Tytuł:
W kierunku zachodzącego słońca
Wydawnictwo: Psychoskok
Liczba stron: 291
Oprawa: miękka
Data wydania: 2018
Oprawa: miękka
Data wydania: 2018
ISBN: 978-83-8119-247-7
Niejednokrotnie
podziwiałam zachodzące słońce w różnych miejscach i zawsze to był niezwykły
spektakl natury. Bohaterowie książki Haliny Strzeleckiej W kierunku zachodzącego słońca także byli widzami w tym spektaklu.
Halina
Strzelecka przez wiele lat z pasją oddawała się pracy zawodowej ekonomistki.
Zamiast marzeń, ciągle wyznaczała sobie cele i uparcie dążyła do ich
realizacji. Zauroczona pięknem Paryża poczuła nieodpartą chęć tworzenia. Najczęściej
zapisane myśli trafiały do szuflady, a obrazy wypełniały puste ściany
mieszkania.
Po raz kolejny
zastanawiała się, dlaczego nauka i praca nie sprawiały jej żadnego problemu, w
przeciwieństwie do spraw prywatnych. (s. 87)
Susana
jest niezwykle mądra i inteligentna, studia skończyła z wyróżnieniem i mogła
przebierać w ofertach pracy. Do tego jej zniewalająca uroda z miejsca wprawiała
mężczyzn w zachwyt i szybsze bicie serca. W dodatku młoda kobieta była bardzo
dobrze wychowana przez rodziców naukowców i obyta w świecie, potrafiła się
zachować w każdej sytuacji. Nieoszlifowany diament, nieocenione dzieło sztuki –
mawiał o niej jej najlepszy przyjaciel Leo. Chodzący ideał z małą skazą –
bohaterce nie wiodło się w życiu uczuciowym, nie mogła trafić na odpowiedniego
partnera. Zrywa z Robem, który w przededniu końcowych egzaminów wyjeżdża z
kumplami do Kenii. Mężczyzna nie przyjmuje tego do wiadomości, nie pierwszy i
nie ostatni raz.
Jak ja się z nią
mijam… To niedorzeczne! (s. 131)
Na
lotnisku w Berlinie Sue nieoczekiwanie oblewa się kawą. Winowajca to niejaki
William, który pojawił się w jej życiu. W samolocie Will przesiada się do
kobiety i spędza z nią kilkanaście niezapomnianych godzin. Młodzi od razu się
sobą zauroczyli, a nawet więcej. To była miłość od pierwszego… oblania kawą.
Jednak na lotnisku w wyniku splotu okoliczności rozstają się. Oboje nie mogą o
sobie zapomnieć, lecz los im nie sprzyja. Ciągle się mijają i tak przez cztery
miesiące…
Stali mocno
przytuleni, wpatrzeni w znikający symbol światła. (s. 223)
Wątek
miłosny w przypadku głównej bohaterki ma kilka wariantów, w zależności od
mężczyzny. Okazuje się, że nie tylko Rob i William kochają Sue. Kocha ją jej
przyjaciel, gej Leo. I jeszcze ktoś. Autorka ukazuje różne odcienie miłości
okazywanej w pozytywny i negatywny sposób, jakby dawała rady, jak się
zachowywać wobec ukochanej kobiety oraz jak nie postępować. Rob to przykład
lekkoducha, bawidamka, które swoje „kochanie” ma wszędzie. Sposób, w jaki
traktował Sue i inne kobiety, był odrażający. Z miejsca go znielubiłam. Z kolei
William to romantyk jak się patrzy. Nieba by Sue przychylił i nosił ją na
rękach cały dzień. Nieco ckliwy w swych poczynaniach, jednak po przeczytaniu
powieści zaczęłam gdybać nad ową ckliwością, lekkim przesłodzeniem tej miłości.
Doszłam do wniosku, że tak musiało być ze względu na ciągle nieoczekiwane
zwroty w ich wspólnym byciu.
Czwórka
mieszkańców, a każdy z innymi potrzebami, o innym charakterze, innych
upodobaniach. (s. 261)
Ta
czwórka to Susana, Emma, Karen i Leo, trzy kobiety i jeden gej, którzy wspólnie
wynajmowali mieszkanie. Autorka stworzyła kwartet przyjaciół, którzy zawsze i
wszędzie stawali za sobą murem, można było liczyć na wzajemną pomoc w każdej
chwili. Ich wspólne gotowanie, spożywanie posiłków, rozmowy, przekomarzanie się
wywoływało uśmiech na mej twarzy. Piękna i lojalna przyjaźń geja i poduszkowców.
Kenia wciąga
mnie jak narkotyk. (s. 42)
Podróże
służbowe to część pracy Susany w banku. Odwiedza Berlin, Paryż, Brukselę.
Sugestywnie opisuje innym zwiedzane obiekty, wysławiając się jak prawdziwy
przewodnik turystyczny. Jej opis widoku z wieży Eiffla zachwycił mnie i
przeniósł mnie do Paryża. Inna sprawa to Afryka i Kenia. Tam pracuje i bawi się
na całego Rob, tam też prywatnie jedzie Sue. Ukazany został tylko ogólny obraz
Kenii z kilkoma detalami. Byłam trochę rozczarowana, ale tylko dlatego, że
zamieniłabym się na miejsce z bohaterami i sama zasmakowała tamtejszych widoków
i kontaktów z naturą.
Moja najdroższa
Sue, tak nieopisanie tęskniłem za sobą. (s. 156)
Powieść
Haliny Strzeleckiej skierowana jest głównie do kobiet. Miłość obok pracy w
banku z czasem wysuwa się na plan pierwszy. Rodzące się uczucie między Sue i
Willem jest intensywne, emocjonalne, pełna napięcia i oczekiwania. Autorka
nasyca każde spotkanie dwojga pożądaniem, które nie zawsze kończy się sceną
miłosną, a te z kolei są bardzo subtelne i delikatne, za delikatne moim
zdaniem. Bohaterom funduje zwroty akcji i niebezpieczne zdarzenia, które
zwiększają tempo powieści i komplikują bohaterom życie. Styl autorki zasadniczo
jest dobry. Niektóre dialogi były dla mnie nieco sztuczne, inne zbyt przesłodzone.
Wrażliwe czytelniczki niech zaopatrzą się w chusteczki na zakończenie, gdyż na
pewno zakręci się im łza w oku, a z drugiej strony w trakcie nie zabraknie
uśmiechu na twarzy.
W kierunku
zachodzącego słońca
to wielowątkowa historia, romans w obyczajówce. Nie zabraknie w niej
nieoczekiwanych zwrotów akcji, kilku niebezpiecznych zdarzeń, podróży na inne
kontynenty, miłości do koni, różnych relacji na linii dorosłe dziecko-rodzice,
nietuzinkowej babci Sue i szczerej, prawdziwej przyjaźni młodych ludzi. Polecam
romantycznym duszom.
Za
egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Być może, w wolnej chwili sięgnę po tę książkę. 😊
OdpowiedzUsuńI dobrze. :)
UsuńLubię takie wielowątkowe historie. Zapisuję sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńTo się cieszę.
UsuńJaka cudowna okładka tej książki ! :)
OdpowiedzUsuńZauroczyła mnie!
UsuńGratuluję patronatu!
OdpowiedzUsuń