Tytuł:
Grzechot kości
Tłumaczenie:
Maciek
Nowak-Kreyer
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-241-6204-8
Pytanie brzmi:
trzymać przy życiu, czy zabić? Ciało czy kość? (s. 66)
Normalny
człowiek nie miałby problemu z odpowiedzią na te dwa, wydawałoby się retoryczne
pytani. Ale główny bohater powieści Fiony Cummins Grzechot kości taki dylemat ma tylko przez krótki czas. Poznajcie…
Kolekcjonera Kości!
Lojalność
względem rodziny jest na pierwszym miejscu. Zawsze. Tak samo było z moim ojcem.
(s. 207)
Otóż
TEN mężczyzna w ciemnym garniturze tak potrafi się wtopić w tłum, że jest
niezauważalny. Na co dzień prowadzi normalne życie. Ma pracę, żonę, dom. Ale ma
też drugie życie, a którym jest kustoszem… rodzinnego muzeum makabry! Od kilku
pokoleń jego rodzina ma specyficzne hobby. Kolekcjonuje kości. Kości ludzkie.
Na górze otula
go cisza. Zamyka oczy i bierze głęboki oddech. Tam właśnie jest jego miejsce.
Wśród kości z kolekcji jego rodziny. W Ossuarium. (s. 63)
Teraz
ma zamiar powiększyć swoją kolekcję i dodać do niej dwa nowe eksponaty. Jest przygotowany,
ma wszystko zaplanowane, aby nasycić swoją obsesję. Jego celem jest dwoje
małych, bezbronnych dzieci, które łączy jedna rzecz…
On nadchodzi –
wyszeptał Jakey. – Stare Krwawe Gnaty nadchodzi. (s. 142)
W
krótkim odstępie czasu zaginęło dwoje dzieci. Młoda policjantka Etta Fitzroy
prowadzi dochodzenie. Zalewa ją fala wspomnień o innym uprowadzonym dziecku,
którego przed rokiem nie mogła ocalić, nie była w stanie ocalić. Zawiodła. Ale teraz
wpada na przerażający trop. Razem z Erdmanem Frithem, ojcem zaginionego
chłopca, startuje w wyścigu o życie porwanych dzieci, a czasu jest niewiele...
W
ciągu niespełna 2 tygodni rozgrywa się dramat. Dramat rodzin porwanych dzieci,
ich bliskich, sąsiadów, znajomych, obcych ludzi, rodziców oraz policji,
zwłaszcza śledczej Etty. Nie uratowała uprowadzonej Grace. W dodatku w jej
związku nie układa się najlepiej, a i siostra ma do niej słuszny żal. Porywacz
dzieci specjalnie zostawia ślady po sobie, jakby nęcił śledczych, zachęcał ich
do wytężonej pracy, jakby bawił się z nimi w kotka i myszkę i czekał na nich…
Stare Krwawe
Gnaty zabrał tamtą dziewczynkę. Widział to w telewizji. (s. 189)
Bohaterowie
w tej powieści jak dla mnie nie są do końca dopracowani, a przez to trochę
rozczarowują. Zwłaszcza matki porwanych dzieci – ich postawa zaskoczyła mnie
bardzo negatywnie (jak nie matki!), ojców zresztą też. Na szczęście choć jeden
przechodzi metamorfozę i bierze sprawy śledztwa w swoje ręce. Spodobała mi się
postać młodej detektyw, zawziętej tak bardzo, że jej najbliżsi schodzą na
dalszy plan.
Bo tak jak
żywych, kupować można martwych. (s. 64)
Na
czarnym rynku handluje się wszystkim. Są ludzie, którzy za odpowiednią cenę
znajdą poszukiwany przez kogoś towar i go sprzedadzą. Takim poszukiwaczem jest
Kolekcjoner Kości. Postać mroczna i dobrze zbudowana. Czytelnik poznaje
życiorys porywacza, kto miał wpływ na jego wychowanie i metody wychowawcze,
które na nim stosowano. Po raz kolejny okazuje się, jak istotny wpływ na życie
człowieka ma dzieciństwo i wychowanie, które kształtuje młody charakter. Temu przestępcy
należy współczuć choć trochę, bo nie do końca miał wpływ na to, kim się stał. Z
kolei inni mogą pozazdrościć sposobu postępowania z dziećmi, by mu zaufały, choć
były ostrzegane o nierozmawianiu z obcymi.
Kości chłopca
wyglądały tak, jakby pozrastały się w niewłaściwych miejscach, stanowiły taką
niechcianą, obcą obecność tuż pod powierzchnią skóry. (s. 119)
„Drobny
problem z kośćmi” chłopca w przyszłości miał go zabić. To syndrom człowieka z
kamienia (fibrodysplasia ossificans progressiva). To postępujące kostniejące
zapalenie mięśni – choroba, która z czasem zabije człowieka. Autorka pobieżnie opisała
tę chorobę rozwijającą się u chłopca od momentu jego narodzin, jego ból,
cierpienie psychiczne rodziców, pobyt w szpitalu, ale bardziej po macoszemu
potraktowała chorobę dziewczynki. Czułam niedosyt, chciałabym wiedzieć więcej o
chorobie i o chłopcu chorującemu na nią.
Jeśli Stare
Krwawe Gnaty naprawdę istniał, tak jak wierzył chłopiec, to by oznaczało, że
ucieleśnione zostały wszystkie jego lęki i niepokoje. A on, Jakey, miał być
następny. (s. 189)
Tempo
akcji wyznaczają poszczególne dni i godziny, lecz ja nie czułam szybkości
rozgrywanych wydarzeń ani napięcia i plątaniny uczuć u bliskich porwanych
dzieci. Brakowało mi. W trakcie czytania odniosłam wrażenie, że akcja się
snuje, zapewne przez liczne wtrącenia wspomnień niektórych bohaterów pomieszane
z bieżącą akcją. Dopiero po połowie książka mnie wciągnęła, że czytałam ją z
zainteresowaniem. Wystarczył jeden dobry zwrot akcji, bym była
usatysfakcjonowana pod koniec i gdybała, co będzie dalej. Bo chyba będzie, gdyż
akcja nie została zamknięta i nie wszystko zostało wyjaśnione. Szczególnie mam
na myśli pewne predyspozycje chłopca i jego znajomość różnych rzeczy, które w
ogóle nie zostały wyjaśnione; ot informacja zawieszona w próżni – jest, bo
jest. Osoby wrażliwe na drastyczne opisy niech uważają, bo jest ich kilka.
Antropologiczne ciekawostki o oczyszczaniu kości z ciała i hodowli odpowiednich
owadów też dla niektórych z bogatą wyobraźnią i lękiem przed owadami mogą być
lekko szokujące, wstrząsające.
Niedoskonałość
jest piękna. (s. 413)
Moim
zdaniem Grzechot kości Fiony Cummins to
przeciętny kryminał, trochę nierówny, przereklamowany, aczkolwiek w końcówce interesujący.
Zwraca uwagę na problem chorób u dzieci, radzenia sobie z nimi oraz na
wychowanie dzieci, które odpowiednio „zaprocentuje” w przyszłości.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Szkoda, że to taka przeciętny kryminał. Chyba szkoda mi na niego czasu.
OdpowiedzUsuńPamiętaj, że to moja subiektywna opinia. :)
UsuńKiedy spojrzałam na okładkę i tytuł byłam pewna, że będzie to coś bardzo mocnego, a tu tylko przecietny kryminał. Szkoda
OdpowiedzUsuńTeż miałam takie wrażenia "po okładce"...
UsuńNo cóż, nie wszystko jest takie jakim się wydaje. Często okładka i tytuł obiecuje więcej niż faktycznie otrzymujemy. Trudno...
OdpowiedzUsuńTak bywa.
UsuńHm... Wydawała mi się ciekawą lekturą, ale jednak coś mi mówi, że po nią nie sięgnę, bo się zawiodę.
OdpowiedzUsuńPamiętaj, że w recenzji jest moja subiektywna opinia.
Usuń