Tytuł:
Zawierucha w wielkim mieście
Wydawnictwo: Prozami
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
ISBN: 978-83-65223-40-1
Nie idź przez życie na oślep. Ufaj ludziom, ale jeszcze bardziej sobie, swojemu sercu i swojemu rozumowi. Tam na pewno znajdziesz drogowskaz. (s. 73)
To
jedna z rad ojca Emila udzielona jego młodszej latorośli, Oldze, głównej
bohaterce powieści Krystyny Bartłomiejczyk Zawierucha
w wielkim mieście.
To zadziwiające,
jak niektóre nazwiska pasują do ich właścicieli. (s. 376)
W
rzeczy samej. Olga w zupełności zasłużyła i solennie zapracowała na swoje
nazwisko – Zawierucha. Wprawdzie ma tylko 26 lat, rude włosy, etat projektantki
krajobrazu w rodzimych Gorajkach, ale to zupełnie wystarczy, by skomplikować
sobie życie i innym. Olga nie zna się na ludziach i działa na opak. Bo jej
życie nie zawsze układa się zgodnie z planami. W swoim krótkim życiu zaliczyła
sporo głupstw, potknięć, upadków, a szczęścia nie zaznała, za to niefartu ma
jak…woda w studni!
Jej
ukochany Antek kocha nie tylko ją; uczynny kolega z pracy okazuje się być
uczynny inaczej – jest oszustem; koleżanka z jednego pokoju w pracy, która
dotąd była „niestrawna”, okazuje się być miłą osobą; a sympatyczna Lidka poznana
przypadkiem – rywalką. Pech prześladuje bohaterkę. Niemalże jednocześnie traci
chłopaka, pracę i poczucie własnej wartości. Szef Paluch wykrzykuje jej prosto
w twarz:
Ty powinnaś
nazywać się Nawałnica, nie Zawierucha! (s. 66)
Po
zawieruchach w Polsce przychodzi czas na Kanadę, bowiem Olga postanawia
skorzystać z zaproszenia i odwiedzić starszą siostrę Renę King w Mississaudze.
Za oceanem Olga łapie dystans do ludzi i życia, by wkrótce znów zawirował wokół
niej świat, do czego ewidentnie się sama przyczynia…
Każdy ma swoje
radości i smutki. Sztuką jest widzieć i jedne, i drugie i reagować na nie jak
trzeba. (s. 172)
W
życiu młodej bohaterki, jej rodziny i znajomych radości przeplatują się ze
smutkami, a wśród nich są ukryte tajemnice różnego kalibru, które przestają
nimi być w najmniej oczekiwanych momentach.
W końcu
tajemnice to bomby z opóźnionym zapłonem i nie powinno być ich wśród ludzi,
którzy się kochają. (s. 198)
Olga
to sympatyczna młoda kobieta, jednak nie bez wad. Wiecznie się spóźnia, nie
przywiązuje uwagi do stroju, nie umie oceniać ludzi, mówi szybciej niż myśli, a
języczek ma ostry jak brzytwa i nie przebiera w słowach. Z jednej strony da się
lubić, z drugiej nie do końca, zwłaszcza kiedy ma focha na cały świat. Bardzo
często odbierałam ją jako głupiutką, marudną nastolatkę, która dopiero poznaje
dorosłe życie i nie wie, co w nim i z nim zrobić. Jej zachowanie sobie, a
metryka sobie. Do tego nie ma szczęścia w miłości. Nawet w Montrealu, kiedy
wydaje się, że Błękitnooki to ten, że to już…
Była naiwna,
sądząc, że po przykrych doświadczeniach z mężczyznami jej serce nie będzie
domagało się swoich praw. Nie wzięła pod uwagę, że to krnąbrny organ,
niepodległy woli mózgu. (s. 311)
Zawierucha w
wielkim mieście
to powieść obyczajowa z wątkiem miłosnym w kilku odmianach. Olga wywoływała u
mnie mieszane uczucia. Bohaterowie pozytywni czasem okazywali się nieco mniej
pozytywni, ale były 2 postaci, który nie dało się lubić. Matt, były pilot,
który popadł w alkoholizm. Jego czepialskie kwestie potrafiły dopiec do żywego.
Niestety, jego wątek raptownie został urwany i nie wiadomo, jak potoczyły się
jego dalsze losy. Druga postać to Justyna alias Justin alias Dżastin. Aktorka i
kameleon w jednym. Jej manipulowanie ludźmi, podchody, gierki, miny niewiniątka
itp. Jednym mydliły oczy, innym otwierały.
Ale
jedna postać ubawiła mnie do łez. To pacjent szpitala, Czesio Maślanka. Jego
historia trafienia do sali szpitalnej rozbawiła mnie do łez. Śmiałam się w głos
przez kilka minut! Nie mogłam się opanować! A kropkę nad i postawiła jego
uwaga:
Za całym
szacunkiem, panie Antek… Kobiety nie mają wad, tylko hormony – wtrącił Czesio z
miną doświadczonego kobietologa. (s. 57)
Rozbawiły
mnie jeszcze 2 sceny na dyskotece i w ogrodzie Justin. Więcej nie zdradzę, ale
śmiałam się do rozpuku. A i teksty Olgi wykrzywiały me usta w uśmiech, bo
riposty to bohaterka umiała rzucać i się odgryzać.
Powieść
jest trochę nierówna pod względem treści. Między wątkiem polskim a montrealskim
jest wątek… spadku formy w życiu Olgi. Ma on miejsce jesienią i zimą w kraju
oraz na przez większość pobytu w Kanadzie, w domu siostry. I z tego też powodu
nie do końca pasuje mi tytuł do fabuły, skoro Montreal i Zawierucha to około
jednej trzeciej książki. I taki raptowny przeskok między Polską a Kanadą,
zupełnie obcymi ludźmi bez jakiegokolwiek uprzedzenia o zmianie miejsca
wydarzeń. A i zakończenie zostało spłycone, zabrakło mi wyjaśnienia i opisu
tego i owego.
Zawierucha w
wielkim mieście
na jakiś czas nieco zmieni pogodę w Waszym czytelniczym świecie – trochę
zawieje, zamiecie, potrząśnie i wstrząśnie wybuchami śmiechu oraz zwiedzie
pozorami.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Szkoda, że książka jest trochę nierówna. Ale nie mówię nie.
OdpowiedzUsuńNajlepiej samej się przekonać.
UsuńChoć książka ma pewne wady i niedociągnięcia, mogłabym się skusić. ;)
OdpowiedzUsuńPróbuj! :)
UsuńCzytałam tą książkę niecały rok temu, jednak mi nie przypadł do gustu styl autorki i humor w niej zawarty :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
ifeelonlyapathy.blogspot.com
Może przez owe nierówności...
UsuńZastanowię się jeszcze, a na na razie mam co czytać.
OdpowiedzUsuńRozumiem.
Usuń