Tytuł:
Światło w Cichą Noc
Wydawnictwo: Edipresse
Seria: Willa pod Kasztanem
Tom: 1
Liczba stron: 352
Oprawa: miękka
Oprawa: miękka
Data wydania:
2017
ISBN: 978-83-8117-142-7
Trwają
przygotowania do świąt. Na osiedlu położonym na obrzeżach Krakowa lśnią tysiące
świateł. Tylko dwa domy stoją ciemne. Przedwojenna willa i niewielki budynek
obok niej. Antek Milewski wraca do domu po latach. Zostawia za sobą porażkę
życiową i chce zacząć wszystko od nowa. Kiedy przekracza próg starej willi,
wracają dawne wspomnienia. Zaczyna rozumieć, że nie odnajdzie spokoju, dopóki
nie rozwiąże tajemnicy z przeszłości. Dlaczego kochający ojciec nagle porzucił
żonę i sześcioletniego syna? Czemu nigdy nie próbował naprawić błędu? W małym
jednorodzinnym domu nie obchodzi się świąt Bożego Narodzenia, bo kojarzą się z
tragicznym wypadkiem. Magda Łaniewska i jej dwaj bracia zawsze wtedy wyjeżdżają
do ciepłych krajów. Ale tym razem staną przed wielkim wyzwaniem. Będą musieli
zorganizować prawdziwą Wigilię. Nie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie
każdy człowiek okaże się wart pokładanego w nim zaufania. Jednak w magiczną noc
światła zapalą się nie tylko w dwóch uśpionych domach, ale też w sercach ich
mieszkańców.
Rzadko zwracam większą uwagę na okładkę książki, ale ta mnie zauroczyła od pierwszej chwili. Gdy wzięłam książkę do ręki i zamigotały w świetle gwiazdki, to przepadłam z kretesem. Od razu poczułam magię Bożego Narodzenia! Brawa dla pani Izabelli Marcinowskiej za projekt okładki do książki Światło w Cichą Noc Krystyny Mirek.
Czasem lepiej
spojrzeć prawdzie w oczy, bo choć na początku boli, to jednak daje szansę na
zmianę. (s. 317)
Bohaterami
powieści są rodziny – Łaniewskich, Mirskich, Milewskich, choć ta rodzina dopiero
teraz zaczyna się rozrastać. Trzy różne rodziny, lecz w każdej problemy.
Autorka obdziela nimi wszystkich swoich bohaterów. Część z nich nie chce się z
nimi mierzyć, inni boją się spojrzeć prawdzie w oczy i nie wychodzić poza
przydzielone im role, a jeszcze inni popadli w tarapaty i próbują zacząć życie
od nowa, próbują uporządkować przeszłość i zmierzyć się z teraźniejszością.
Sporo problemów, jednak można je rozwiązać. Czasami wystarczy refleksja,
przeanalizowanie sytuacji i wyciągnięcie wniosków, rozmowa, a czasem po prostu
należy zawalczyć o to, co jest dla nas cenne i „odczarować rzeczywistość jakimś
mocniejszym działaniem”.
Czasem jakiś
problem ciągnie się przez pokolenia – powiedziała Kalina. – Dopóki nie pojawi
się ktoś, kto przerwie zły układ. (s. 330)
Krystyna
Mirek dotyka bolesnych tematów, ale bohaterów nie zostawia samym sobie. Pomaga
im zrozumieć własne słabości i pokonać je; znaleźć siły do zmierzenia się z
traumą, aby ocalić rodzinę; rozliczyć się z przeszłością i zachować we
wspomnieniach tylko dobre chwile, a „resztę pozostawić za plecami”. Babcia
Kalina wie, o czym mówi, los ją doświadczył i też nie była święta, popełniła w
życiu błędy.
Życie nie jest
takie trudne, jeśli się do niego podchodzi prosto. (s. 74)
Co
bohater, to inne podejście do życia. Dzięki temu czytelnik może poznać wachlarz
pomysłów, jak sobie ewentualnie poradzić w sytuacjach kryzysowych. Autorka
dopinguje czytelnika poprzez działania swoich bohaterów, żeby na przykład nie
zrzucał odpowiedzialności za swoją sytuację na innych, tylko podjął działania,
żeby nie psuł dobrych chwil starymi pretensjami, bo przecież każdy ma sobie coś
do zarzucenia. Dużo w powieści dobrych rad, takich mądrych życiowo, a to mnie
zupełnie nie dziwi, gdyż wiem, czym jeszcze oprócz pisania książek zajmuje się
pani Krystyna Mirek.
Tradycja ma swój
głębszy sens i warta jest włożonego w jej pielęgnowanie wysiłku.
(s. 293)
Każde
święta wymagają wielu przygotowań, długoterminowych przygotowań. Czasami
psioczymy, narzekamy: „Po co to wszystko?”; zastanawiamy się, po co tyle pracy
i dni przygotowań dla tak krótkiego czasu świętowania i odpoczynku. I tu
wkracza do akcji babcia Kalina, która wyjaśnia sens tradycji młodemu pokoleniu.
To ona dzieli obowiązki, świetnie organizuje pracę i sprawia, że idzie ona
szybko i sprawnie, a potem jest czas na herbatę w salonie i rozmowy.
Ale to nie wina
tradycji. Ona jest dobra. To ludzie niewłaściwie się z nią obchodzą. Pozbawiają
treści. Zostawiają tylko pustą otoczkę. […] To piękne święta, które mają
zabieganemu człowiekowi przypomnieć o tym, co ważne. Skłonić go, by choć na
chwilę się zatrzymał. (s. 294)
W
tej powieści nie wszyscy bohaterowie lubią święta. Niektórym kojarzą się one z
traumą z dzieciństwa, dlatego nie obchodzą Bożego Narodzenia i uciekają na ten
czas za granicę, gdzie szumi morze i świeci słońce. Innym z kolei kojarzą się
one ze smutkiem, z rozbitą rodziną czy z harówką w kuchni i w domu przed
świętami i w trakcie nich, aby reszta rodziny przyszła na gotowe i ucztowała
przez trzy dni. Zapachniało. I to jak! Szkoda, że autorka nie zamieściła w
książce tego sprawdzonego przepisu na pierniki, wielka szkoda. Chyba się do
pani uśmiechnę w e-mailu.
Jedyny pożytek z
zimna to piękne Boże Narodzenie. Śnieg ma w tym kraju tylko jeden obowiązek do
spełnienia – dać ładną dekorację na święta, a nawet z tego nie umie się
wywiązać. (s. 197)
Ale
żeby Boże Narodzenie nim naprawdę było, żeby był klimat świąteczny, potrzebna
jest odpowiednia pogoda. W sumie to pierwsza książka, w której autorka w realny
sposób przedstawia pogodę ostatnich lat w okresie bożonarodzeniowym. Trochę
śniegu, trochę deszczu, trochę mrozu i ślizgawicy. Tylko człowiek wspomina i
tęskni za białymi i mroźnymi świętami sprzed lat…
A my żyjemy w
świecie, w którym każdy chce być samodzielny. Zrywamy więzi, a potem każdy się
dziwi, że jest samotny. (s. 118-119)
Atmosfera
świąt Bożego Narodzenia sprzyja miłości. Nie brak jej i w tej powieści! Ale,
ale… sztuką jest trafić na swoją drugą połówkę, te prawdziwą. Albo z już
istniejącą dojść do porozumienia. Zabrakło mi tylko opisu Wigilii w domu
Mirskich, za to zakończenie romantyczne.
Światło w Cichą
Noc
to siła tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie, siła rodziny i
przyjaźni, to też mądre rady życiowe starszego pokolenia, chęć niesienia
pomocy, wskazówki dla czytelnika wplecione w ciąg zdarzeń życia bohaterów, a
całość owiana zapachami potraw bożonarodzeniowych (ach te pierniki!), okraszona
deszczem i śniegiem, rozświetlona blaskiem choinki. Najbardziej realna powieść
świąteczna, którą do tej pory przeczytałam.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Muszę koniecznie przeczytać tę książkę. Koniecznie.
OdpowiedzUsuńO tak!
UsuńPierwszy raz zdarza mi się czytanie książek "światecznych" przed świętami (zasługa blogosfery). Tę również chętnie przeczytam, muszę się za nią rozejrzeć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
Ja właśnie czytam te różne świąteczne, bo w tym roku jest ich wysyp!
UsuńJak tylko skończę "Cztery płatki śniegu" Szarańskiej, zabieram się za ten tytuł. Zapowiada się świetnie. :)
OdpowiedzUsuńA ja zaraz mam zamiar pisać o płatkach...
UsuńMoże wprawić w świąteczny nastrój :)
OdpowiedzUsuńTa powieść akurat bardzo.
UsuńUwielbiam świąteczne powieści.
OdpowiedzUsuńJa też! :)
UsuńTYtuł intrygujący, fabuła, jak piszesz też. Mało czytam polskich książek.
OdpowiedzUsuńMuszę to zmienić.
Ja ostatnio sporo czytam powieści polskich autorów.
UsuńCzytałam, dzisiaj skończyłam i choć nie lubię świąt, to ta powieść przypadła mi do gustu.
OdpowiedzUsuńMnie też przypadła do gustu! I to bardzo!
Usuń