Tytuł:
Niespokojni zmarli
Tłumaczenie:
Sławomir
Kędzierski
Wydawnictwo: Czarna Owca
Seria: Dr David Hunter
Tom: 5
Liczba stron: 504
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2018
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2018
ISBN: 978-83-8015-392-9
Ludzie po
śmierci byli równie skomplikowania jak za życia. (s. 239)
Nie
sądziłam, że Simon Beckett będzie kontynuował serię o doktorze Hunterze,
dlatego zaskoczył mnie piąty tom Niespokojni
zmarli. Zaskoczona zostałam przede wszystkim wyglądem książki – to gruba
powieść, czyli więcej stron do czytania, a z drugiej strony okładka odstająca
wyglądem od poprzednich tomów. Cóż, inne wydawnictwo wydało ten tom.
W Backwaters
było spokojnie. Świat wydawał się składać z mew, mokradeł i wody. I nieba. (s.
89)
W
piątkowy wieczór doktor David Hunter, konsultant w dziedzinie medycyny sądowej,
antropolog sądowy, szykuje się do wyjazdu na weekend do znajomych. Najchętniej
by nie jechał. I los zsyła mu szansę. Z komendy w Essex dzwoni do niego
inspektor Lundy z prośbą o pomoc w wydobyciu i identyfikacji zwłok znajdujących
się w stanie głębokiego rozkładu, znalezionych na wybrzeżu wyspy Mersea. Doktor
Hunter wyrusza w podróż. Niełatwo dojechać na miejsce, gdyż Backwaters to
bagna, rozlewiska, pływy, pełne trzcin pustkowia, zarośnięte drogi, mało ludzi,
to głównie obszar składający się z wody i nieba oraz mew.
Patolog niewiele
mógł się dowiedzieć ze zwłok w stanie tak daleko posuniętego rozkładu jak te
znalezione w strumieniu. To była moja robota. (s. 214)
Zwłoki
znajdujące się od kilku tygodni w wodzie podlegającej pływom, skokom temperatur
i wystawione także na działanie słońca, przemieszczające się są w głębokim
rozkładzie. To robota dla antropologa sądowego. To on ma powiedzieć śledczym,
że to ciało syna wpływowej miejscowej rodziny – Leo Villersa. Wątpliwości co do
identyfikacji zwłok nie ma ojciec denata. Jego reakcja zadziwia bohatera i
czytelnika, przeczy ludzkim odruchom, emocjom związanym ze śmiercią bliskiej
osoby. Za sobą ma sztab prawników i to jego słowo ma moc prawną…
To dochodzenie w
sprawie morderstw. (s. 387)
Policja
od kilku miesięcy poszukuje jeszcze jednego ciała na tych rozlewiskach. Chodzi
o Emmę Derby, żonę miejscowego architekta Traska. Są przypuszczenia, że Leo
Villers miał z nią romans, a potem pozbył się kochanki i popełnił samobójstwo.
Jednak nie wszystko jest takie proste, jakby się oczekiwało.
Mimo wszystko
informacja zapisała się w mojej podświadomości i jak drzazga stopniowo
przebijała się na wierzch, aż wreszcie można ją było uchwycić. (s. 482)
W
wyniku splotu różnych okoliczności doktor Hunter zostaje w Blackwaters na
dłużej. Wynajmuje hangar mieszkalny od Traska i Rachel Derby, siostry
zaginionej. Jest blisko miejsca wydarzeń tych przeszłych i tych przyszłych. A
że nie wierzy w zbiegi okoliczności, to zaczyna prowadzić własne śledztwo. Pomagają
mu w tym żywi i umarli.
Nie jest pan w
okolicy, gdzie można po prostu iść na spacer. (s. 122)
Przyroda
w tej powieści ma kluczowe znaczenie. To ona stanowi zagrożenie nawet dla
miejscowej ludności, nie wspominając o obcych. To ona rządzi i dominuje w
Blackwaters, to ona stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia, to z nią się
walczy. Rozlewiska i mokradła kryją w sobie wiele tajemnic. Razem z angielskim
klimatem budują mroczną i dość „mokrą” atmosferę. W trakcie czytania na pewno
przyda się ciepły koc i gorąca herbata lub kawa. W pewnym momencie był tak
sugestywny opis, że i mnie ciarki przeszły po plecach, a nie jestem na nie taka
czuła.
Włożyłem ubiór
chirurgiczny oraz gumowy fartuch i wkroczyłem w uporządkowany spokój chłodnej sali
prosektoryjnej, z czymś w rodzaju ulgi zamykając za sobą drzwi. (s. 324)
Lubiłam
czytać fragmenty poprzednich powieści autora dotyczących szczegółów pracy antropologa
sądowego i jego przemyśleń. W tym tomie czułam lekki niedosyt. Nie miałam co
liczyć na muchy plujki, a i nie zawsze doktor Hunter mógł dojechać do
prosektorium, lecz w jakiś sposób śmierć się za nim ciągnęła i dopominała o
uwagę. Mimo tego dowiedziałam się kilku nowych rzeczy, na przykład o dołku w
brodzie, który i ja mam. W moim odczuciu tym razem David Hunter daje się poznać
bardziej jako człowiek. Człowiek, który popełnia błędy, który nie jest z
żelaza, który odczuwa smutek po śmierci swych bliskich i który zaczyna powoli
wracać do życia „towarzyskiego”.
Twoja praca nie
jest dla ciebie tylko zajęciem, prawda? Naprawdę cię obchodzi. (s. 220)
W
ciągu kilku dni pobytu doktora Huntera w Backwaters dużo się dzieje.
Zaskakiwani są policjanci, miejscowi i sam antropolog. Zmiany pogody i zwroty
akcji dostarczają czytelnikowi wiele wrażeń i różnych emocji, nawet lekkiego
zaskoczenia, jeśli chodzi o zakończenie śledztwa. Z kolei zakończenie powieści
gwarantuje ciąg dalszy spraw kryminalnych z udziałem antropologa sądowego z
Londynu.
Kryminał
dobrze mi się czytało i w miarę szybko, mimo dużej objętości. Dobry druk,
dynamiczna i zaskakująca akcja przykuwająca uwagę, a do tego tęsknota za jednym
z ulubionych bohaterów.
Niespokojni
zmarli
Simona Becketta to udany powrót autora z piątym tomem jego najpoczytniejszej
serii. Kryminał można czytać oddzielnie, choć moim zdaniem lepiej znać
poprzednie tomy. Tym razem będzie mokro i zimno, a także mroczno i
niebezpiecznie. Życie jest nieprzewidywalne i kruche. Nigdy człowiek nie wie,
co może czekać na niego za zakrętem. Hunter też nie wiedział…
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Wolałabym poznać wcześniejsze tomy. Ale fabuła ciekawa.
OdpowiedzUsuńAntropologia sądowa jest niezwykle interesująca, ale to dla ludzi o silnych nerwach i niezbyt wrażliwych choćby na krew.
Usuń