Tytuł:
Miłość szeptem mówiona
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 422
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2018
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2018
ISBN: 978-83-8083-966-3
Zdecydowałam
się poznać historię o przyjaźni ubranej we wszystkie odcienie miłości, czyli
przeczytać debit literacki Moniki Joanny Cieluch Miłość szeptem mówiona, którą otrzymałam w ramach Book Touru.
W końcu nadszedł
dzień, w którym Margaret została zdana na samą siebie. (s. 44)
Beztroska
26-letnia Brytyjka świetnie się w życiu bawi. Aż za bardzo, co martwi jej
babcię Sophię. Kobieta nie radzi sobie z wnuczką, która ma po niej odziedziczyć
dużą firmę kosmetyczną. Obawia się, że rodzinna firma zostanie sprzedana. Na
Margaret Megan Murphy nie działają żadne prośby ani groźby. W dodatku młoda
kobieta wypiera się polskich korzeni i unika języka polskiego. Pewnej nocy przelała
się czara goryczy. Uparta i nieco egocentryczna babcia wymyśliła plan
sprowadzenia wnuczki na właściwą drogę. Zaczęła wcielać go w życie. Megan wybrała
mniejsze zło – wyjazd do Polski, do ciotki Heleny, przyjaciółki Sophie. W
Strzyczewicach przez trzy miesiące ma zmierzyć się z polskością i prawdziwym
życiem bez luksusów.
Oto on,
człowiek, którego wspomnienie prześladowało ją od wczesnych lat dzieciństwa,
wypełniając je strachem i nocnymi koszmarami. (s. 250)
Nikt
tak naprawdę nie wie oprócz Gośki, co przed dwudziestu laty zdarzyło się w
Strzyczewicach – jej osobistym piekle na ziemi, jak od tamtej pory wyglądało
jej prawdziwe życie i z czym się borykała. Teraz musiała zmierzyć się z
przeszłością, koszmarami i Tomaszem, wnukiem Heleny, oprawcą z dzieciństwa. Na
dzień dobry Margaret dostała list z nakazami i zakazami. Swoją pracę zaczęła
następnego dnia rano. Tomasz, jej szef, kazał jej… wyrzucić obornik z kilku
boksów koni. Dla londyńskiej paniusi rozpoczęły się trzy miesiące męki w
Lawendowym Dworku.
Jeśli Helena nie
poradzi sobie z najmłodszą Murphy, Sophie będzie zmuszona przyznać się do
kolejnej życiowej porażki. (s. 13)
Autorka
poruszyła kilka problemów w książce. Nie zdradzę wszystkich, by nie psuć innym
radości czytania. Na pierwszy plan wysuwa się szkoła życia, jaką dostaje Gośka.
Codzienność bohaterki to ciężka praca, upokorzenie, irytacja, niezrozumienie,
zmęczenie, ból, z rzadka śmiech czy satysfakcja. Każdego dnia odbiera kolejne,
cenne lekcje od różnych nauczycieli – Tomasza, Majki, starego Nowaka, ciotki
Heleny. Czy niegrzeczna Margaret stanie się grzeczną Małgorzatą?
Na
drugi plan wysuwa się polskość i niechciane przez Megan dziedzictwo kulturowe i
narodowe. Kobieta zna język polski, ale go nie używa, dopiero w ojczyźnie
swoich przodków zmuszona jest mówić po polsku. Dialogi z jej udziałem bawią,
gdyż jest to mieszanina polskiego z angielskim (są przypisy!) oraz
poprzekręcane słowa. Momentami nieźle się można uśmiać. Także z wyczynów Gucia.
Do tego polska mentalność, polska wieś i jej „wielobarwność” od sąsiada dziwaka
po pijaka.
I
przyjaźń, która poniekąd narzucona, staje się czymś prawdziwym, która uczy
bliskości drugiego człowieka, a jednocześnie sprawia, że pod jej wpływem
człowiek się zmienia, odkrywa siebie. Ale czy można zaprzyjaźnić się z drugą
osobą w ciągu trzech miesięcy? Czy to nie koleżeństwo przypadkiem? Poznajcie
gadatliwą Majkę o ciepłym uśmiechu, która nie może się rozstać z pewną książką.
Kochać kogoś, to
znaczy zrobić wszystko, by mógł być szczęśliwy. (s. 418)
I
miłość w różnych odcieniach – ta rodząca się z czasem, powoli; ta wybuchająca
gejzerem pożądania, przyciągająca dwoje ludzi do siebie nawzajem; ta rodzinna –
czasami z ciężką ręką, czy ponad wszystko; ta rodzicielska, babcina i ta
erotyczna, namiętna. Czytelnik cofa się w czasie i poznaje historię miłości
Sophie. Zośka miała swoje za uszami. A na okrasę miłość do zwierząt. Miłośnicy
koni będą usatysfakcjonowani akcją rozgrywającą się w stadninie Tomasza
Winiarskiego, choć mnie trochę zabrakło psa. Mało było lawendy, nie pachniało
nią zbyt mocno.
Gdzieś we
wnętrzu duszy czuła, że mimo swoich usilnych starań i wielokrotnych prób
wtopienia się w życie wsi, wciąż sercem i duszą tkwiła w Londynie. (s. 192)
W
powieści nie mogło zabraknąć tajemnicy, i to niejednej. Te z przeszłości Zośki
są odkrywane stopniowo. Te z przyszłości także. Niektórych rzeczy łatwo się
domyślić. Autorka przemyca jakieś ogólne uwagi, czytelnik próbuje zgadnąć, co
się stało i nie może się doczekać prawdy. Bomba emocjonalna wybucha pod koniec.
Zakończenie wprawia w zdumienie, także te w epilogu. Dużo w tej książce
licznych zwrotów akcji, paleta emocji mieni się różnymi odcieniami. Od śmiechu
po łzy (przygotujcie chusteczki), choć nie taki był plan Sophie. Życie
zaskakuje, a krnąbrny i niesforny los przynosi „dary” wedle uznania, śmiejąc
się człowiekowi w nos z jego postanowień.
Keep calm! You
can do it! (s. 63)
Miłość szeptem
mówiona
Moniki Joanny Cieluch zaczarowała mnie tylko na dwa dni, bo nie mogłam się od
niej oderwać. Do tej pory siedzi w mej głowie historia przymusowego urlopu niepokornej
Margaret i szkoły życia. Gośce kibicowałam od początku, gdyż to twarda i
zawzięta babka, ale i ona jest tylko człowiekiem. Wzięłam do ręki obyczajówkę z
humorem, jak założyłam po wstępie, a odłożyłam „życiówkę”, w której zostały
poruszone bardzo ważne kwestie i która wywołała we mnie mnóstwo emocji. Autorce
dziękuje za propagowanie szczytnego celu na kartach powieści, którą gorąco
polecam.
Książka bierze
udział w wyzwaniu:
Super, gdy książka w ten sposób czaruje :)
OdpowiedzUsuńO, tak!
UsuńMam ją w planach. 😊
OdpowiedzUsuń