Tytuł:
Cztery płatki śniegu
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 334
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2017
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-7976-792-2
Ciepła,
przepełniona humorem i wzruszeniami opowieść o tym, co jest naprawdę ważne. Bo
święta mogą być wyjątkowe, nawet gdy z nieba spadną cztery płatki śniegu na
krzyż... Gwiazdka za pasem, w powietrzu pachnie makowcem, goździkami i zieloną
choinką. Mieszkańcy małego miasteczka myślą już o przygotowaniach świątecznych,
ale na drodze lepienia uszek i łańcuchów choinkowych staną im rodzinne
perypetie. Zabiegani zapomną, co naprawdę liczy się w świętach. Na szczęście
ktoś im o tym przypomni... Ten wyjątkowy czas skrzyżuje ze sobą drogi
małżeństwa posądzającego się wzajemnie o zdrady, młodej mamy zmęczonej dobrymi
radami teściowej, sknery, którego żona marzy o dziecku, kobiety samotnie
wychowującej córeczkę i pewnego przystojnego mężczyzny. Wśród codziennych
problemów trudno się zatrzymać i po prostu cieszyć wspólnymi chwilami, ale w
miasteczku mieszka ktoś, kto pomoże im na nowo odkryć magię świąt.
Całkiem
niedawno skończyłam czytać serię Kalina w
malinach Joanny Szarańskiej, a już mam w dłoniach najnowszą powieść autorki
– Cztery płatki śniegu. Tytuł sugeruje,
że zima słaba, ale okładka… okładka mnie „uświąteczniła”! Niebieskie drzwi z
kolorowymi lampkami i bożonarodzeniowym łańcuchem skradły me serce. Zresztą nie
tylko one! Byłam ciekawa, jakąż to fabułę pisarka wymyśliła do swej świątecznej
powieści i gdzie umieściła elementy komizmu. Liczyłam też na to, że i w tej książce
pojawi się choć na chwilę Kalina Radecka…
Chociaż
mieszkali w jednym budynku i pozornie wiedzieli o sobie wszystko, tak naprawdę
nie zadali sobie trudu, by choć odrobinę się poznać. (s. 225)
Autorka
sięga po temat dotyczący wielu Polaków – „znieczulica sąsiedzka”. Kiedyś
śpiewało się piosenkę Jak dobrze mieć
sąsiada, w dzisiejszych czasach wszyscy mają sąsiadów, ale ilu z nas ma ich
TAK naprawdę? Ilu nie poprzestaje na rzuconym w biegu: „Dzień dobry”? Niby
„wolnoć Tomku w swoim domku”, lecz gdy się mieszka w bloku, to sprawy wyglądają
nieco inaczej. Najgorzej gdy się komplikują, gdy dzieje się coś złego – ktoś
kradnie przetwory ze wspólnej piwnicy, sąsiedzi z góry niszczą pościel wietrzącą
się na balkonie piętro niżej. A przecież…
Stosunki
sąsiedzkie to ważna rzecz! (s. 325)
A
w bloku zagnieździła się znieczulica. Dlatego o te dobre stosunki sąsiedzkie
„dba” wścibska, zdziwaczała staruszka uzależniona od Rozmów w toku i Faktów na
TVN-ie. Pani Michalakowa nie odpuści nikomu. Nawet księdzu. Uzbrojona w miotłę,
cięty język i sarkazm oraz wścibstwo strzeże wejścia do bloku. Ale gdyby nie
ona i jej mieszanie się w sprawy lokatorów, byłoby zupełnie inaczej, gorzej,
choćby dla biednej suczki zamykanej na balkonie. I to ta staruszka wpadła
pomysł, aby wspólnie udekorować drzewko przed blokiem, zadbać o świąteczny
nastrój.
Stary, nie
pozwól zaprzęgnąć się do pługa świątecznego terroru! (s. 217)
Święta
same się nie zrobią. Przygotowania trwają, jednak w każdej rodzinie dzieje się
coś niedobrego – kłótnie z teściową, podejrzenie o zdradę, skąpstwo męża,
problemy z dzieckiem w szkole. Na kłopoty najlepsza jest pani Michalska i… agencja
detektywistyczna „Kalina na tropie” w osobie ciężarnej Kaliny Radeckiej-Pióreckiej!
Co to się działo?! Spirala absurdu z Kaliną w centrum wydarzeń nakręcała się i
wciągała w swój wir kolejnych sąsiadów. Jest wesoło, aczkolwiek niekoniecznie
zawsze do śmiechu bohaterom.
Jesteś wspaniałą
kobietą, a twoim jedynym deficytem jest przyklejony do pośladka pasożyt. (s.
255)
Autorka
w poszczególne watki wplata dobre rady albo tak ukazuje i piętnuje to, co złe,
żeby czytelnik sam wyciągnął właściwe wnioski. Można tu znaleźć odpowiedź na
pytanie: Jak żyć? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na nie, lecz dzięki kilku
rodzinom z tej powieści można zasugerować kilka odpowiedzi. Na pewno własnym
życiem, a nie cudzym, nie pod czyjeś dyktando, nie według poradników, nie z
kalkulatorem w ręku i przeliczaniem każdego grosza.
Ale kultura
osobista nakazuje życzyć dobrego dnia innym. Nawet jeśli samemu miało się
ciulowy. (s. 135)
Dobre
rady to jedno, a dobre zachowanie to drugie. Nauka kindersztuby w wykonaniu
pani Michalak jest czasami ostra, obcesowa, ale za to skuteczna. Ustawia wszystkich
do pionu. Jej mądrość życiowa pomaga innym, zmusza do zastanowienia się nad
wieloma sprawami, do refleksji nad własnym życiem i do zapoczątkowania zmian.
Jaką
karę wymierzyć dwóm bijącym się w szkole uczennicom z klasy 2a? Dlaczego
znikają przetwory sąsiadów? W jakim wieku łatwiej znaleźć nową żonę niż robotę?
Jak się lepi pierogi z grysiku? Dlaczego ksiądz ma włochatą sutannę? Do jakiego
stanu doprowadza męża truskawka między piersiami żony? Kto nie dorównuje
Katarinie Witt? Czego nie zastąpi podrabiany kalkulator z rysikiem? Gdzie można
chować środki chemiczne? Dlaczego w tym roku Trzej Królowie pobłądzą? Na te
pytania znajdziecie odpowiedź w Czterech
płatkach śniegu Joanny Szarańskiej, mądrej powieści o życiu, ludzkich
problemach miłosnych, rodzinnych, zawodowych, szkolnych, problemach okraszonych
łzami i śmiechem, wyrzutami i upadkami, które rozgrywają się w trakcie
przygotowań do świąt.
Sałatki i ciasta
nie są najważniejsze. Święto to nie potrawy postawione na stole, to ludzie,
którzy gromadzą się wokół niego. Wasza rodzina zasiądzie do Wigilii w
komplecie. To najpiękniejsza magia świąt! (s. 285)
I
takich świąt Wam życzę – w gronie rodzinnym, wśród bliskich Wam osób, przy
wspólnym stole. A co na stole, to już mniej ważne… Ważne, że razem! A że zima
jest kapryśna i czasami z nieba spadają tylko cztery płatki śniegu na krzyż, to
nie znaczy, iż świąt ma nie być. Mają być. Także w gronie sąsiedzkim. I z takim
finałem, jak w Kalwarii, nie zaś w Wadowicach. Książkę polecam wszystkim i
każdemu z osobna!
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Ta książka zbiera dobre recenzje. Lubię takie ciepłe powieści.
OdpowiedzUsuń