Tytuł:
Młyn nad Czarnym Potokiem
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Seria: Nad Czarnym Potokiem
Tom: 1
Liczba stron: 528
Oprawa: miękka
Data wydania: 2013
Oprawa: miękka
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-10-12417-3
Małopolską
trylogię rodzinną Nad Czarnym Potokiem
autorstwa Anny J. Szepielak rozpoczyna powieść Młyn nad Czarnym Potokiem. Książka została nagrodzona przez Jury
konkursu na Najlepszą Książkę na Jesień 2013 roku w kategorii książek
obyczajowych. I wcale się nie dziwię! Ponad 500 stron pochłonęłam w niecałą
dobę.
Akcja
powieści rozgrywa się w 2012 r. początkowo w Warszawie, a potem gdzieś w
Małopolsce nad Czarnym Potokiem. Główna bohaterka Marta ma dość codziennej
monotonii, samotności i problemów: mąż naukowiec ciągle poza domem, chorowita córka,
brak pracy i kłopoty finansowe. To wszystko zaczyna ją przerastać. Jest
niezadowolona i sfrustrowana, złość i rozczarowanie towarzyszą jej co dnia. A
jeszcze ma za zadanie zorganizować zjazd rodzinny, bo przybywają nieznane
krewne z Ameryki.
Początkowo
Marta nie jest zachwycona, lecz wkrótce zmienia zdanie. Wraca do rodzinnego
miasteczka gdzieś w Małopolsce i zaczyna żyć. Przebywanie wśród bliższych i
dalszych krewnych, spotkania z przyjaciółkami, wiosenne porządki przed
Wielkanocą, odkrywanie rodzinnych tajemnic i przeglądanie pamiątek rodzinnych
oraz wspólne gotowanie sprawiają, że kobieta kwitnie! Wprawdzie ma problem z
mężem, infantylnym optymistą, który pochłonięty pracą w Anglii zapomina o
przelewach czy kontaktach z 5-letnią córką Ulą, ale teraz ma na głowie
organizację kilkudniowego pobytu krewnych z Ameryki – córki i wnuczki ciotki
Kazimiery. Zastaw się a postaw się oraz polska gościnność w najlepszym wydaniu!
Smaczku
dosłownie i w przenośni dodają przepisy kulinarne wplecione w akcję oraz domowe
receptury rodem z młyna zamieszczone na końcu książki. Również na końcu
znajduje się drzewo genealogiczne potomków Zofii. Zawiera ono tylko imiona i
daty. Brak nazwisk nie tylko tutaj, także w całej powieści. Dzięki temu
celowemu zabiegowi autorki każdy czytelnik może bardziej zidentyfikować się z
bohaterami, wczuć się w rolę – problemy dnia codziennego Marty staną się jego,
jej zwierzenia na blogu "Zapiski pani M." obnażą jej prawdziwe myśli
i uczucia, a i sam czytelnik z ciekawości zacznie grzebać w historii swej
rodziny, by odnaleźć przodków i odkryć rodzinne sekrety.
Kreacje
bohaterów zasługują na szczególne uznanie, bowiem dość szybko stają się oni
bardzo bliscy czytelnikowi mimo swoich wad. Są oni normalni, zwykli, codzienni,
a przez to każdy z nich na swój sposób wyjątkowy. Część siebie odnalazłam w
literackiej bohaterce. A rodzinka Marty jest niezwykle żywiołowa i boleśnie
szczera, czasem upierdliwa, gdy miesza się do cudzego życia. Przoduje w tym wuj
Ignacy. To on często ze swadą zaczyna opowiadać o przodkach, zwłaszcza o
wyczynach pradziadka Mikołaja. Lecz nie dane jest mu dokończyć, bowiem jego
siostra Helena, matka Marty, wtrąca się i każe mu przestać. I to zawsze w
najciekawszym momencie dla głównej bohaterki ciekawej przeszłości i czytelnika.
Dla
mnie ta powieść to nie tyle branie się za bary z codzienną monotonią, a potem
zorganizowanie zjazdu rodzinnego, lecz przede wszystkim odkrywanie historii
rodzinnej, odnajdywanie przodków, szukanie pamiątek rodzinnych, dociekanie,
skąd jestem i kim jestem dzięki moim przodkom. A że czas biegnie nieubłaganie,
to trzeba się spieszyć:
Problem w tym,
że starsze pokolenie, które mogłoby opowiedzieć niejedną ciekawą historię, już
odeszło. To bardzo deprymujące. (s. 423)
Jednak
z drugiej strony są rzeczy, o których nie trzeba mówić ze względu na szacunek
dla przelanych łez. Każda rodzina ma swoje tajemnice, także te mroczne i mało
pochlebne. Mogą one wynikać z charakteru danej osoby, ale również być związane
z wydarzeniami historycznymi np. wojną i prześladowaniami.
W
powieści znajdziemy też kilka słów prawdy o polskiej gospodarce krajowej, o
organizacji wielkiego zjazdu rodzinnego, o zmaganiu się z ekipą remontową, o
szukaniu własnego szczęścia, o mężczyznach. Również ukazany został sposób patrzenia
Amerykanów na świat i rzeczywistość. Od Samanthy i Kasi można się od nauczyć
optymizmu życiowego:
One naprawdę
patrzą na życie zupełnie inaczej niż my. Przykre wydarzenia, niepowodzenia, to
dla nich tylko przeszłość, a nie temat do roztrząsania i powód do załamywania
się. mówią, że trzeba iść do przodu. Za to przyszłość według nich kryje w sobie
niespożyte pokłady szans, które trzeba wykorzystać. Co więcej, nie zakładają z
góry, że na ich drodze pojawią się jakiekolwiek przeszkody. (s. 418)
Autorka
napisała książkę z niezwykłą lekkością i finezją. Stworzyła taki domowy, ciepły
klimat z uczuciami, smakami i zapachami, lecz nie sielski (chyba że momentami),
gdyż kłopoty i problemy są wpisane w codzienną egzystencję człowieka. Odejściem
od zwykłej narracji jest wprowadzenie wpisów z bloga bohaterki oraz listy jej
babki. A istną perełką podaną w ratach jest opowieść babci Heleny o rodzinie w
stylu bajki na dobranoc dla wnusi, jak to dawno, dawno temu… Nawet Marta z
wielkim zainteresowaniem słucha tej bajki-niebajki.
Piękna
polszczyzna zachwyca z każdej strony powieści, lecz mnie najbardziej ujęły
wypowiedzi najmłodszej bohaterki Uli: Ciocia
pomaga na smutność, oczywiście; Cześć ksiądzu; To gdzie się mogę kompnąć?;
Dlatemu wolę dzisiaj być tutaj. I jutro też i pojutro. Oczywiście, to tylko
próbka jej wypowiedzi. Autorka doskonale oddała sposób patrzenia dziecka na
świat, jego język i naiwność połączoną z bezwzględną szczerością. Wiele razy
śmiałam się w głos z poczynań Uli. Ta 5-latka zadziwia bystrością i
inteligencją, wie dużo o legendach i zwyczajach polskich, gdyż jej ojciec takie
bajki opowiadał jej na dobranoc (mała pyta się, kiedy będzie miała
postrzyżyny). Jej wyimaginowana przyjaciółka Aniela udziela jej różnych rad,
podpowiada, co trzeba robić, jak postępować…
Otwarte
zakończenie daje przedsmak przyszłych wydarzeń, równie tajemniczych. Ja
zostałam zawieszona w próżni, ale z drugiej strony zdopingowana do poszukiwań
genealogicznych. I powiem Wam, że w niedzielę w nocy dokonałam kolejnego
odkrycia. Przypadkiem.
Młyn nad Czarnym Potokiem wciąga od prologu i akcji zza
wielkiej wody. Czytelnik szybko zatraca się w ciekawej fabule i niespiesznej
akcji, łączącej w sobie wątek obyczajowy i historyczny okraszony tajemnicami i
pamiątkami rodzinnymi. Odkrywa, co jest naprawdę w życiu ważne. Miłość i
rodzina są ważne, lecz równie ważna jest realizacja siebie, nawet gdy wymaga to
wielkich zmian. Klimatyczna, ciepła opowieść o… zjeździe rodzinnym z rodzinną
historią w tle. Gorąco polecam!
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Mam tę książkę na swojej liście już od dawna, ale zawsze przekładam ją "na potem". Musze w końcu po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńhttp://ksiazkomiloscimoja.blogspot.com
To zacznij czytać, bo niedługo wychodzi trzeci tom.
UsuńRóżnie czytałam o tej trylogii, ale mam na nią chęć....
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od tego, co kto lubi, czego szuka w książkach.
UsuńBędę chyba miała niedługo okazję poznać prozę tej autorki :)
OdpowiedzUsuńPowinna Ci się spodobać... chyba :)
UsuńTo są zdecydowanie moje klimaty :) Z tego co wiem, dostępny jest chyba również drugi tom powieści. A niebawem na rynku pojawi się kolejna powieści autorki :)
OdpowiedzUsuńDrugi tom recenzowałam wcześniej (post "Stara fotografia"), bo nie wiedziałam, że to któryś tom serii. A na trzeci już się nie mogę doczekać!
UsuńRodzina z tajemnicami i kilkusetstronicowa obyczajówka? Piszę się na to! :)
OdpowiedzUsuńPisz! I czytaj! A czcionka ułatwia szybkie czytanie! :)
UsuńBardzo się cieszę, że "Młyn..." się Pani podobał. Dziękuję za recenzję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
A ja się cieszę z odwiedzin autorki. :) Recenzja "Wspomnień w kolorze sepii" już była, a na dniach "Dworek pod Lipami".
UsuńSerdecznie pozdrawiam.