Autor: Joanna Szwechłowicz
Tytuł:
Ostatnia wola
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 280
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2015
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2015
ISBN: 978-83-8069-004-2
Już
niedługo Sylwester i kolejny Nowy Rok. Ale wpierw cofnijmy się w czasie. Jest
koniec 1938 roku. 95-letnia baronowa Wirydianna Korzycka zaprasza swoich
dalekich krewnych do siebie na Sylwestra. Z całej Polski zjeżdżają się dalecy
krewni, a że baronowa miała 3 mężów, to i nic dziwnego, że do Zbąszynia
zjeżdżają ludzie z różnych grup społecznych (m.in. lekarz, zakonnik,
sekretarka, pisarka). Każdy z nich wcześniej otrzymał swoisty list, który był
numerowany. Treść listu również była niecodzienna. Ciotka informowała, iż w
Sylwestra 31 XII 1938 roku zamierza umrzeć, ale na własnych warunkach, bo rak
wątroby jej nie zabije. O nie, na to staruszka pozwolić nie mogła, bała się
bólu. Wyselekcjonowanych krewnych zaprasza na odczytanie testamentu. Lecz nie
wszyscy stawiają się w komplecie.
Tym
samym pociągiem zjeżdża się kilkanaście osób, aczkolwiek jedna z nich nie
dojechała do celu podróży. Zenonowi zmarło się w jej trakcie. Po przyjeździe do
pałacu, na kolacji bez kolacji baronowa tylko obrażała swoich krewnych,
wyciągając brudy z ich życia i podsumowując ich dotychczasowe czyny,
upokarzając ich w obecności innych. Rankiem okazuje się, że zamiast samobójstwa
jest morderstwo, w dodatku podwójne. Ktoś spośród gości Wirydianny Korzyckiej
zabił ją i Tadeusza. Pozostali przy życiu próbują rozwikłać zagadkę, bowiem na
pomoc z zewnątrz nie mają co liczyć – pałac został odcięty od świata za sprawą
szalejącej śnieżycy i braku prądu.
Ugrzęźliśmy w
dziwnym pałacu, w którym każdy pokój urządzony jest w innym stylu. Nie możemy
wyjść, bo zaspy mają ze dwa metry. I wciąż pada! Na piętrze leży dwoje
nieboszczyków. A trzy kilometry stąd są Niemcy. Możecie udawać, że rozważania o
aktorach coś zmieniają, ale istota rzeczy jest właśnie taka, znaleźliśmy się w
dramatycznej sytuacji. (s. 133)
To
prawda, sytuacja nie jest wesoła. To najgorszy sylwester w życiu, z
najnudniejszymi ludźmi. Benedyktyn, ojciec Aleksander Herbst niejako przejmuje
dowodzenie pałacem i śledztwem, choć każdy z gości ma swoje podejrzenia i typy
mordercy.
Wszystkich
podejrzewamy. O wszystko. Nie da się inaczej, skoro rzeczywiście jesteśmy tutaj
tylko my. (s. 136)
Zakonnik
bawi się w spekulacje umysłowe. W myślach powtarza sobie:
Mniej
benedyktyństwa, więcej matematyki. (s. 153)
Kieruje
się logiką, uważnie obserwuje, rozmawia i wyciąga wnioski
Wiem dokładnie
tyle co inni. Rzecz jedynie w wyciąganych wnioskach. Jedni z panieńskiego
rumieńca dedukują zakochanie, inni niezwykłą bystrość umysłu, Urszulo. (s. 241)
Wśród
gości jest też dziecko. To 13-letnia Basia, córka pisarki romansideł, bystra i inteligentna
dziewczynka. Nie każdy nadąża za jej tokiem rozumowania.
Na
początku myliły mi się osoby, choć pochodziły z różnych warstw społecznych.
Każda z nich ma ciekawy życiorys, ciekawą przeszłość oraz skrzętnie skrywane
tajemnice i motyw, by się połasić na bogactwa ciotki. I każda z nich wydawała
mi się postacią współczesną, a nie sprzed prawie 80 lat.
Powieść
czyta się zaskakująco szybko, bo i cała fabuła jest przemyślana, a styl przyjemny.
Akcja ma tempo. Narrator zaznacza upływający czas informując czytelnika o dacie
i godzinie. W książce dominują dialogi pomiędzy poszczególnymi bohaterami. To w
nich autorka wykorzystała ironię, swoisty czarny humor Może się wydawać, że
nieco dużo moralizowania, ale w końcu każdy bohater chce się obronić przed
piętnem mordercy. W zachowaniach postaci zabrakło mi emocji związanych z
morderstwem i mordercą – strachu, przerażenia, niepewności, czy nawet smutku z
powodu straty krewnych. Bo i kiedyś okazywanie uczuć było passe.
Jak
na mój gust, mało historii. Wprawdzie w rozmowach z odrobiną stylizacji językowej
czuć pierwsze obawy przed działaniem Niemców i przed wybuchem kolejnej wojny.
Wspomniane są Wolne Miasto Gdańsk i Warszawa, w której ilość gwiazd i ich
bliskość jest znacznie większa niż gdziekolwiek indziej. W stolicy na ulicy
można spotkać Ćwiklińską, Junosza-Stępowskiego, Smosarską czy Żabczyńskiego.
Trochę brak mi kolorytu epoki, gdyż pisarka skupiła się na śledztwie i osobie
baronowej, która pokoje dla poszczególnych gości urządziła z… ironią. Ale
ciekawość wzbudziła pisarka Urszula, wyzwolona kobieta, pisząca powieści dla
kobiet, samotnie wychowująca córkę. Podobało mi się sformułowanie, iż kobiety
są bardziej bystre i spostrzegawcze.
Kryminał
retro bazuje na dedukcji, uważnej obserwacji zachowań ludzkich i wyciąganiu
logicznych wniosków. I wszystko jest w tej powieści razem z dokładnym opisem.
Nowe informacje, przemyślenia bohaterów, fałszywe tropy, podejrzenia to
czytelnika przybliżają do rozwiązania zagadki, to oddalają. Dedukcja – to klucz
do rozwiązania zagadki podwójnego morderstwa. I wy bądźcie detektywami. I Wy
rozwiążcie zagadkę.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Czytałam pierwszą książkę autorki i podobała mi się bardzo, ulubiony czas akcji, to jak mogłaby mi się nie podobać. Trochę mnie martwi to, co piszesz, że mało historii, ale i tak chętnie bym przeczytała:)
OdpowiedzUsuńBo ja lubię dużo historii, więc jest to moje subiektywne odczucie.
UsuńKryminał retro? Nie wiem czy chcę przeczytać.
OdpowiedzUsuńps. Tytułem postu, przypomniałaś mi mój ulubiony wiersz ;)
Ja też nie wiedziałam, ale przeczytałam.
UsuńLubię kryminały retro z klimatem. Będę miała na uwadze tę książkę.
OdpowiedzUsuńRetro zawsze ma klimat.
UsuńTo jest książka dla mnie :) Już od jakiegoś czasu jej szukam :))
OdpowiedzUsuńOwocnych poszukiwań!
Usuń