wtorek, 14 listopada 2017

Jasna strona mocy



Autor: Marta Obuch
Tytuł: Francuski piesek
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 464
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
ISBN: 978-83-8075-162-0




Jak się nie ogarnie rzeczywistości, i to w jej podłym, codziennym wydaniu, nie ogarnie się niczego.  Zapewniam cię. To podstawa. (s. 191)
To ja się ogarnęłam i znalazłam powieść Marty Obuch, której pióro od dłuższego czasu bardzo chciałam poznać. Udało się! Zdobyłam książkę Francuski piesek.
Taaa… Umysł kobiety. Setka zakładek w Google, jednocześnie otwartych. A w każdej działa dźwięk. Znasz to? (s. 115)
Głównymi bohaterami są kobiety, sztuk trzy. Michalina właśnie kupiła dom z dużym ogrodem. Przeprowadziła się do niego i zamieszkała ze swoją przyjaciółką Zuzanną. Z powodu splotu różnych okoliczności gangestersko-więzienno-zusowskich dołączyła do nich Riczarda. Ekh… znaczy się Ryszarda Kociołek, kwiat polskiej kobiecości w wydaniu ekscentrycznym. W dodatku byłą kochankę byłego męża Misi! Ryszarda rzuca się w oczy i w…. uszy! Ponoć jest poza wszelkimi bazami danych i nikt za nią nie nadąży. Coś w tym jest! Na szczęście Ryszarda zamieszkała w domku znajdującym się w ogrodzie. Ale to nie uchroni mieszkanek ulicy Akacjowej od różnych, dziwnych rzeczy, które dopiero będą się tam dziać…
Palce ciśnie, znaki. Rękawice damy. (s. 233)
Jednak dom Misi wymaga remontu. Musi sama zakasać rękawy, ponieważ jej narzeczony Igła ma dużo pracy. Z pomocą spieszy nowy sąsiad Luk Lucateau –wyśmienity kucharz i właściciel restauracji bez nazwy. Przystojny Francuz działa na kobiety, zaraża uśmiechem i bawi sowim łamanym polskim. Drugi sąsiad, pan Tadeusz, jest mniej skory do pomocy, ale od czego ma się pracownika Sławusia.
Wobec powyższych faktów jestem zmuszona zastosować specjalne środki perswazji. Społeczeństwo należy użyć. Każdy, absolutnie każdy w swoim życiu musi się określić. Ja wybrałam jasną stronę mocy. (s. 358)

Tak mówi Zuza. Ale kobieta ma poważny problem – po raz kolejny oblała egzamin na prawo jazdy. Odgrażała się egzaminatorowi, że go zabije. Następnego egzaminu Zuza nie zamierza zdawać, ale prawko będzie mieć, więc schodzi na drogę przestępstwa. Zresztą… nie ona jedna! Jakby tego było mało ma problem ze swoim ukochanym, policjantem Marchewką. A może Pietruszką czy innym warzywem. Policja krąży. Koty też.
Oni [faceci] potrzebują wiatru pod beretem i przestrzeni. Hasania za dzikiem, za przestępcami, cokolwiek. A nie tylko ciągłego niu niu. Porzygać się można… (s. 267-268)
W powieści w trakcie rozmów poszczególnych bohaterów padają słowa, zdania, które można potraktować jako celne spostrzeżenia na temat danej płci, rady, a nawet złote myśli. Niektóre są zabawne, a inne brzmią poważnie i dają do myślenia. Są i takie, które szokują i otwierają oczy na naszą codzienność, na przykład ten poniższy cytat:
A dres nosi się we Francji jedynie na siłownię albo do biegania. W Polsce przeciwnie, dresów używa się do zabijania kobiecości prawie w każdym domu. (s. 306)
Pojawia się mama Luka, która wie, co to styl, piękno i umiar. Szkoda, że rad przez nią udzielanych autorka nie wplotła do akcji. Mogłaby z nich skorzystać nie tylko jedna z bohaterek. Misia z kolei prowadzi salon kosmetyczny, który raptownie znalazł się u niej w salonie. Ponoć „prawdziwe piękno jest za darmo, ale już za beauty słono się płaci” (s. 160). Mało jest też o polskiej kuchni i jedzeniu, a właściwie sztuce jedzenia, celebrowania posiłków. Według Luka Polska to „czarny gastronomicznie ląd pośrodku Europy”. Ale, ale… i tak ślinka cieknie!
Nie sfatyguj mnie, nie życzam baby! (s. 178)
Teksty Luka rozkładały mnie na łopatki! Powodem była oczywiście słaba znajomość języka polskiego. Jednak kaleczył nasz język ojczysty w tak uroczy sposób, że wszelkie pomyłki od razu szły w zapomnienie. Ale co się czytelnik naśmieje, to jego! Ponadto Zuza i Misia mają swój własny styl wypowiedzi, nieco pokrętny, nieco poetycki, w każdym razie pozostający w „wiadomej stylistyce”. Szczególnie Zuza ma dar do ciekawych sformułowań. W tej powieści obok komizmu słownego pojawia się komizm sytuacyjny. Bohaterki nie zawsze postępują rozsądnie, bo by padły z nudów.
Same inicjują różne zdarzenia, a los im tylko wydatnie pomaga w ich skomplikowaniu. Cuda i wianki!  
Nie można udawać, że przeszłości nie ma. I że się nie liczy. Przeszłość zawsze będzie, jest w nas zapisana, ale co innego w niej się taplać i ciągle rozdrapywać rany, a co innego przemyśleć, wyciągnąć wnioski i iść do przodu, wiedząc, że przeszłość nas wzbogaca. (s. 392)
Obok humoru pojawia się „przyziemność”. Jedna z bohaterek przechodzi przemianę także wewnętrzną. Zastanawia się nad swoim życiem i nad życiem w ogóle. Jej refleksje zmuszają też czytelnika do zatrzymania się i chwili zadumy. Bohaterki to złożone osobowości. Żeby je poznać, to trzeba zajrzeć pod powierzchnię. Szaleństwa im nie brakuje, głowy na karku też nie, a pomysły pojawiają się w mgnieniu oka.
Jeśli macie ochotę na oświadczyny z pompą, bombę ekologiczną, spotkania z przestępcami, kuchnię francuską, rozmówki polsko-francuskie oraz złośliwości Zuzy,  to sięgnijcie po Francuskiego pieska. Niech ta powieść zagości w Waszym literackim menu jako czasoumilacz na poprawę humoru i poradnik domowy. Smacznego!

Książka przeczytana w ramach wyzwań:

4 komentarze:

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.