Tytuł:
Wiśniowy jogurt
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 260
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2012
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2012
ISBN: 978-83-7674-170-3
Ci, którzy
wkładają bomby do samochodów, w ogóle nie przebierają w środkach. (s. 68)
Nie
mnie osądzać, czy to rzeczywiście prawda, ale w tych słowach naprawdę coś jest.
A cytat pochodzi z książki Dominiki Bel Wiśniowy
jogurt. Tytuł banalny i raczej nie mający nic wspólnego z kryminałem, ale
to tylko pozory, gdyż autorka udowadnia, że jednak może mieć wspólny mianownik.
Lipcowy
ranek w Warszawie na ul. Floksowej z sielskiego zamienił się w wybuchowy! O
6.10 wybuchła bomba, zginął profesor Sylwester Płonin.
W swojej stałej
porze na joggingu wsiadł do samochodu, a w nim czekała bomba. Tak po prostu.
(s. 15)
Tak
owe znamienne wydarzenie podsumowała policji sąsiadka profesora, Luiza Drogosz.
Zabicie znanego i sławnego uczonego okazało się banalnie proste, bowiem trzymał
się on ustalonych zwyczajów. Szybko okazało się, w jaki sposób został odpalony
detonator. Okazuje się, że…
każdy mógł to
zrobić. Jeśli nie sam, to wynająć kogoś, kto z Wrocławia czy innego Koszalina
zadzwonił i zabił. Nawet nie musiał wiedzieć, o co chodzi. (s. 35)
Nie
tak miały wyglądać 60. urodziny profesora. Zamiast przyjęcia urodzinowego była
przedwczesna stypa rodziny i przyjaciół denata. Do tego burza mózgów, kto mógł
być mordercą i dlaczego, bowiem profesor był z wszystkimi „za bardzo”. Policja
prowadzi śledztwo, ale rozwiązania zagadki śmierci Płonina podejmuje się jego
przyjaciel – znany bardziej za granicą niż w kraju światowej klasy rzeźbiarz,
Jan Reising, którego każda wystawa i album to sukces. Jego drewniany Jezusek,
prezent urodzinowy dla profesora, każdego zachwycił swoim pięknem i stopniem
niefrasobliwości. Rzeźbiarz, osoba rozpoznawalna, czasami robił pewne rzeczy
bez większego sensu, lecz z poczucia potrzeby, a z których potem wychodziło coś
fajnego. To profesor namówił go na bieganie o barbarzyńskiej porze. Tego
feralnego dnia Reising dotarł pod dom profesora o kilkanaście minut za późno,
ale dzięki temu przeżył.
Przy
przestępstwach, z którymi poprzednio się zetknął, stosował swoją metodę
polegającą na obserwowaniu ujawnianych przez ludzi emocji. Uważał, iż morderca
oczywiście będzie kłamał, ale w sferze uczuć, zdradzić się musi. (s. 152)
Śledztwo
zamiast zmierzać do rozwiązania, to jeszcze bardziej się komplikuje.
Niebezpieczeństwo zaczyna zagrażać bliskim profesora, gdyż dochodzi do groźnych
i niewytłumaczalnych wypadków, które zmieniają ich życie – kobiety spychane są
ze schodów tak, by zrobiły sobie krzywdę, ktoś wysyła SMS-y z groźbami:
Na ekranie
wyświetliło się: Teraz ty uważaj! J.
(s. 41)
Wszystkie
zdarzenia wydają się mieć związek z tajemniczą autobiografią, którą profesor
ukończył. Rozwiązanie zagadek jest kwestią czasu. Akcja ma zawrotne tempo, choć
wcale tego nie czuć. Wszystkie wydarzenia i rozwiązanie spraw zajmują niespełna
40 h, choć pewien wątek miłosny trwa dwie doby. Upływu czasu nie czuć z powodu
dużej ilości nietypowych zdarzeń komplikujących śledztwo, akcji toczącej się
równocześnie w kilku miejscach, a to dzięki mnogości bohaterów. Przyznam szczerze,
że się gubiłam, kto jest kim i w jakich koligacjach rodzinno-towarzyskich.
Wprawdzie na początku kryminału jest wykaz postaci, których spotyka się na
początku książki, ale to za mało. Nie wiedziałam, kim są niektóre kobiety i kto
rzeźbiarzowi odradzał zabawę w detektywa.
Bo jeśli ktoś ma
rację, powinien decydować. (s. 248)
A
postacie to ciekawa zbieranina. Każdy jest indywidualnością skrywającą przed
innymi choćby jeden sekret. Obnażanie ich osobowości w miarę rozwoju
dochodzenia zaciekawia i intryguje. Tu każdy jest kimś innym niż w
rzeczywistości, a poniekąd dzięki śmierci profesora ma szansę na bycie sobą i
odmianę swego losu. Nieźle to autorka wymyśliła, jak i całą intrygę kryminalną
niejako osnutą wokół jogurtu wiśniowego. Luiza nawet porównuje życie do
kubeczka z jogurtem, bo i w nim można spotkać przyjemną niespodziankę albo
obejść się smakiem. A co ma jogurt do rozwiązania zagadki morderstwa? Nie
zdradzę!
Ja muszę wziąć
się za sprawdzanie mojego pomysłu, który zawdzięczam twojemu kubkowi po
jogurcie. (s. 182)
Zagadki
zostają rozwiązane przez rzeźbiarza, niektóre wręcz zaskakują. Ale kryminał to
nie wszystko. Jest w tej powieści troszkę humoru i dużo miłości, a dokładnie
kilka wątków miłosnych, z czego jeden najbardziej przykuwa uwagę. To miłość od
pierwszego wejrzenia kloszarda do Luizy. Rzeźbiarz ma oko do piękna, zmysł
estetyczny, podziwia urodę kobiet i umie je podrywać, o czym mogą świadczyć
choćby jego 4 śluby zakończone rozwodami. Aczkolwiek chodzi nie o ich ilość,
ale o jakość żon. Fakt zawarcia kilku małżeństw jednak mu nie przeszkadza w
zdobyciu kolejnej kobiety. Luiza to dla niego doskonałe i intrygujące dzieło
sztuki – „w kształcie, ruchu i kolorze”. Lecz on dla niej to zagadka:
Jakoś nie mogę
zrozumieć, kim naprawdę jesteś. Bardzo wiarygodnym kloszardem, skutecznym
Herkulesem Poirot, artystą światowej sławy czy obiektem kobiecych westchnień i
posiadaczem nieudanego życia osobistego? (s. 240)
Wiśniowy jogurt to dość ciekawy
kryminał w lekkim stylu z paletą osobowości bohaterów, która na pewno swoją
mnogością barw zakręci i zamota czytelnika, a przy tym może doprowadzić go do
głodu, bo smacznego jedzenia trochę w nim jest.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Kryminał z dawką humoru? Jestem za :) Aczkolwiek patrząc na okładkę, nie spodziewałam się w ogóle, że to kryminał, prędzej jakieś New Adult ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://tworze-czytam-fotografuje.blogspot.com/
Okładka myli. Ta dawka humoru niezbyt duża, ale kilka razy można się uśmiechnąć.
UsuńSerdeczności!
Podoba mi się okładka tej książki, choć wcale nie nawiązuje do kryminału. Sama fabuła także wzbudziła moje zainteresowanie, więc jeśli kiedyś przypadkiem natrafię na tę powieść, to dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńMnie tytuł zrażał, bo akurat jogurtu wiśniowego nie lubię.
UsuńNie słyszałam o tej książce. Będę miała ją na uwadze.
OdpowiedzUsuńWidocznie przeszła bez echa, gdy miała premierę..
UsuńPorozglądam się za tą książką. ;)
OdpowiedzUsuń