Tytuł:
Serce z piernika
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
Oprawa: miękka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-240-5003-1
Dziś pierwszy
grudnia, najwyższy czas i pora zacząć nastrajać siebie i innych świątecznie.
(s. 268)
Data
się zgadza, zatem i ja nastrajam się na Boże Narodzenie (książkowo też), a i
Was to nie ominie. Dziś zapachnie Wam piernikami dzięki najnowszej powieści
Magdaleny Kordel Serce z piernika
Niewątpliwie
potrzebny był tu cud nad cudami, ale od czego jest grudzień, Wigilia i święta?
(s. 34 )
Dla
Klementyny Dońskiej to newralgiczny czas. Kobieta pochodzi z rodziny
cukierników. Specjalizuje się w piernikach. Cuda wychodzą spod jej rąk! Piękne,
pachnące i smakowite! Niektórych aż szkoda jeść! Ale życie Tyśki nie jest takie
słodkie i polukrowane jak jej pierniki, gdyż całe życie spędziła na walizkach.
Jej babcia, zwana Pogubioną Agatą, w najmniej spodziewanych momentach brała ją
za rękę i wyruszały przed siebie. Teraz Tyśka jest samotną panna z dzieckiem.
Ma córkę Dobrochnę i wciąż ten sam problem z babką, która nadal uprawia swoje
wędrówki, ucieka z domu i udaje się w podróż w nieznane. Ciężko za nią nadążyć
i ją chronić, gdy babcia traci kontakt z rzeczywistością i rusza na dworzec. W
oczach dziecka Tyśka dostrzega tę samą niepewność i strach, gdy widzi swoją
prababkę pakującą walizki. Klementyna wie, iż przyszła pora na zmiany w życiu –
na spełnienie swych najskrytszych marzeń. A zaczyna się od zbudowania nocą piernikowej
chaty. Tylko nie wiedzieć czemu, ta chata jest piętrową kamienicą jak ze snu…
Duch Świąt
zatarł z zadowoleniem ręce. W końcu od prawieków cuda były jego specjalnością.
(s. 33)
Duch
Bożonarodzeniowy został przywołany z końcem października, wziął do serca refren
pastorałki śpiewanej przez Klementynę. Miał tu huk roboty… Zaczyna się dziać. Tyśka
pakuje walizki i rusza z córką do miasteczka w górach. Przywozi ze sobą śnieg.
Jednak problemy jej nie omijają. W wyniku splotu różnych okoliczności kobieta
trafia w ręce doktora Piotrusia, a potem usypia w ramionach kościelnego…
W życiu jest
tak, że jednej rzeczy nie można zmienić. Początku historii, która już się
toczy. Natomiast zawsze można dopisać dowolne zakończenie. (s. 25)
Te
słowa padają z ust przyjaciółki Irminy, rozsądnej pani adwokat, która niejedno
w życiu widziała. Bardzo mądre słowa. Mądre życiowo. Klementyna bierze je sobie
do serca. Powoli zmienia swoją rzeczywistość, a pomagają jej w tym cisi
sprzymierzeńcy, czyli Los, Duch Świąt Bożego Narodzenia, Piernikowa Magia. I
jeszcze padający śnieg…
A magia ma to do
siebie, że jeżeli już się pojawi, to nie ma na nią rady. Trzeba ja po prostu
przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza. (s. 34)
Akcja
toczy się jak kula śniegowa – im bliżej Bożego Narodzenia, tym szybciej. Po
drodze dołączają do niej kolejne wątki, wydarzenia i rozkwita miłość. Ba, żeby
tylko jedna! Robi się gwarniej, tłoczniej i cały czas pachnie wypiekami, bo
Tyśka nie tylko piecze pierniki. Pięknie pachnie pod śnieżną pierzynką, która
coraz bardziej otula miasteczko. Z każdym dniem, z każdą stroną coraz
intensywniej czuć świąteczny klimat. Magia działa!
Los, Piernikowa
Magia i Duch Nadchodzących Świąt mieli jeszcze całkiem sporo do zrobienia. (s. 333)
Serce z piernika to obyczajówka
z nutą fantastyki. Owszem, jakiś cud się może zdarzyć od czasu do czasu. Ale
tak wiele i w tak krótkim czasie? To już musi być czyjaś sprawka! I jest –
Piernikowej Magii, Ducha Nadchodzących Świąt i Losu. Ta trójka działa po cichu
i nieco z daleka, czuwa nad rozwojem zaplanowanych przez siebie zdarzeń.
Doskonale wie o tym wszechwiedzący narrator, który czasami wspomina o tej
fantastycznej trójce. Narrator wprowadza czytelnika w świat duchów zmarłych, z
którymi Stara Anna woli mieć kontakt, bo rozumem wszystkiego nie da się pojąć.
Lecz czasem żywi dopominają się o jej uwagę.
Jeżeli chcesz
pomagać innym, nie możesz zapominać o sobie. (s. 123)
Powieść
czyta się jednym tchem – przeczytałam ją jednego dnia, bo tak trudno było mi
się od niej oderwać. Pachniało wypiekami, sypało śniegiem, wiało za oknem,
robiło się coraz cieplej i rodzinniej. Autorka pisze językiem bardzo
plastycznym i sugestywnym, zmysły czytelnika mogą oszaleć od tych zapachów. I
pisze mądrze – wiele w powieści zdań, które mogą się stać naszymi
drogowskazami. Bo życiowymi mądrościami już są. I dotyczą nie tylko świąt, ale
po prostu ludzkiego życia pełnego zakrętów i niuansów. A przy tym wskazana jest
dawka egoizmu. Bez niej ani rusz!
Poczucie humoru
dobrze amortyzuje życiowe wstrząsy. (s. 67)
Oj,
i smutno czasem w powieści, i wesoło że hej! Autorka wiernie odmalowała
miasteczkowa społeczność wraz z jej wadami i zaletami. Sąsiedzi, plotki,
wścibstwo, ale i pomoc płynąca prosto z serca, taka ludzka, odruchowa. Czasami
dobrze, gdy wszyscy się znają. Autorka umie też wykreować barwne, nietuzinkowe
postaci. Polubiłam wszystkie oprócz jednej negatywnej, która lubi machać
pięścią. Jednak najbardziej polubiłam Dobruchnę – utrapienie nieboskie, czyli
bardzo inteligentną, bystrą córkę Tyśki. Mała uważnie słucha dorosłych, pyta o
znaczenie słów. No cóż, wyższa konieczność! Potrafi też łapać za słówka i
interpretować je po swojemu. Jej rozmowy są z jednej strony bardzo dziecinne, a
z drugiej bardzo dorosłe, dojrzałe w swej wymowie. Na pewno szczere. Ale z
doktorem Piotrusiem po prostu bawią do łez. A i zwierzaki są obecne na kartach
powieści.
A właśnie na
tym, zdaniem Klementyny, powinien polegać jeden z cudów nadchodzącego Bożego
Narodzenia. Na odnalezieniu w sobie zagłuszonego przez dorosłość dziecięcego
entuzjazmu. (s. 175)
Znalazłam
wiele elementów wspólnych z poprzednią książką autorki – z Aniołem do wynajęcia. Są
to na przykład: wspomnienia z II wojny światowej dotyczące zaginięcia kogoś
bliskiego, dziecięcy entuzjazm, bezinteresowna pomoc drugiemu człowiekowi,
góry, miłość oraz prawdziwe, białe, rodzinne święta Bożego Narodzenia. Nie jest
to zarzut. Po prostu pewne słowa klucze, które pojawiły się w dwóch powieściach
Magdaleny Kordel w zupełnie różnych kontekstach. Szkoda tylko, że tym razem
zabrakło przepisów na kilka wypieków wymienionych w powieści. Polecam!
Jutro Wigilia –
pomyślała. I to chyba o to chodzi w tym cudzie Bożego Narodzenia. O to, żeby
człowiek człowiekowi czynił serce lżejszym. (s. 391)
I sprawcie sobie na święta… niecierpliwą choinkę! ;)
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Będę ją niebawem czytać. Czuję, że się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńUzbrój się w pierniki. Bedzie smaczniej i bardziej klimatycznie.
UsuńJa nastrajam się "Psiego najlepszego"... też pozytywnie :) Ale Serce też kusi...
OdpowiedzUsuńTo niech Cię skusi, a ja szukam psa...
Usuń