Dziś siódmy
rozdział powieści Zielarka Katarzyny
Muszyńskiej, którą objęłam patronatem medialnym.
Zapadłe,
wrzesień 1111 roku
Dwie
łodzie, których dzioby ozdabiały skręcone kły narwali, przybiły do
piaszczystego brzegu. Pod osłoną nocy dwunastu ludzi sprawnie zeskoczyło na
ląd. Przybysze nie tracili czasu, rozpalone ogniska obserwowali już z wody. Na
tych ziemiach pachniało świerkami i żywicą. Eskil wskazał na Flokiego i Higona,
którzy mieli przeprowadzić zwiad. Za osadą rozpościerał się potężny i prastary
las. Przykucnęli na skraju i czekali.
–
Pięć chat, większość śpi, nie ma straży – zameldował Floki, który bezszelestnie
pojawił się tuż obok Eskila.
–
Czas sprawdzić, czy twój węch się nie zepsuł od morskiej soli. – Machnął ręką,
a pozostali ruszyli za nim.
Pomorzanie
nie byli przygotowani na atak. Ludzie Eskila zagonili ich do największego
domostwa i zabarykadowali w środku. Część zabudowań podpalili, a gęsty dym
objął całe Zapadłe.
–
I znów tylko rybie flaki i nic niewarte drewniane misy! – Eskil ze złością
rzucił trzymanym w ręku naczyniem.
Przed
nim ułożono wszystko, co znaleziono w osadzie. Nie było tego dużo. Kilka
przerażonych kurczaków, dwie stare szkapy, rybackie sieci, beczki z suszonym
mięsem, płócienne worki z mąką na chleb i dwa sery. A do tego pełno mis, kubków
i dzbanów. No i oczywiście ryb.
–
W głębi lądu będzie lepiej. Mam przeczucie… – Floki niepewnie położył dłoń na
plecach Eskila.
–
Twoje przeczucia bez przerwy zawodzą! – warknął i strącił jego rękę. –
Zapakujcie jedzenie, weźcie też konie. Ruszamy, zanim dym sprowadzi tu innych!
– krzyknął do pozostałych.
–
A co z kobietami? Należy nam się odrobina zabawy – zaprotestował Morth.
–
O! Na pewno nie! – Astrid z furią stanęła naprzeciwko niego i wyciągnęła przed
siebie ciężki miecz.
Rudowłosa
była jedyną wojowniczką w ich gronie. Eskil jednym sprawnym ruchem wytrącił jej
oręż z dłoni.
–
Idziemy! – wrzasnął tylko.
Nikt
nie ośmielił mu się sprzeciwić.
Uwinęli
się błyskawicznie. Eskil postanowił, że będą trzymać się puszczy i na razie
unikać domostw. Spalona wioska będzie ostrzeżeniem dla tutejszej ludności. Nie
sądził, aby wieśniacy z tej krainy potrafili się skrzyknąć i stawić im opór. Z
tego, co widział, byli to niewyszkoleni rybacy. Chociaż niewykluczone, że
gdzieś w głębi tych ziem kryli się wojownicy. Szli aż do świtu. Lasy nie
różniły się od tych rosnących w jego rodzinnych stronach. Były gęste, dzięki
czemu łatwo było się ukryć liczącemu tuzin dusz oddziałowi. Eskil stwierdził,
że wystarczająco oddalili się od nabrzeża i zarządził postój.
–
Floki i Astrid! Pierwsza warta wasza. Za trzy godziny ruszamy dalej. – Usiadł
pod drzewem, nieopodal niewielkiego strumyka tak, że widział w wodzie swoje
odbicie.
Był dość wysoki i dobrze zbudowany. To pierwsze odziedziczył
podobno po ojcu, tak samo jak ostre rysy twarzy i wystające kości policzkowe.
Drugie zaś zawdzięczał ciężkiej pracy na łodzi. Miał błękitne, mówiło się, że
wręcz lodowate oczy i jasne włosy. Od spodu były wygolone do samej skóry, a na
czubku głowy związywał je skórzanym paskiem. Gdy rozpuszczał kosmyki, sięgały
mu do ramion. Wyjął z worka przytwierdzonego do pasa nieduży, przypominający długą
igłę przedmiot i fiolkę z ciemnym płynem. Zamoczył ostry koniec w barwniku.
Patrząc w wodę, nakłuł skórę i wprowadził pod nią czarną substancję. Wykonał
ukośną cienką kreskę. Taką samą jak osiem innych, które zdobiły jego policzki i
czoło. Jedna na każdą wioskę, którą ograbili.
Kolejny bardzo zachęcający fragment. 😊
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba.
UsuńJuż niecały tydzień do premiery. :)
OdpowiedzUsuńOdliczam i czekam na swoje egzemplarze. Na dniach recenzja.
UsuńCiekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńBo i tak jest. :)
UsuńMuszę przyznać, że bardzo mnie zaciekawiłaś :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Cieszę się!
UsuńSerdeczności literkowe! :)