wtorek, 13 listopada 2018

Od pokuty do szczęścia


Autor: Krystyna Mirek
Tytuł: Szczęście za horyzontem
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Liczba stron: 344
Oprawa: miękka
Data wydania: 2018
ISBN: 978-83-8117-745-0 





Czasem spalone mosty to najlepszy początek. Justyna popełnia wielki błąd, po którym nie może już wrócić do dawnego życia: pracy w eleganckim biurowcu, wygodnego apartamentu i związku, który opiera się na przyjemności. Janek wszystko zrobił, jak należy, jednak na każdym polu ponosi klęskę. Ma kłopoty finansowe, beznadziejną pracę, której nie znosi, a jego dzieci są zaniedbane. Tych dwoje spotka się przypadkiem. Zderzenie dwóch światów sprawi, że życie Justyny i Janka na zawsze się odmieni. Czy starczy im odwagi, by poszukać szczęścia trochę dalej niż na wyciągnięcie dłoni? Ruszyć za horyzont, do miejsca, które wydaje się najmniej odpowiednie, a jednak kusi z wielką mocą?

Wszędzie można znaleźć furtkę do raju. (s. 340)
Szczęście to towar deficytowy i chyba najbardziej poszukiwany. Nic dziwnego, że bohaterowie najnowszej powieści Krystyny Mirek Szczęście za horyzontem też go szukają, choć jeszcze o tym nie wiedzą. Są bowiem w złym stanie psychicznym, nie radzą sobie z otaczającą ich rzeczywistością i okolicznościami.
Poza tym to tylko dwa kieliszki wina. (s. 13)
Poprzez stworzenie fikcji literackiej bliskiej rzeczywistości autorka piętnuje nałogi, sposoby zachowania się i działania Polaków. W pierwszej kolejności wsiadanie po alkoholu za kierownicę. TYLKO dwa kieliszki, TYLKO jedno piwo itp. i albo się uda dojechać do domu, albo nie. Loteria. Autorka kilka razy akcentuje słowo TYLKO. Inna sprawa to działanie opieki społecznej w przypadku ludzi, których los okrutnie potraktował, a raczej powinnam napisać brak działania… Sąsiedzi i mieszkańcy Jesionowa nie są bez winy. Plotki szkodzą, a pomocnej dłoni nikt nie wyciągnie. Inna sprawa to siła lokalnych koneksji, osób „nie do ruszenia”. Porządek musi być też w szkole. Piętnowane jest pracowanie bez umowy i ponad siły za marne stawki. Autorka potępia także krytykowanie i ocenianie innych po pozorach, przypinanie łatek, bez poznania człowieka i sytuacji, w której się znalazł. Jak łatwo można się pomylić!
Justyna czuła ciężar winy. Nie została ukarana i wyrzuty sumienia szybko stały się nie do zniesienia. (s. 44)

Zbrodnia. Wina. Kara. Pokuta. Wyrzuty sumienia. To wszystko przewija się na kartach powieści. Analizowane jest na różne strony. Wielokrotnie przypominane, jednak rzadko wysławiane, gdyż trudno się przyznać do tego, co się zrobiło z własnej głupoty, bezmyślności. Justyna sama sobie wymyśliła karę i odbywała pokutę, choć mnie do końca ten pomysł się nie spodobał ze względu na małą prawdopodobność zdarzeń. To pomoc czy wykorzystywanie obcej rodziny i jej nieszczęścia do własnych celów? Altruizm czy egoizm? Samarytańskie odruchy? Oceńcie sami.
To nie była bajka, lecz wyjątkowo twarde życie. (s. 39)
Poturbowany przez życie Janek Małecki osiągnął dno. Chaos, brud, bieda, zaniedbane dzieci, obarczenie odpowiedzialnością 11-letniego syna za młodsze rodzeństwo, a teściowa z łaski zaprowadza Leosia do przedszkola. I nagle pojawia się Justyna. Mało realne wydaje mi się wtargnięcie kobiety do obcego domu i zaanektowanie go na swoje potrzeby, bo ma się widzimisię w postaci „pewnej” pokuty. Niesienie pomocy to jedno, lecz rozstawianie wszystkich po kątach w ich własnym domu to już co innego. Skamieniały Małecki niewiele w tej kwestii ma do powiedzenia. Pewność siebie i chęć działania Justyny przytłaczają go, lecz dzieci stanęły po jej stronie. Życie już je boleśnie doświadczyło, a one podświadomie czują, że ta obca pani im pomoże. Kobieta poruszyła niewielki kamyczek, który stał się początkiem lawiny zmian. 

Wioska zamiast miasta, stolica w zamian za prowincję. Rodzina w zamian za samorealizację bez kompromisów. (s. 340)
Barwne i łatwe życie w stolicy to ucieczka od swoich korzeni. Justyna nie chciała żyć jak jej mama w monotonii codziennych obowiązków, nie znosiła małomiasteczkowych zasad, życia na pokaz. Ma uraz to tradycyjnego modelu rodziny. Zerwała kontakty z rodziną, Warszawa ją pochłonęła. Jednak szybka jazda bez trzymanki, większych oszczędności, odpowiedzialności, myślenia o przyszłości kiedyś musi się skończyć. To tylko kwestia czasu. Tak jak powrót do korzeni. One tkwią w człowieku. Wywołują wiele wspomnień i wyrzuty sumienia, nakręcają emocje, a tych Justynie nie brakuje. Ma problem z ich uporządkowaniem. Podobnie Janek. Rewolucje w ich życiu stały się faktem. Zmiany muszą zajść, bo inaczej dzieci...
Czasem jednak ludzie potrzebują się wzajemnie. To normalne. (s. 71)
W tej powieści autorka przede wszystkim pokazuje, jak wygląda ocenianie po pozorach, jak porażkę przekuć w sukces, jak odnaleźć szczęście, które czai się gdzieś za horyzontem, a nawet powiedzieć „nie” i zawalczyć o siebie i swoją przyszłość, o wyjście z samotności. Wątek miłosny rozpoczyna się i rozwija niezauważalnie, sprzyja mu wspólna codzienność i problemy. Instynkt macierzyński Justyny raz działa, a raz nie, ale jakoś musi ona sobie radzić, w końcu to pokuta i nie może być lekko. Kreacje bohaterów zasługują na uwagę, szczególnie Leosia i zgryźliwej babci, na którą Justyna miała swój sposób. Optymistyczne zakończenie według mnie jest trochę zbyt przedwczesne. Nie do końca się wyjaśniły pewne sprawy, choć ich kierunek jest dobrze znany czytelnikowi, jednak chciałoby się przeczytać o spotkaniu, o planach na przyszłość. Przydałoby się dowiedzieć, co się stało ze znaleziskiem w łazience lub jak przebiegła rozmowa Aurelii z trenerem czy Wiktora z trenerem. Takie drobnostki, które dodałyby smaczku powieści, a nawet pomogły czytelnikowi w jego życiu.
Jeden z jej ulubionych piosenkarzy śpiewał kiedyś, że spalone mosty to czasem najlepszy początek. (s. 54)
Nie wiem. Zerwanie kontaktów ze wszystkimi, odcięcie się od rodziny i znajomych może i jest dobre na pewien czas. Ale czy na zawsze? Jednak nigdy nie należy wątpić, że szczęście gdzieś na nas czeka, tak samo miłość, a nadzieja umiera ostatnia. Szczęście za horyzontem to trudna życiowo powieść, z wieloma problemami do rozwiązania, ale z optymistycznym zakończeniem i nutą humoru. Okładka też kusi!

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:


Książka przeczytana w ramach wyzwań:

9 komentarzy:

  1. Bardzo cenię sobie prozę Krysi Mirek. Chętnie przeczytam tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobrze, że autorka piętnuje złe zachowania - tak powinno być! Mam za sobą dwie powieści Mirek i niestety nie podeszły mi za bardzo, dlatego inne tytuły mnie nie kuszą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie pierwsza przeczytana powieść pani Mirek nie podeszła, ale dałam jej szansę i nie żałuję.

      Usuń
  3. Uwielbiam twórczość autorki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do tej pory przeczytałam dwie książki Krystyny Mirek, więc może i na tę się skuszę.

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.