Tytuł: Ona przyszła ostatnia
Wydawnictwo: Lucky
Liczba stron: 272
Oprawa: miękka
Data wydania: 2018
Oprawa: miękka
Data wydania: 2018
ISBN: 978-83-65351-68-5
Czasami
przyjście ostatnim jest niewskazane, a czasami nawet bardzo. Jak to było z
ostatnią panią, która weszła do pokoju hotelowego, dowiecie się z książki
Małgorzaty Teresy Rudzkiej Ona przyszła
ostatnia.
Nie widziałeś w
pobliżu nikogo? (s. 64)
Hotel
„Przepióreczka” w Nałęczowie gości przedstawicieli świata literackiego. To tu z
inicjatywy kilkunastu wydawców i autorów, z przeważającą ilością kobiet, odbywa
się panel literacki. W sumie wszyscy uczestnicy tego spotkania żywią wobec
jednego wydawcy co najmniej urazę. Właściciel wydawnictwa Piękne Słowa, Józef
Mulawa, nie szanował ludzi, którzy pracowali na jego sukces – w terminie nie
płacił ani nie wypłacał tantiem, manipulował, zwodził, okłamywał oraz uwodził. Nic
dziwnego, że tuż przed rozpoczęciem panelu wszyscy mieli do Mulawy interes i koniecznie
chcieli go omówić w cztery oczy. Czyli nocą.
Ktoś sprzątnął gościa,
tylko kto? (s. 54)
Któraś
z tych osób pomogła Ziutkowi opuścić świat wydawniczy już na zawsze. Pytanie która?
Tak naprawdę wszyscy są podejrzani bez wyjątku, lecz te wyjątki trzeba
stopniowo eliminować drogą dedukcji i wskazać zabójcę. Morderca cały czas jest
w hotelu, więc o tyle zadanie jest ułatwione. Należy go tylko wytypować, wskazać,
ujawnić. Sęk w tym, iż w środowisku pisarzy, redaktorów, recenzentów i wydawców
dominuje płeć piękna, a to z kolei powoduje, że ta grupa zawodowa jest
podzielona, skłócona, zazdrosna nie tylko o sukcesy oraz rozplotkowana,
zwłaszcza w mediach społecznościowych.
Zaraz, kto tu
prowadzi śledztwo? (s. 65)
Na
miejscu zbrodni pojawia się jedna ze znanych pisarek Remedios Pereira-Wilk,
która jest jednocześnie doktorem nauk medycznych i specjalistą neurologiem
(łatwo odgadnąć, kto został pierwowzorem dla tej postaci). To ona nieoficjalnie
dołącza do grupy śledczych młodszego aspiranta policyjnego Konrada Kowalskiego
i sierżanta Adama Krawczyka. Policjantem nie jest, lecz zna środowisko i
potrafi logicznie myśleć. Remedios została panną Marple i przesłuchuje koleżanki
po piórze. Pomaga rozwikłać zagadkę, kto jako ostatni pojawił się w pokoju
Mulawy.
Ktoś czegoś nie
wie, ktoś inny mija się z prawdą. Zresztą każda osoba, z którą się do tej pory
zetknęła, kłamała lub przemilczała fakty, co zdaniem Remedios było równoznaczne
z oszustwem. (s. 82)
W
tym śledztwie nic nie jest takie, jakie się wydaje. Coś mocno śmierdzi. Świadkowie
kluczą, zatajają prawdę, nie mówią wszystkiego, coś im się wydaje albo też przeczytali
na Facebooku, bo ten aż huczy od plotek! Sama Remedios ulega momentami presji i
zaczyna się kierować emocjami, lecz z drugiej strony jej dobra znajomość koleżanek
oraz podejście psychologiczne przydają się policjantom w pracy. Bo fakty są tu
najważniejsze. Ułatwieniem lub utrudnieniem dla śledczych jest przedstawienie
życiorysów kilku wybranych kobiet, wśród których jest obecna kochanka denata. Czytelnik
też może się wykazać w tym śledztwie, ale jako cichy doradca, a raczej niemy. W
dodatku w pokoju denata ruch był jak na dworcu kolejowym – ciągle ktoś
wchodził, a ktoś wychodził…
Jaki kraj, taki
rynek wydawniczy. (s. 75)
W
tej powieści rynek wydawniczy w Polsce jawi się jako rozkapryszona, humorzasta,
nieprzewidywalna baba, która rozsiewa plotki, intryguje, mąci, kręci, a nawet
bierze ludzi za łby. Rozmiar zazdrości zawodowej i zawiści poraża, poziom
obrażenia rośnie proporcjonalnie do braku lajków pod wpisami autorek na FB. „Przepióreczką”
trzęsie od różnych wieści, skandalów i tygla emocji. A FB huczy, bo uczestnicy
panelu siedzą i robą zdjęcia, by po chwili opublikować je z odpowiednim
komentarzem. Niemały udział miał w tym planktom wydawniczy, choć sporo
czytelników gustowało w ich książkach. I tu przy okazji autorka porusza problem
targetu i oczekiwań czytelniczych, a co za tym idzie wygenerowaniu zysku przez
wydawnictwo. Zapotrzebowanie jest na różnych pisarzy i na zróżnicowaną tematykę
oraz styl.
Dobry skandal to
najlepsza reklama. Nieważne, co mówią. Byle nazwiska nie pomylili. (s. 57)
Zupełnie
inne spojrzenie na morderstwo mają niektóre uczestniczki panelu. Dla nich liczy
się tylko reklama – na bilbordach, FB,
ta szeptana, czy okupiona cudzą śmiercią. Miał się liczyć efekt. Tylko wpierw osy
rajcowały w gnieździe na całego, intrygowały, knuły, kuły, bodły siebie
nawzajem. Szły do konkurencji lub to ona je podkupowała.
Coś tu było nie
tak, ale na razie nie umiała tego sprecyzować. (s. 180)
Na
razie, lecz jak się łatwo domyślić ta ostatnia została wskazana. Dedukcja i
uważne słuchanie przydały się. Czytelnik prowadził własne dochodzenie na
podstawie przesłuchań świadków, zbiera dane, analizuje je, a miał na to niecała
dobę. Czyli dokładnie tyle, ile zajęło przeczytanie tego niepozornego
kryminału. Rozwiązuje zagadkę śmierci wydawcy (a może i nie), a przy tym dobrze
się bawi, produktywnie spędza czas. Powieść dobrze się czyta i szybko, jednak z
małym wyjątkiem – strony bez akapitów, a jest ich trochę, bardzo męczą oko,
mimo że są one niewielkie objętościowo. Dobrze, że na początku zamieszczono
listę najważniejszych bohaterów, gdyż niektóre ich imiona i nazwiska mogą sprawiać
trudności z zapamiętaniem.
Ona przyszła
ostatnia
to kryminał Teresy Moniki Rudzkiej wzorowany na kryminałach Agathy Christie,
osadzony w polskich realiach środowiska literackiego, w murach nałęczowskiego
hotelu, z pomocą plotkarskiego Fb, z dużą dawką emocji zaserwowaną przez kobiety,
lecz nie tylko dla kobiet. I przyjdzie taka ostatnia i farby nie puści. Każe czytać.
Czytajcie!
Za
możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu:
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Mam i będę niebawem czytać.
OdpowiedzUsuńUwielbiam A. Christie, więc na pewno się skuszę:)
OdpowiedzUsuńKuś, kuś!
Usuń