Tytuł:
Czarne światło
Wydawnictwo: Burda Książki
Seria: Mario Ybl
Tom: 4
Liczba stron: 440
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
ISBN: 978-83-8053-140-6
Czarne światło Marty
Guzowskiej to ostatni tom serii Mario Ybl.
Szkoda, bo takiego bohatera literackiego do tej pory nie znałam.
Po co komu
szkielet z wykopalisk? (s. 11)
Mario
Ybl, profesor antropologii, ma się zająć unikalnymi szkieletami z pochówków
antywampirycznych z X wieku, ale za bardzo nie ma czym. Szkielety giną, zanim
jeszcze dobrze zostaną wydobyte i dokładnie opisane. Frustracja profesora
rośnie, bo ktoś nocą na cmentarzu rozkopuje groby, a na pomnikach wypisuje
satanistyczne hasła. Oskarżenia padają na porfiryka Maurycego, wyglądającego i
zachowującego się jak wampir. Ktoś podrzuca wykopany szkielet ze świeżo
rozkopanego grobu, a Maurycy znika. Mario zaczyna własne śledztwo. Znajduje wiele
innych szkieletów. W ich ocenie pomaga mu latarka z czarnym światłem. Dzięki niej widzi to, czego ludzkie oko nie zobaczy.
Wypuściliście
Złego! Ja go widziałem. Wstał z grobu i chodzi teraz uliczkami naszego
miasteczka. (s. 162)
Lokalna
społeczność nie ułatwia sprawy. To ludzie prości, którzy swoją duchowość
podpierają religijnymi obrzędami. Wszyscy się dobrze znają i wszystko wiedzą, a
plotka to najlepsze źródło wiedzy. Mieszkańcy miasteczka pod Warszawą mają
swoje teorie spiskowe. Słowa starego proboszcza są święte, bo „Kościół nadal
sprawuje rząd dusz” (s. 223), sieją zamęt i panikę. Silna tradycja wiary w
gusła i zabobony oraz niedzisiejszy ksiądz podburzający mieszkańców i
oskarżający naukowców bardziej pasują do średniowiecza niż XXI wieku. Nikt nie
chce archeologów w miasteczku, tylko władza, bo ma w tym swój interes.
„Bo to nie
jestem ja!” – chciałem wrzasnąć. (s. 118)
Faktycznie,
to inny Mario niż znany z poprzednich tomów. Dalej pije dużo alkoholu i cierpi
na nyktofobię, choć okazuje się, że jest coś gorszego od niej, co go bardziej
przeraża. Nawet jego ironia straciła na ostrości. Profesor jest na życiowym
zakręcie, w dodatku po około dwudziestu latach wrócił do swego rodzinnego
miasteczka i niechcianych wspomnień, znajomych. Coraz gorzej się czuje z
różnych powodów. Jest przy nim Pola i jej teorie detektywistyczne w pakiecie z
niańczeniem.
My mamy tutaj
niespotykany zespół kilkunastu grobów, w których praktykowano specjalny rytuał
pogrzebowy. Charakteryzuje go nietypowe ułożenie zwłok. (s. 182)
Zabrakło
mi trochę więcej informacji o tych pochówkach antywampirycznych, bo to temat
niezwykle ciekawy mimo swej makabryczności. I jakby nie było dotyczący naszej
przeszłości i kultury. To nie Turcja czy Grecja, tylko Polska i jej oblicze. Tym
razem Mario niezbyt skupia się na pracy, bo i nie ma na czym, lecz znowu
prowadzi śledztwo i snuje swoje hipotezy. Walka z nyktofobią jest utrudniona,
bo koniec października to szybko zapadający zmrok. Walka z samym sobą wymaga za
to więcej sił i samozaparcia, motywacji. Gdzie jej szukać? Kto może pomóc?
Nie wiem,
dlaczego ja to wszystko znoszę. (s. 294)
Ja
znosiłam i delektowałam się akcją i rozwiązaniami jej poszczególnych wątków. Autorka do wątku archeologicznego z nieco
leniwymi polskimi studentkami, wplotła problemy lokalne miasteczka, lekcje
biologii, wykład, wizyty u lekarza, zegarmistrza czy w mordowni. Mieszkańców
opatrzyła odpowiednim zestawem cech w zależności od zajmowanej pozycji w małej
społeczności, nie brakuje menela czy babci sprzedającej znicze, a przedstawiciele
lokalnej władzy to typowy polski obrazek urzędnika.
Kryminał archeologiczny przechodzi w mroczny thriller – szkielety, wykopaliska,
cmentarz i Święto Zmarłych, zabobonny ksiądz, satanizm rysunkowy, wszechogarniająca
ciemność, trupy wychodzące z szafy. Atmosfera robi się coraz bardziej gęsta i
niebezpieczna, na swój sposób klimatyczna. Momentami strach się bać. A latarka
z czarnym światłem wcale nie służy do rozpraszania zmroku. Sami się o tym
przekonajcie.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Skoro podczas lektury można się bać to chętnie zajrzę w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuń