Tytuł:
Potop. Czas hańby i sławy 1655-1660
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 416
Oprawa: twarda
Oprawa: twarda
Data wydania:
2017
ISBN: 978-83-08-06307-1
Bałtyk stał się
w praktyce wewnętrznym jeziorem Szwecji. (s. 257)
Kiedy? W latach 1655-1600, gdy trwała wojna
polsko-szwedzka. A najlepiej ten temat zna Sławomir Leśniewski, który w swej
książce Potop. Czas hańby i pokoju
1655-1660 rzetelnie opisał tamten okres. To był trudny czas dla
Rzeczpospolitej Obojga Narodów, która walczyła o swe ziemie na kilku frontach i
z kilkoma przeciwnikami, w której Polska i Litwa były w konflikcie, a zajazdy
były na porządku dziennym. Młodszy brat Władysława IV Wazy, król Jan Kazimierz,
nie radził sobie zbyt dobrze w tej sytuacji. Wszystko przez jego charakter –
buta, tupet, zawiść, wybujałe ambicje, brak wyobraźni, a także głupota i
konflikty z magnatami. To pogrążało króla. Jego konflikt z Hieronimem
Radziejowskim rozpętał wojnę. Wygnany szlachcic wrócił do Polski… ze Szwedami, którymi
dowodził potomek Wazów, kuzyn Jana Kazimierza – Karol Gustaw. Zaczęła się gra o
tron. Ten konflikt dynastyczny Peter Englund określił jako:
„prywatny spór
między jednym królem, którego nie słuchano, a innym królem, którego nie znano”.
(s. 193)
W przeddzień najazdów Szwedów na Polskę król Polski
Jan Kazimierz wciąż tytułował się królem Szwedów. Aby uspokoić opinię
publiczną, rzekł:
„Nie taki Szwed
straszny, jak go tchórze malują”. (s. 101)
Te słowa okazały się puste, a monarcha niebawem uciekł
za granicę.
Rzeczpospolita
leżała u stóp króla szwedzkiego i jego armii. (s. 143)
Rzeczpospolita miała duży potencjał militarny, ale dla
Szwedów była łatwym łupem. Brakowało organizacji i zdeterminowania do obrony
ojczyzny, brakowało jednolitego dowództwa i dyscypliny. Szlachta poróżniona
była z królem, obojętna była na to, kto nim jest, w dodatku walczyła według
przestarzałych zasad. To wszystko przyczyniło się do wojny polsko-szwedzkiej.
Wkrótce na tronie Rzeczpospolita Waza zastąpił Wazę, a wojska szwedzkie zajmowały
kolejne miejscowości...
Kuzyni po dwóch stronach barykady: Karol Gustaw i Jan Kazimierz. |
Polacy nie
przeszkadzali ani w ich [Szwedów] marszrucie, ani w postępach wojsk króla. W
istocie Karol Gustaw odbył triumfalny pochód przez Wielkopolskę, bez żadnej
poważniejszej walki. Zamiast oznak spodziewanego oporu, spotykał się z gestami
uległości i oddania. (s. 146)
Cóż… polska szlachta nie podejmowała walki, a nawet
uciekała z pola bitwy. Nic dziwnego, że…
W 1655 roku
Szwedzi niczym biblijny potop szeroko rozlali się po najludniejszych i
najbardziej rozwiniętych prowincjach Korony. (s. 192)
Długo trwało, nim na drodze Karola Gustawa stanął
Polak, który prowadząc urywczą wojnę, stopniowo i konsekwentnie rozbijał armię
szwedzką. Słabym punktem Szwedów okazał się być Stefan Czarniecki.
Po raz
pierwszy Szwedzi napotkali na swojej drodze kogoś, kto nie był tak uprzejmy, by
ulec im bez walki. (s. 169)
Stefan Czarniecki |
Warto zwrócić uwagę na armię szwedzką – pierwszą
narodową armię zawodową w Europie, nowoczesną i profesjonalną, finansowaną z
budżetu kraju. Stworzył ją Gustaw II Adolf, ojciec Karola Gustawa, doskonałego
dowódcy i zakochanego w wojaczce. Armia
szwedzka wyposażona była w muszkiety, najnowocześniejszą broń o dużej sile
rażenia. Żołnierze byli świetnie wyćwiczeni. Oddziały wojska cechowała wysoka
manewrowość i dyscyplina, też okrucieństwo i grabieże (mistrzowie rabunku),
dlatego dowódcy szwedzcy stosowali okrutne środki, by utrzymać wojsko w ryzach.
W konflikt polsko-szwedzki zaangażowane było pół
Europy! W tamtym okresie Rzeczpospolita walczyła z Kozakami, Tatarami,
Chmielnickim, Radziwiłłami, Jerzym Rakoczym z Siedmiogrodu, najazdem cara
Aleksego i Brandenburgią, a później Niemcami i Duńczykami. Ale przyszedł czas,
że los wojny się odmienił:
Łowicz okazał
się dla niego [Karola Gustawa] swoistym Rubikonem, za którym czekały nań
najpierw niewyobrażalne triumfy i chwała, ale na końcu, o czym jeszcze nie
wiedział – porażki i upokorzenia. (s. 153)
Ale na pokoju wojna się nie kończy, książka też nie.
Na początku autor ukazał zarys wojen polsko-szwedzkich od stu lat, zaś na
koniec przedstawił bilans strat dynastycznej gry o tron. Ten spór doprowadził
Rzeczpospolitą do katastrofy cywilizacyjnej – zniszczone ziemie i plony,
zdziesiątkowana ludność, kradzież wszystkiego wartościowego.
Szkuty
załadowane kościelnymi, królewskimi i magnackimi skarbami popłynęły w dół
Wisły. (s. 195)
Jak wielka to była grabież, wystarczy przypomnieć lato
2011 i 2012 roku, kiedy to susza odsłoniła skarby na dnie Wisły, którym Szwedom
nie udało się wywieźć.
Sławomir Leśniewski kreśli wyraźne sylwetki postaci
historycznych, bohaterów i zdrajców, odsłania ich prawdziwe oblicze. Okazuje
się, że uwieczniony w hymnie narodowym Stefan Czarniecki też miał swoje za
uszami. Z kolei król Jan Kazimierz spada z piedestału, na który wyniósł go
Henryk Sienkiewicz. Autor ukazał
mężczyznę, który nigdy nie powinien był zasiąść na tronie, którego nazywano
Initium Calamitatis Regni (Początek Klęski Królestwa). Ale to Henryk
Sienkiewicz w Trylogii i Jerzy
Hoffman w ekranizacjach filmów stworzyli i na lata zakodowali w świadomości
Polaków barwny i krwawy obraz wojny polsko-szwedzkiej z lat 1655-1660 oraz
potęgę króla. Niestety, to obrazy zafałszowane.
Sławomir Leśniewski przedstawia czytelnikom fakty,
odbrązawia potop szwedzki i jego uczestników. Kilkukrotnie punktuje „błędy”
Henryka Sienkiewicza w Trylogii,
zafałszowanie obrazu wojny, manipulację czasem i wydarzeniami, zakłamanym
wizerunkiem postaci. Literackie opisy pisarza odbiegały od realiów historycznych,
szczególnie obrona Jasnej Góry. Dlatego Leśniewski z bezwzględną zawziętością
walczy o autentyczny obraz potopu szwedzkiego przez zestawienie faktów
historycznych, cytatów z wielu źródeł i ilustracji. Sienkiewicz ma na swoją
obronę to, że Trylogię pisał „ku
pokrzepieniu serc”, aby zmotywować Polaków do uwolnienia się spod jarzma
zaborców. Jak uczy historia – skutecznie zmotywował.
Czytelnik jest traktowany przez autora jak równorzędny
partner. Leśniewski snuje opowieść i czuwa nad skupieniem uwagi czytelnika –
bezpośrednie zwroty, ciekawostki, sygnalizowanie niektórych zdarzeń,
przytaczanie wypowiedzi uczestników i kronikarzy, powoływanie się na
autorytety. Każdy rozdział rozpoczyna się od scenki rozgrywającej się w II
połowie XVII wieku, dzięki czemu czytelnik przenosi się w czasie i staje się
obserwatorem z ukrycia.
Książka jest pięknie wydana, z dbałością o każdy
szczegół, a jej treść została wzbogacona portretami bohaterów, obrazami,
rycinami.
Literatura faktu, świadectwo historii, powieść historyczna
to właśnie jest książka Potop. Czas hańby
i pokoju 1655-1660. Autor czasem ze swadą opowiada o tamtym okresie w
historii Polski, używa gawędziarskiego stylu i staropolskich słów.
Barwność opisów, zamiłowanie do wojaczki, militarny
rozmach, dramatyzm wydarzeń, duży temperament ambitnych i krewkich bohaterów
dążących do władzy i bogactwa wydają się być nie na miejscu, gdyż to nie jest
powieść przygodowa z gatunku płaszcza i szpady, tylko dokument historyczny, a
mimo to doskonale oddają XVII-wieczne realia oraz honor i charakter, a może
raczej jego brak, polskiej szlachty.
Zasłońcie literacki obraz potopu Henryka Sienkiewicza
prawdą historyczną Sławomira Leśniewskiego i dowiedzcie się, jak hańbę przekuć
w sławę.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
O tych skarbach na dnie Wisły nie słyszałam. Interesująca książka.
OdpowiedzUsuńByło głośno o tych skarbach przez kilka dni.
UsuńFrapująca fabuła, obwiana tajemnicą!
OdpowiedzUsuńTymczasem jeśli lubisz literaturę, niekoniecznie typową z wisielczym humorem to zapraszam! Będzie też mi bardzo miło, gdy wyrazisz swoją opinię! ;)
http://pustaliteratka.blogspot.com/
I co najważniejsze - to wszystko prawda.
UsuńPublikacja wydaje się naprawdę intrygująca :)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie jest typową książką historyczną.
UsuńJuż chciałam powiedzieć, że to raczej książka nie dla mnie. Ale nie ukrywam, że druga połowa Twojej recenzji mocno mnie zaintrygowała. Wytknięte "błędy" Sienkiewicza czy obnażony z grzeszków Stefan Czarniecki wydają się ciekawym tematem :) Chyba jednak zdecydowałabym się na tę książkę, gdybym miała do niej dostęp.
OdpowiedzUsuńBo to nie jest typowa książka o wydarzeniach historycznych. Autor otwiera oczy czytelnikowi na wiele spraw, np. kto był faktycznym królem Polski...
UsuńTaka pozycja musi kusić...może i ja przeczytam.
OdpowiedzUsuńOj kusi!
UsuńAle przecież ta historia wydarzyła się znów.Rok 89 i następstwa to idealna gra o Polskę i perfekcyjne podpuszczenie Polków po raz kolejny(powst War.)
OdpowiedzUsuńNawet symbolika głazów jest adekwatna....
Coś w tym jest, że historia lubi się powtarzać...
Usuń