Tytuł:
Niedaleko pada trup od denata
Wydawnictwo: Dragon
Seria: Seria z trupem
Tom: 1
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2019
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2019
ISBN: 978-83-8172-225-4
Z
przyjemnością sięgnęłam po komedię kryminalną Iwony Banach Niedaleko pada trup od denata, gdyż znam jej poczucie humoru. Czasem
trzeba się… zakalapućkać!
Pomieszczenie,
wypełnione po brzegi miłośniczkami literatury romantycznej, z wypiekami zarówno
w rękach, jak i na twarzach, było salą wystawową biblioteki publicznej. (s. 5)
W
miasteczku kobiety czytają dużo romansów. Nie podoba się to ich mężom. Patologia
się rozprzestrzenia. Mąż żony namiętnie czytającej romanse próbuje udusić
pisarza na spotkaniu autorskim w bibliotece. Po kilku dniach w domu prepperki Emilii
znaleziono ciało pisarza, notabene jej eksmęża. W pensjonacie ktoś zamordował
autorkę tuż przed spotkaniem z czytelnikami. Rusza śledztwo policji, prywatne
Magdy zainteresowanej młodym policjantem, początkującego dziennikarza Pawła i dochodzenie
trzech kobiet, o ile tak to można nazwać. Bo one wiedzą, a raczej widzą, kto jest
mordercą. Drogą dedukcji pozazmysłowej! W tym specjalizują się trzy wariatki,
znaczy się starsze panie, które na YouTube przeszły internetowe wtajemniczenie
i ukończyły kurs. Mają moce! I certyfikaty! Mogą łowić demony legalnie. No i
łowią… O mamuniu, jak one łowią! Bez strat się nie obejdzie, także w ludziach pokonanych
uszczerbkami na/w zdrowiu.
„Gust nie
uratuje ci życia, a porządny wał ziemny obłożony oponami już tak”. (s. 25)
Apokaliptyczna
wariatka Emila Gałązkowa z końcowoświatowym szaleństwem okraszonym pasją
mykologiczno-puszkowo-książkową zadziwiła mnie… psią sralnią Rafaela i wyglądem
swego domostwa. Aż się za głowę złapałam, ile ona miała tych pomieszczeń i gdzie!
I jak „pieszczotliwie” o nie dbała, odgradzając posesję od zawistnych sąsiadów.
Jej dom funkcjonuje według zasady: Mój dom, moja twierdza. Choć w moim mniemaniu
bardziej: Moja posesja, moja twierdza. Sama właścicielka może się w niej
znokautować.
To normalnie
katastrofa. (s. 114)
Lubię,
jak coś się dzieje w powieści, a tu dzieje się wiele. Akcja co rusz dokonuje
zwrotów… pełnych za sprawą nieujarzmionej wyobraźni autorki. Wartka akcja
porwała mnie od spotkania autorskiego z rękoczynami. Gdy doszło do kumulacji w
kulminacji, płakałam ze śmiechu i nie mogłam dalej czytać, bo ocierałam płynące
łzy. Tak, płakałam nad książką i to nie raz. Jeśli ktoś nie zna poczucia z
humorem Iwony Banach, to powinien nadrobić zaległości. Ja się zawsze przy nich
świetnie bawię. Pomysły autorki, pomieszanie z poplątaniem (zakalapućkanie),
neologizmy, zabawa słowami, abstrakcje i dziwactwa, słowem: armagedon.
Spróbujcie wyobrazić sobie zębate pranie, jazdę kartoteką, żelazko do podłogi
czy ucórcowienie. Da się? Z Iwoną się da. Tak jak stosowanie imiesłowów do
mordowania. Humor w wersji black.
Panie
aspirancie, ale biorąc pod uwagę sytuację, bo najpierw to chyba na SOR, ale
potem to czy ja wiem? Okulistyka, weneryczny czy psychiatryk? (s. 230)
W
książkach Iwony nie może zabraknąć przezabawnych bohaterów: Magdzini
absztyfikant, dziennikarz Paweł z przerostem ego kroczący wyboistą drogą do
matrymonialnych pieleszy; demoniczne wariatki przeszkolone by internet;
wariatka Emilia, córka szalonego wynalazcy, wypatrująca końca świata jak
zbawienia. Ba! Nawet wielkie bydlę Rafael rozsmakowany w butach bawi do łez.
Ważni są też inni: zakochujący się aspirant Mikołaj, siostrzenica prepperki
rozsądna zwykle Magda, pisarz romansów Artski z niebywałym gustem
architektonicznym, recepcjonistka z pensjonatu, matka Magdy.
Okolica pełna
była prawdziwych mężczyzn, takich, co to nie piorą skarpetek, nie jeżdżą po
trzeźwemu i nie wiedzą, że homo jest sapiens. (s. 13)
Jednak
jak się uważniej przypatrzeć, to pod warstwą humoru ukryta została polska
małomiasteczkowa mentalność – plotki, bezpodstawne oskarżenia, szukanie
winnych, psucie komuś opinii, przypinanie łatek, rozsmakowanie w procentach,
patologia w rodzinie. Mentalność mieszkańców miasteczka zatrważa, jeśli chodzi
o pojęcie modelu typowej rodziny. Tu ludzie wierzą w demony i duchy, a nawet je
widzą!
Im więcej
zamieszania, tym mniej konkretów. (s. 317)
Konkrety
w powieści są, nauka też z niej płynie. Uważajcie na spotkaniach autorskich. Ograniczcie
zamiłowanie do czytania romansów. Poznajcie statystyki morderstw popełnianych
według płci. Odkryjcie prawdziwy skarb. A gdy padnie trup obok denata, to
czytajcie dalej i bawcie się z czarnym humorem Iwony Banach. Poprawa humoru
gwarantowana!
Książka bierze
udział w wyzwaniu:
Kurczę, no ja jakoś się nie mogę przekonać do komedii kryminalnej. Wybitnie mi komedia z kryminałem nie idzie w parze. Albo jedno albo drugie. Choć recenzja bardzo zachęcająca i przyjemna. ;)
OdpowiedzUsuńMnie kiedyś fantastyka nie szła...
UsuńMam tę komedię kryminalną, ale jeszcze jej nie czytałam. Wszystko przede mną.
OdpowiedzUsuńTo czekam na Twoją recenzję. Zabawnej lektury życzę!
UsuńCoś ostatnio zraziłam się do komedii kryminalnych, ponieważ w ogóle mnie nie śmieszyły. Dlatego na razie nie mam ochoty sięgać po ten gatunek.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, nie wszystkie aż tak śmieszą. Zależy, czy nasze poczucie humoru zgra się z poczuciem humoru autora. Moje i Iwony zgrały się idealnie.
UsuńChętnie bym przeczytała jakąś fajną komedię kryminalną. :)
OdpowiedzUsuńPolecam książki Iwony!
Usuń