- On mnie wąchał.
- Jak to… wąchał?
- Normalnie. Zaciągnął się
jak tabaką. Wąchał, niuchał, węszył…
- I co wywęszył?
- Nie mam książkowego
pojęcia! Na kilometr śmierdzę farbą drukarską.
- A może on drukarz?
- Gdzie tam, zwykły
czytelnik.
- Chyba raczej niezwykły,
skoro cię wąchał.
- Daj spokój.
- Ty, a może to jeden z
tych, co wszędzie węszą…?
- Raczej nie. On się
zaciągał z głupim uśmiechem na twarzy.
- A więc miał odlot…
- Błogość na jego twarzy
by o tym świadczyła.
- Wiesz co, daj się
powąchać. Też chcę być w siódmym niebie.
- Na książkę! Czy ty się
dobrze czujesz?
- Właśnie nie. Daj się
zaciągnąć. Niech i ja sobie przypomnę zapach nowości. Kiedy to było…
Kurtyna.
Może, jak napiszesz jeszcze kilka takich tekstów to zdecydujesz się je wydać... Co Ty na to Marto?
OdpowiedzUsuńTeraz koleżanko zabiłaś mi ćwieka!
UsuńA kto by to czytał?
PS Wena się chwilowo zapodziała.