Tytuł:
Szeptucha
Wydawnictwo: WAB
Seria: Kwiat paproci
Tom: 1
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
ISBN: 978-83-280-2662-9
Widząca rodzi
się dokładnie na dwadzieścia cztery lata przed pojawieniem się kwiatu, by mogła
odnaleźć go wtedy, gdy sama będzie w kwiecie wieku. Tak mówi legenda. (s. 193)
Jak
się dorwałam, to przepadłam! Dosłownie! Nie mogłam się oderwać od Szeptuchy Katarzyny Bereniki Miszczuk.
Co takiego jest w tej książce? Odpowiem Wam jednym słowem – magia!
Na
wewnętrznych okładkach mało czytelnym pismem zostały zamieszczone dwa przepisy
szeptuchy – na bolaki i na parchy oraz krosty wszelkie. Składniki i przepis
wydają się prawdziwe i człek jest gotów je przygotować, na szczęście nieco
ironiczny komentarz powstrzymuje go przed tym. Jeszcze na początku autorka
zwraca się do czytelnika z pytaniem, czy zastanawiał się, co by było, gdyby
Mieszko nie przyjął chrztu. Ano ja się zastanawiałam przy okazji lektury Janiny
Lesiak Dobrawa pisze CV.
W co ja się
wplątałam? Przecież to niemożliwe! Bogowie, demony, czary, wizje. Co to ma
być?! Przecież ja nawet nie wierzę w te ziołowe specyfiki od szeptuchy, którymi
z upodobaniem naciera się moja mama. A co dopiero mówić o bogach! (s. 183)
Wiara
w słowiańskich bogów i obrzędy są wciąż żywe, bowiem Mieszko I nie przyjął
chrztu. Polską w XXI wieku rządzą Piastowie, na tronie zasiada Mieszko XII.
Jedną z jego poddanych jest Gosława Brzóska, która właśnie skończyła medycynę.
Teraz musi jechać do wsi Bieliny w Góry Świętokrzyskie, aby odbyć obowiązkowe
roczne praktyki u… szeptuchy, wiejskiej znachorki. Problem polega na tym, że
Gosia to nowoczesna, młoda kobieta, singielka, typowy mieszczuch. Wprawdzie ma
budzik z głosem piejącego koguta, ale to nie znaczy, że kocha wieś i przyrodę.
W dodatku panicznie boi się wszelkich zarazków i kleszczy. Bogowie dla niej nie
istnieją. W życiu kieruje się wiedzą i zdrowym rozsądkiem, nie wierzy w
zabobony, mikstury szeptuchy i różne takie.
Tutaj ludzie wierzą
w takie rzeczy. Rozumiem, że w dużym, nowoczesnym mieście folklor i przesądy
zanikają. Jednak tutaj są wciąż żywe. (s. 48)
Gosia
dociera do Kielc, a następnego dnia do Bielan. Oj, ciekawa to była wyprawa, a
wręcz przeprawa. Ale za to jakiego mężczyznę spotkała po drodze! A i jakie
głupoty mu gadała! Niezły ubaw miał Mieszko, praktykant u miejscowego żercy
(kapłan, wróż). W ogóle Gosia to sceptyczna realistka, pragmatyczna
hipochondryczka, trochę niefrasobliwa wpada w sidła przygody. Przyrody też.
Jest inwigilowana przez sługi bogów, bowiem dostała bonus od losu, ale o nim
dowie się później.
Nie wystarczy
być dobrą szeptuchą. W tych stronach trzeba jeszcze odpowiednio wyglądać. (s.
46)
I
mówić! Szeptucha Jarogniewa zwana Babą lub Babą Jagą to bardzo poważana
szeptucha, jedna z najlepszych i dlatego do niej przybywa Gosia. Sceptycyzm
praktykantki i niewiara biją po oczach, więc Baba jej tłumaczy, że w tych
czasach już nie zarzyna się kur i nie grzebie w ich wnętrznościach, tylko używa
się rozbryzgów farby do czytania w przyszłości. W dodatku Jarogniewa to niezła
aktorka i mało kto o tym wie. Aktorstwa musi się też nauczyć Gosia i wielu
innych rzeczy, aby zaliczyć roczne praktyki. Wszystkie umiejętności ma wypisane
w książeczce praktyk, m.in. tamowania krwotoków, umiejętność przetrwania w
lesie, rozpoznawanie gatunków węży oraz śladów ich ukąszeń. Wszystko dlatego,
ponieważ szeptuchy w królestwie Polskim były bardzo ważnym elementem medycyny.
To one…
odpowiadały za
podstawową diagnostykę i szybkie udzielenie pomocy. To one decydowały, czy
chory powinien jechać do przychodni lub szpitala. Stanowiły pierwszą linię
obrony polskiej medycyny – sito, które odsiewa naprawdę chorych od pozorantów i
hipochondryków. (s. 17)
Ciekawy
pomysł, który mógłby być dobrym rozwiązaniem w naszych czasach. Lecz oprócz
szeptuch i żerców ważniejsi są bogowie słowiańscy. Głównym bogiem był Świętowit
o czterech twarzach. Dwaj inni ważni to Swarożyc bóg ognia i słońca oraz Weles
bóg zmarłych.
Dobrze znałam
słowiańskich bogów z mitów i podań. Nie byli tacy jak bogowie innych narodów.
Oni zupełnie nie przejmowali się nami, swoimi wyznawcami. […] Znani byli raczej
ze swej bezwzględności niż łaski. (s. 195)
Bogowie
mieli swoje sługi. Weles ma swoje demony – utopce, wąpierze, strzygi, latawce,
czyli wszelkiego typu upiry. Z kolei Świętowit – rusałki, syreny, wiły,
południce. Ot, przekrój rodzimej demonologii w pełnej krasie! I opisie, bowiem
autorka w różne zdarzenia wplata postacie z wierzeń słowiańskich. Są
płanetnicy, porońce, ubożęta, jest i leszy. Autorka przedstawia bogów
słowiańskich w złym świetle. To źli i mściwi bogowie, mordercy i kłamcy, zazdrośnicy,
którzy nie są miłosierni i nie chcą rozmawiać. Nie wolno im ufać. Gotowi są
zdradzić, byle ratować własną skórę, a przed nimi nie da się ukryć…
Jedno można
śmiało powiedzieć o Słowianach – umiemy się dobrze bawić. Nieważne, czy to
święto wiosny, czy zmarłych, obowiązkowe tańce przy ognisku muszą być. (s. 84)
Oj
tak! Bo Słowianie to przede wszystkim ludzie. Na wsiach wierzący, a w miastach
nie, tam nawet folklor i wierzenia zniknęły lub zmieniły się. Za to na wsiach
hucznie i przez wiele dni obchodzone. Szeptuchy i wróże mają obowiązek
uczestniczyć we wszystkich uroczystościach. Jare święto – pierwszy dzień wiosny
oraz Stado – Zielone Świątki to ważne święta. Zwyczaje i obrzędy z nimi
związane zostały barwnie opisane, z przytupem, śmiechem i procentami. A Łysica
odgrywa ważną rolę w obchodzeniu świąt, bo jest miejscem pielgrzymek wiernych z
całej Polski. Tu wiara jest bardzo ważna, zaś bogowie są żywsi niż gdzie
indziej. To tu zjadą na obchody Nocy Kupały… ale o tym w drugim tomie.
– Bogowie są
niebezpieczni. Mogą cię skrzywdzić – warknął [Mieszko].
– Z kleszczami
nie wygrają – mruknęłam. (s. 192)
Humoru
w tej powieści nie brak! Momentami miałam niezły ubaw, szczególnie z Gosi i jej
perypetii. Pewnej nocy zaparkowała auto na poboczu drogi, gdzie pobocza… nie
było! Zdolna! Jej fobia przed zarazkami i małymi lokatorami – kleszczami
ujawniała się w niespodziewanych momentach. Jej kleszczoodporny kombinezon to
stylizacja roku, a nawet dziesięciolecia! Trudno nie parsknąć śmiechem na widok
Gosi udającej się do lasu czy udzielającej swej pierwszej porady w roli
szeptuchy. Lecz i grozy nie brakuje. Także gorących scen między piękną Gosią a
przystojnym i potężnym Mieszkiem. Ciągnie ich do siebie, a jednocześnie wiedzą,
że nie mogą ze sobą być. Wszystko przez bonus od losu dla Gosi.
[Obraz] Mówi, że
niebawem coś się wydarzy. Będą ze sobą walczyć potężne siły, ale tylko jedna
wygra. (s. 94)
Dzieje
się w tej powieści dużo. Wszystko jest spójnie połączone i barwnie opisane.
Akcja toczy się płynnie i zabiera ze sobą czytelnika w niezwykły świat – ni to
X wiek, ni XXI. Chciałabym więcej porad szeptuchy i jej nauk związanych z
ziołami. O przepisach na kremy czy nalewki nie wspomnę, aczkolwiek już bez
komentarzy. ;)
Szeptucha Katarzyny
Bereniki Miszczuk to pierwszy tom serii Kwiat
paproci. Autorka w umiejętny sposób połączyła współczesny świat z wiejską
obyczajowością, legendami, dawnymi wierzeniami słowiańskimi i obrzędami. W tym
wszystkim umieściła szeptuchę i pragmatyczną absolwentkę medycyny, a do
towarzystwa zaprosiła praktykanta Mieszka oraz bogów słowiańskich ze sługami.
Wszystko przyprawiła sceptycyzmem i fantastyką, okrasiła humorem i grozą oraz rodzącą
się namiętnością między młodymi, bo taka miłość zdarza się raz na tysiąc lat.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Podoba mi się, że nie brakuje w książce humoru.
OdpowiedzUsuńO tak, zdarzenia i teksty bohaterów potrafią rozbawić do łez.
UsuńJa całym cyklem jestem zachwycona:)
OdpowiedzUsuńZapewne i ja będę! :)
Usuń"Ja, diablica" tej autorki bardzo mi się podobała, więc muszę w końcu zabrać się za kolejne części. Za to fabuła "Szeptuchy" kompletnie do mnie nie przemawia, zatem tę lekturę sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńZa Diablicą się rozejrzę.
UsuńFajnie, że w książce nie brakuje humoru. Takie optymistyczne lektury też są potrzebna, zwłaszcza w lato :)
OdpowiedzUsuńTylko niektórzy nie lubią fantastyki z humorem ;)
Usuń