Tytuł:
Miłość do trawy
Wydawnictwo: Psychoskok
Liczba stron: 180
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-7900-754-7
Poznaliśmy się
leżąc na trawie. (s. 29)
Intrygujące,
nieprawdaż? Zwykły relaks – leżenie na trawie i patrzenie w niebo – może stać
się początkiem czegoś wielkiego, na przykład miłości dwojga młodych ludzi. Tak
właśnie poznali się Krzysztof i Monika, bohaterowie powieści Michała Krupy Miłość do trawy.
Czasami
zamknąłem oczy, odczuwając wtedy jeszcze większą więź z trawą. Zupełnie jakby
źdźbła przenikały przez skórę, tłocząc pod nią swoje ożywcze soki. (s. 13)
Krzysiek
i Monika to nietypowa para, uwielbiają przyrodę, a zwłaszcza leżenie na trawie.
Oni ją kochają, czują przepływ życiodajnej energii. Matka Natura wyróżniła ich
i dała im dar porozumiewania się z trawą, a oni wiedzą o swych paranormalnych
umiejętnościach. Zakochani nie wiedzą jeszcze, że trawa potrafi wzywać do
siebie i uzależniać jak narkotyk. Tacy ludzie zaczynają się jej bać i zamykają
się w betonowych blokach, odcinając od kontaktu z przyrodą. Boją się, że znikną,
że zostaną wchłonięci… Dla jednych wchodzenie w kontakt z trawą to dar, dla
innych klątwa.
Krzysztof
od pewnego czasu ma dziwne sny, wizje. Pod wpływem jednej sennej wizji zaczyna
zdawać sobie sprawę, że ich paranormalna umiejętność może stać się dla nich
zagrożeniem. A sąsiedzi zdążyli im już dać do zrozumienia, co o nich myślą. Sen
staje się motywacją do odkrycia nieodkrytego i poszukiwania odpowiedzi na
nurtujące go pytania. Szuka informacji w internecie i tak trafia na portal
„Miłość do trawy”. Wkrótce zostawia Monię i wyjeżdża.
Wyruszyłem w
podróż, by dowiedzieć się, czy jej i mi zagraża jakieś niebezpieczeństwo. (s.
114)
Trafia
do Marka uzdrowiciela i innych. Zagadka po łacinie otrzymana od Bernarda jest
jego drogowskazem, mapą i przewodnikiem duchowym w jednym. Krzysiek w
poszukiwaniu odpowiedzi przemierza kolejne etapy drogi, podąża do kolejnych
punktów tajemnicy, by rozwiązać zagadkę i poznać prawdę, pokonuje setki
kilometrów na różne sposoby, poznaje dobrych i złych ludzi, przeżywa fizycznie
i duchowo swoją „pielgrzymkę” do Matki. Bohater otwarty jest na ludzi, świat
przyrody, na zjawiska paranormalne, obecność duchów, bo to wszystko pomaga mu
obrać drogę do celu. Motyw drogi jest w tej powieści kluczowy. To poznawanie
siebie i świata.
Prawda kryje się
w samej istocie. (s. 131)
Co
ciekawe, widać w tej powieści różnicę między płciami. Intuicja to typowa
kobieca cecha. Monika od początku wiedziała, żyła zgodnie z rytmem przyrody i
podążała za prawdą. Rozmawiała o tym z partnerem, który słyszał, ale nie
słuchał ze zrozumieniem. On musiał sam do tego dojść i przebyć długą drogę,
także wewnętrzną drogę. Musiał zrozumieć, nie tylko racjonalnie.
Warto poświęcać
się dla ludzi, którzy nas kochają. (s. 114)
Tak
zauroczyła mnie ta książka, że przeczytałam ją w jedno popołudnie. Żałowałam
tylko, że nie mogłam jej czytać, leżąc na trawie (czytaj kocu). Poddałam się
magii, pewnej baśniowości, a raczej legendom i wierzeniom pogańskim. Razem z
bohaterem wdrapałam się na górę Ślężę, tak ważną dla naszych słowiańskim
przodków, którzy tu właśnie oddawali hołd pradawnym bogom. Unosiłam się, czułam
moc Ziemi, wstęgi źródła, a czasami pewien niepokój. Razem z nim filozofowałam
i gdybałam:
Nasz ludzki i
materialny świat, przesiąknięty nazwami, nie jest jedynym i to tylko nasza
ograniczona wyobraźnia, każe nam go tak postrzegać. A co jeśli nasz świat, ten
znany i bezpieczny, jest także jedynie takim małym mikroświatem w jeszcze
większej i gigantycznej strukturze? (s. 157)
Kult
Słowian jest w powieści wyraźne zaznaczony nie tylko przez rytualne miejsca
(góra, kurhan, polana), ale także przez życie zgodnie z rytmem przyrody i
czerpanie z jej bogactw. Bo w tej powieści przyroda jest tak naprawdę na
pierwszym miejscu, narrator cały czas ukazuje czytelnikowi jej piękno i
uświadamia mu, że to Matka Natura jest najważniejsza, a my jej poddanymi.
Pozornie sami
podejmujemy decyzje, ale tak naprawdę jesteśmy tylko malutkimi trybikami w
jakiejś potężnej machinie, której nawet sens działania nie jest nam znany. (s.
130)
Autor
zastosował ciekawy sposób narracji. Z jednej strony narrator wszechwiedzący
opisuje wędrówkę Krzysztofa, ale gdy bohater coś zobaczy i sobie przypomni
wydarzenie z przeszłości z tym związane, to do głosu dochodzi narrator
pierwszoosobowy, czyli Krzysztof. W ten sposób bohater opowiada historię swoją
i Moniki, ich związku, ich miłości – do siebie, do trawy, do przyrody i do
psów…
Każdy ma
przydzielony swój czas na ziemi. Ty, ja, zwierzęta i rośliny. Wszystko ma także
swój cel istnienia. (s. 40)
Po
przeczytaniu powieści wpadłam w refleksyjny nastrój. Gdybałam o ukrytej mocy
Natury, o energii tkwiącej w Ziemi, o przemianie, jaką przeszedł Krzysztof i o
naszych słowiańskich przodkach, ich wierzeniach, legendach i miejscach, które
pozostały do dziś w otaczającej nas rzeczywistości (kurhany są też w mej
okolicy). Zabrakło mi więcej elementów słowiańskich, zwłaszcza bogów. A z
drugiej strony złościłam się, że w tak pięknej powieści naznaczonej magią,
mistycyzmem z elementami kultu Słowian i fantastyką znalazłam dużo błędów,
zwłaszcza podstawowych interpunkcyjnych. Normalnie chciałam chwycić za czerwony
długopis…
Miłość do trawy uczy miłości do
Matki Natury, uzmysławia, jak ważna jest przyroda, którą czcili nasi pogańscy
przodkowie. Odkrywa pewne życiowe mądrości i prawdy, o których często
zapominamy. Uczy słuchania siebie, odnajdowania swej drogi do celu i
przemierzania nią, sięgania do swej wewnętrznej, duchowej sfery.
Leżmy
na trawie, przytulajmy się do drzew, by czerpać z nich siłę, i szanujmy Naszą
Matkę Naturę. Ku przestrodze:
Był las, nie
było nas.
Będzie las, nie
będzie nas.
Za
możliwość przeczytania książki dziękuję:
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Ta książka to zupełnie inne oblicze Michała Krupy.
OdpowiedzUsuńWierzę Ci na słowo, bo to moje pierwsze spotkanie z autorem.
UsuńNie znam twórczości autora i jak na razie nie mam jej w planach.
OdpowiedzUsuńI tak bywa. :)
Usuń