środa, 6 maja 2020

Zabójstwa na raty


Autor: Iwona Banach
Tytuł: Niedaleko pada trup od denata
Wydawnictwo: Dragon 
Seria: Seria z trupem
Tom: 1
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2019
ISBN: 978-83-8172-225-4 




 
Z przyjemnością sięgnęłam po komedię kryminalną Iwony Banach Niedaleko pada trup od denata, gdyż znam jej poczucie humoru. Czasem trzeba się… zakalapućkać!
Pomieszczenie, wypełnione po brzegi miłośniczkami literatury romantycznej, z wypiekami zarówno w rękach, jak i na twarzach, było salą wystawową biblioteki publicznej. (s. 5)
W miasteczku kobiety czytają dużo romansów. Nie podoba się to ich mężom. Patologia się rozprzestrzenia. Mąż żony namiętnie czytającej romanse próbuje udusić pisarza na spotkaniu autorskim w bibliotece. Po kilku dniach w domu prepperki Emilii znaleziono ciało pisarza, notabene jej eksmęża. W pensjonacie ktoś zamordował autorkę tuż przed spotkaniem z czytelnikami. Rusza śledztwo policji, prywatne Magdy zainteresowanej młodym policjantem, początkującego dziennikarza Pawła i dochodzenie trzech kobiet, o ile tak to można nazwać. Bo one wiedzą, a raczej widzą, kto jest mordercą. Drogą dedukcji pozazmysłowej! W tym specjalizują się trzy wariatki, znaczy się starsze panie, które na YouTube przeszły internetowe wtajemniczenie i ukończyły kurs. Mają moce! I certyfikaty! Mogą łowić demony legalnie. No i łowią… O mamuniu, jak one łowią! Bez strat się nie obejdzie, także w ludziach pokonanych uszczerbkami na/w zdrowiu.
„Gust nie uratuje ci życia, a porządny wał ziemny obłożony oponami już tak”. (s. 25)
Apokaliptyczna wariatka Emila Gałązkowa z końcowoświatowym szaleństwem okraszonym pasją mykologiczno-puszkowo-książkową zadziwiła mnie… psią sralnią Rafaela i wyglądem swego domostwa. Aż się za głowę złapałam, ile ona miała tych pomieszczeń i gdzie! I jak „pieszczotliwie” o nie dbała, odgradzając posesję od zawistnych sąsiadów. Jej dom funkcjonuje według zasady: Mój dom, moja twierdza. Choć w moim mniemaniu bardziej: Moja posesja, moja twierdza. Sama właścicielka może się w niej znokautować.
To normalnie katastrofa. (s. 114)

Lubię, jak coś się dzieje w powieści, a tu dzieje się wiele. Akcja co rusz dokonuje zwrotów… pełnych za sprawą nieujarzmionej wyobraźni autorki. Wartka akcja porwała mnie od spotkania autorskiego z rękoczynami. Gdy doszło do kumulacji w kulminacji, płakałam ze śmiechu i nie mogłam dalej czytać, bo ocierałam płynące łzy. Tak, płakałam nad książką i to nie raz. Jeśli ktoś nie zna poczucia z humorem Iwony Banach, to powinien nadrobić zaległości. Ja się zawsze przy nich świetnie bawię. Pomysły autorki, pomieszanie z poplątaniem (zakalapućkanie), neologizmy, zabawa słowami, abstrakcje i dziwactwa, słowem: armagedon. Spróbujcie wyobrazić sobie zębate pranie, jazdę kartoteką, żelazko do podłogi czy ucórcowienie. Da się? Z Iwoną się da. Tak jak stosowanie imiesłowów do mordowania. Humor w wersji black.
Panie aspirancie, ale biorąc pod uwagę sytuację, bo najpierw to chyba na SOR, ale potem to czy ja wiem? Okulistyka, weneryczny czy psychiatryk? (s. 230)
W książkach Iwony nie może zabraknąć przezabawnych bohaterów: Magdzini absztyfikant, dziennikarz Paweł z przerostem ego kroczący wyboistą drogą do matrymonialnych pieleszy; demoniczne wariatki przeszkolone by internet; wariatka Emilia, córka szalonego wynalazcy, wypatrująca końca świata jak zbawienia. Ba! Nawet wielkie bydlę Rafael rozsmakowany w butach bawi do łez. Ważni są też inni: zakochujący się aspirant Mikołaj, siostrzenica prepperki rozsądna zwykle Magda, pisarz romansów Artski z niebywałym gustem architektonicznym, recepcjonistka z pensjonatu, matka Magdy.
Okolica pełna była prawdziwych mężczyzn, takich, co to nie piorą skarpetek, nie jeżdżą po trzeźwemu i nie wiedzą, że homo jest sapiens. (s. 13)
Jednak jak się uważniej przypatrzeć, to pod warstwą humoru ukryta została polska małomiasteczkowa mentalność – plotki, bezpodstawne oskarżenia, szukanie winnych, psucie komuś opinii, przypinanie łatek, rozsmakowanie w procentach, patologia w rodzinie. Mentalność mieszkańców miasteczka zatrważa, jeśli chodzi o pojęcie modelu typowej rodziny. Tu ludzie wierzą w demony i duchy, a nawet je widzą!
Im więcej zamieszania, tym mniej konkretów. (s. 317)
Konkrety w powieści są, nauka też z niej płynie. Uważajcie na spotkaniach autorskich. Ograniczcie zamiłowanie do czytania romansów. Poznajcie statystyki morderstw popełnianych według płci. Odkryjcie prawdziwy skarb. A gdy padnie trup obok denata, to czytajcie dalej i bawcie się z czarnym humorem Iwony Banach. Poprawa humoru gwarantowana!

Książka bierze udział w wyzwaniu:

8 komentarzy:

  1. Kurczę, no ja jakoś się nie mogę przekonać do komedii kryminalnej. Wybitnie mi komedia z kryminałem nie idzie w parze. Albo jedno albo drugie. Choć recenzja bardzo zachęcająca i przyjemna. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tę komedię kryminalną, ale jeszcze jej nie czytałam. Wszystko przede mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To czekam na Twoją recenzję. Zabawnej lektury życzę!

      Usuń
  3. Coś ostatnio zraziłam się do komedii kryminalnych, ponieważ w ogóle mnie nie śmieszyły. Dlatego na razie nie mam ochoty sięgać po ten gatunek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, nie wszystkie aż tak śmieszą. Zależy, czy nasze poczucie humoru zgra się z poczuciem humoru autora. Moje i Iwony zgrały się idealnie.

      Usuń
  4. Chętnie bym przeczytała jakąś fajną komedię kryminalną. :)

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.