Tytuł:
Jedwabne rękawiczki
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka
Data wydania: 2018
Oprawa: miękka
Data wydania: 2018
ISBN: 978-83-8075-377-8
Laura wiedzie
spokojne życie na ostatnim piętrze przedwojennej warszawskiej kamienicy, gdzie mieszka
wraz mężem i córkami. Czuje się tam szczęśliwa i bezpieczna, do czasu, gdy
znajduje na podłodze salonu amarantowy koralik ze strzępkiem srebrnej nici.
Intuicja podpowiada jej, że jest on ważny, podobnie jak zdjęcie dziewczynki z
lalką ukryte za obwolutą starego albumu, listy wypchane strzępkami znalezionych
pod podłogą papierzysk oraz jedwabna rękawiczka z wyhaftowanym tajemniczym
symbolem. Chęć wyjaśnienia tajemnicy zaprowadzi Laurę do maleńkiego
francuskiego miasteczka i domu z zamkniętymi okiennicami. Wewnątrz czekają na
nią zarówno odpowiedzi, jak i nowe pytania.
Pomiędzy bezwartościowymi szpargałami tkwiła cienka jedwabna rękawiczka. (s. 17)
Przyszła
pora i na najnowszą powieść Renaty Kosin – Jedwabne
rękawiczki. Gdy zaczęłam czytać, szybko przeniosłam się do świata wykreowanego
przez autorkę, do Warszawy, Jedwabnego, Bujan oraz do Francji. I na jakiś czas
tam zagościłam. Krótki czas, bo tak mnie wciągnęły polsko-francuskie wydarzenia.
Nie będę wprowadzać czytelnika w akcję, gdyż jest ona zbyt złożona, zbyt rozgałęziona
i pełna różnych rzeczy, detali. Musi wystarczyć blurb, bo inaczej bym musiała
spojlerować.
Przyjazd do
Jedwabnego spowodował, że wspomnienia wróciły. Dziecięce koszmary znów
panoszyły się w głowie dorosłej już kobiety. (s. 69)
Laura
musi załatwić ostatecznie sprawy związane ze sprzedażą starego domu rodzinnego
w Jedwabnem. Jednak zamiast zbliżyć się do ich rozwiązania, to one się coraz
bardziej gmatwają. Pojawiają się nowe znaleziska, nowe fakty, nowe komplikacje,
a Laura tak bardzo nie lubi swego rodzinnego domu, wręcz go nienawidzi. Ciotka Helena
próbuje jej pomóc, ale czy na pewno próbuje, a nie przeszkadza? Tajemnice rodzinne,
zagadki z przeszłości, zatajane informacje, kłamstwa to wszystko się kotłuje w
głowie bohaterki. Dochodzi ona do wniosku, że ma tego dość. I tu ja się
buntowałam przeciwko postawie Laury, bo na jej miejscu bardzo bym chciała
wiedzieć, co takie wydarzyło się w mej rodzinie na przestrzeni wielu lat.
irytowało mnie jej podejście do genealogii rodzinnej, choć rozumiałam jej
niechęć do starych domów.
Wszystko zamiast
się wyjaśniać, gmatwało się coraz bardziej. (s. 157)
Prawda
wiedzie Laurę nie tylko po polskich drogach, prowadzi ją także do Francji do
rodziny Berthier. I o ile to możliwe, a możliwe – sprawy jeszcze bardziej się
komplikują, a bohaterka zmienia swoje stanowisko w sprawach rodzinnych.
Dlatego poznana
wreszcie prawda z pewnością pociągnie za sobą konsekwencje. (s. 212)
Prawda
kroczy krętymi ścieżkami. Autorka snując swoją intrygę i gmatwając losy
przodków Laury wykorzystała chyba wszystkie możliwe opcje. Czego tu nie ma? Od rękawiczek
i koralika, przez stare papiery, kabalistyczne drzewo życia, dziwne tańce, lalkę,
jadeit – święty kamień mistyków, masonów, Żydów i ich pogromu w stodole w Jedwabnem,
Zakon Złotego Brzasku, dziwne tańce, stare listy, motyw motyla do sił zła i
mistycznego gruczołu – szyszynki! A i tak zapewne wszystkiego nie wymieniłam. Jednakże
całość jest spójna i logicznie ze sobą powiązana, na ile to możliwe, biorąc pod
uwagę niektóre z poruszanych aspektów, które wydają się być skrajnie od siebie
dalekie. Widać merytoryczne przygotowanie autorki, co się chwali. Zaskakuje również
czytelnika zakończeniem powieści, bo osobiście się takowego nie spodziewałam.
Większość spraw
zostało wyjaśnionych, ale wciąż tlił się w niej dziwny niepokój. (s. 249)
Niepokój
tli się w bohaterce cały czas. Zresztą nie tylko w niej. W innych bohaterach
również, ale to już z innych powodów. Ów niepokój przenosi się na czytelnika i
wzmaga jego ciekawość, jak potoczą się dalsze wydarzenia. Emocji w książce nie
brak i tych pozytywnych, i tych negatywnych. Udzielają się one czytelnikowi,
bowiem plastyczny język autorki potrafi zagrać również na emocjach czytelnika,
nie tylko poruszyć jego wyobraźnię.
Przypominam, że Jedwabne
to szczególne miejsce, jeśli chodzi o kwestię żydowską. (s. 48)
Renata
Kosin nie ucieka od Jedwabnego. To jej miejscowość rodzinna. Tu się urodziła i
wychowała i tu w połowie osadziła akcję swej ostatniej powieści. W „Słowie od
autorki” sama podkreśla autentyczność pewnych wydarzeń historycznych, realnie
istniejących miejsc czy rzeczywistych nazwisk, bo od tego po prostu nie
ucieknie, jednak cała otoczka to tylko bujna wyobraźnia autorki i świat fikcji
literackiej. Zagmatwany świat, w którym przeszłość, od której się nie ucieknie,
rzuca się cieniem na teraźniejszość.
Jedwabne rękawiczki Renaty Kosin to
obyczajówka wypełniona po brzegi rodzinnymi tajemnicami, emocjami i ludzką
ciekawością, z elementami sensacji i mistycyzmu oprawiona w piękną i
symboliczną okładkę.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Okładka bardzo przyciąga wzrok. Zapisuję sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńDobrze czynisz.
UsuńPrzeczytam z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńFajnie. :)
UsuńOstatnio często sięgam po obyczajówki, więc może skuszę się i na tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńA skuś się, skuś! :)
UsuńBrzmi bardzo zachęcająco! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję i zachęcam do lektury.
UsuńTwórczość autorki ciągle przede mną.
OdpowiedzUsuńTo zacznij od debiutu autorki.
UsuńCiekawi mnie ta książka, coś mnie w niej kusi...
OdpowiedzUsuńTo zapewne TA twarz... ;)
Usuń