belfer. Blurb też mnie zaciekawił. A jak powieść?
Dalej
następowały miejsce i data – Berlin den 9
Juni 1783. (s. 91)
Susanna
Kessler i Sara Itzig Levy to dwie kobiety z różnych epok połączone wspólną
tajemnicą. Obie otrzymały niejako w prezencie partyturę kantaty. Jest ona
niezwykła i cenna, ponieważ jej autor to Jan Sebastian Bach. Dzieło nigdy nie
ujrzało światła dziennego z jednego powodu – treść zawiera w sobie niepokojące
elementy. Kontekst dziejowy i kontrowersyjne zapatrywania kompozytora wpływają
na przyszłość dzieła.
Gdyby Bóg
naprawdę istniał, on albo ona, nie odwracałby swojej twarzy od człowieka i nie
dopuścił, żeby stało mu się coś złego. (s. 461)
Odkrycie
rękopisu, poglądy pastora Mansholta i kilka innych elementów wpłynęło na
poglądy Susanny i Daniela, który bada rękopis. Każde z nich zaczyna analizować
swój światopogląd religijny, zastanawiać się nad istnieniem Boga i wiarą. Punktem
kulminacyjnym dla tych wątpliwości i dylematów jest przemówienie
trzynastoletniej Helen Krieger na jej bar
micwie. Nastoletnia Żydówka zawsze nią pozostanie, ale odkąd usłyszała o
Holokauście zaczęła się zastanawiać, czy Bóg istnieje. Jej wnioski i przesłanie
dla gości zgromadzonych na uroczystości warto sobie zapamiętać. Jest coś, co
stoi ponad religią, ponad wyznaniem czy narodowością człowieka.
Pierwszy ustęp
zagrałam bez żadnego błędu, moniseur Bach.
(s. 57)
Akcja
powieści toczy się w dwóch wymiarach czasowych – współcześnie w Ameryce i od
października 1776 roku w Berlinie, w Prusach. Wtedy to piętnastoletnia
uzdolniona Żydówka z bogatego domu pobiera lekcje muzyki od Wilhelma Friedmanna
Bacha, najstarszego syna Jana Sebastiana Bacha. To ona po kilku latach dostaje
w prezencie od swego nauczyciela manuskrypt kantaty. Powierzenie tego dzieła w
odpowiednie ręce w celu ukrycia go przed światem jest niezmiernie ważne. Dzieje
przechowywania rękopisu nieznanego utworu Bacha przykuwają uwagę, jednak
informacji na ten temat jest niewiele, a szkoda. Autorka bardziej się skupia na
bohaterce. Czytelnik śledzi historię rodziny Sary Levy, odkrywa kolejne
muzyczne talenty w jej rodzinie, towarzyszy w rozmowach, bywa na jej
cotygodniowych koncertach, na których zbierała się śmietanka towarzyska i
wybitni artyści II połowy XVIII wieku i I połowy XIX wieku, jest świadkiem
historii Prus. Realia historyczne wiernie oddają tamte czasy, a czytelnik
odnosi wrażenie, że przeniósł się w czasie i aktywnie uczestniczy w
wydarzeniach.
Obraz
rodziny żydowskiej na przestrzeni dwóch wieków i traktowanie ich przez innych
to wątek warty zainteresowania. Autorka skrupulatnie przedstawia traktowanie
Żydów w XVIII-wiecznych Niemczech i ich „obronę” przed mową nienawiści. Mimo
powszechnego szacunku dla niektórych osób, choćby dla Sary Levy, Żydzi nie
mieli łatwego życia. I tak do czasów II wojny światowej. W pewnym momencie nawet
Ameryka nie chciała przyjmować Żydów do siebie.
Dużo
miejsca autorka poświęciła pracy Susanny. Kobieta pracuje w Fundacji Rodziny
Barstowów. Realizuje statutowe zadania, koordynuje przyznawanie grantów. Mają
one wspólny cel – niesienie pomocy nowojorskim dzieciom (zajęcia szachowe,
rozbudowa biblioteki). I to by był ciekawy temat na powieść, bo fundacja robi
wiele dobrego, a z drugiej strony pracownica, która potrafi przeciwstawić się
swojemu bogatemu szefowi to jest coś. Niejako przy okazji rodzi się miłość, ale
jakoś tak enigmatycznie.
Tytułowy
Ukryty rękopis jest dziełem wyobraźni
autorki, ale w zgrabny sposób połączyła ona fikcję literacką z prawdą
historyczną, lecz chyba nie do końca wszystko przemyślała. Często kwestia
kantaty Bacha schodzi na dalszy plan na koszt życia codziennego bohaterów. Mnie
oprócz dziejów rękopisu i sprawdzania jego wiarygodności interesowała
problematyka żydowska oraz działalność fundacji. Jednak wykonanie powieści przeciętne,
w dodatku z kilkukrotnym błędem „bat micwa”. Niektóre fragmenty omijałam
wzrokiem. Zakończenie mnie zaskoczyło, gdyż z treści się dowiedziałam, że minął
prawie rok od ostatnich zdarzeń, a dodatkowo miało ono bardzo dynamiczny i
zaskakujący przebieg w porównaniu do zwykłego tempa akcji w powieści. Na uwagę
zasługują kobiety i muzyka, która gra z kart stron.
Ukryty rękopis Lauren Belfer
polecam osobom zainteresowanym muzyką, kwestią żydowską, działalnością fundacji
i historią tajemniczego manuskryptu kantaty.
Książka bierze
udział w wyzwaniu:
Problematyka żydowska oraz działalność fundacji też z pewnością by mnie zainteresowała.
OdpowiedzUsuńTo najciekawsze wątki poboczne.
UsuńZaciekawiła mnie ta książka.
OdpowiedzUsuńTo dobrze.
Usuń