Tytuł:
Rzeka ludzi osobnych
Wydawnictwo: MG
Liczba stron: 297
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
Oprawa: miękka
Data wydania: 2016
ISBN: 978-83-7779-362-6
20
VII nakładem Wydawnictwa MG ukazała się najnowsza powieść Katarzyny Enerlich Rzeka ludzi osobnych. Tytuł tajemniczy,
okładka częściowo też, choć nie porywa pięknem. Za to blurb… mocno mnie
zaintrygował. Dlaczego? Bo bardzo dotyczy mnie i ziemi, na której mieszkam. A
mieszkam na Mazurach, na terenach dawnych Prus Wschodnich. Po raz pierwszy o
staroobrzędowcach usłyszałam jeszcze w ubiegłym wieku na studiach od prowadzącej
zajęcia – od ówczesnej pani dr Zoi Jaroszewicz-Pieresławcew. Znacznie później
byłam nad najpiękniejsza mazurską rzeką – nad Krutynią i we wsi Krutyń. W
Wojnowie przez okna zaglądałam do klasztoru staroobrzędowców… Zajrzałam i do
książki o nich… i przepadłam!
Pod jednym
niebem różni ludzie mieszkają i wierzą w różnych bogów, a tak naprawdę pewnie
jeden jest, bo o to samo w każdej religii chodzi – o miłość do ludzi i oddanie
ziemi, o respektowanie praw natury i skromne życie. (s. 82)
Rzeka
Krutynia malowniczo wije się po terenach dawnych Prus Wschodnich. Momentami bardzo
spokojna i malownicza, a za zakrętem nieobliczalna i rwąca, jak i historia tych
ziem. I tak jak ludzkie życie płynie zmiennym nurtem. A jest przy tym pełna historii,
tajemnic, krajobrazów. To nad Krutynią rozgrywa się akcja powieści Katarzyny
Enerlich Rzeka ludzi osobnych.
Granice
tutejszych odludzi wyznaczała rzeka i połączone z nią jezioro – jedyni świadkowie
tamtych czasów, bo najstarsze drzewa już obumarły, stare domy zamieniły się w
pył, a omszałe kamienie przeniesiono w inne miejsca. Została tylko wciąż ta
sama woda i wystarczyłoby pozwolić jej mówić, by poznać wszystkie tajemnice tej
ziemi. (s. 14)
Zacznę
od historii staroobrzędowców, zwanych też starowiercami, filiponami, biegunami,
bezpopowcami, fiedosiejewcami. Otóż starowiercy byli prześladowani, ciągle w
biegu, szukając miejsca dla siebie na świecie. Nie chcieli poddać się carowi. Król
Prus, Fryderyk Wilhelm II pozwolił im osiedlić się na ziemiach pruskich w
Puszczy Jańsborskiej (dziś Puszcza Piska). Widział w nich bowiem ludzi
robotnych, niepijących, stroniących od tytoniu i herbaty, ludzi, którzy miłowali
porządek, a w codziennym życiu kierowali się wiarą. To tu jako pierwszy przybył
w 1830 roku Onufry Jakowlew Smirnow. Jednym z pierwszych osadników był Fiodor
Isajew Malewan – fachowiec od budowy dróg. To on jest protoplastą rodu
Malewanów – rodu kobiet rudowłosych, samotnych, silnych i niezależnych z
bajstrukami (nieślubne dziecko), kobiet z żyłką do interesów, kochających ziemię
i jej plony oraz klasztor mniszek i je same.
Ostatnią
z rodu Malewanów jest osiemdziesięcioletnia Augusta, mieszkająca w Wojnowie nad
Krutynią. To do domku jej sąsiada, Sidora Kurta, wprowadza się młoda kobieta. Jest
nią Katarzyna, aktorka z Białegostoku, która wynajęła chatę na pół roku, by
uporządkować swe życie po śmierci męża i rozstaniu z kochankiem, by wyleczyć
się z alkoholizmu. Pragnie nauczyć się żyć od nowa. I tak jest, gdyż Kasia
zaczyna od podstaw – od nauki rozpalania w piecu z pomocą... Internetu!
Wiedziała
bowiem, że musi nauczyć się tu żyć, choćby tylko na pół roku. (s. 114)
Na
początku obie kobiety z niepokojem i ciekawością przyglądają się sobie. Stopniowo
zbliżają się do siebie: uczą się siebie, poznają swoje historie, odkrywają swoje
i cudze tajemnice. Katarzyna zwana przez Augustę Katką z czasem poznaje prawdziwe
codzienne życie staroobrzędowców – ich religię, zwyczaje, zasady. Z czasem korzysta
z wiejsko-zdrowotnej atrakcji, jaką jest bania (sauna). Uczy się piec chleb,
bliny, skańce i pyszki, a czytelnicy wraz z nią, gdyż autorka w powieści podaje
przepisy. Katka poznaje uroki prostego życia, zaczyna je doceniać:
Proste życie
jest możliwe również w czasach, kiedy ludzie sobie owo życie skomplikowali,
choć myśleli, że je ułatwiają. Proste życie na szczęście zawsze znajduje drogę
do ludzi, którzy je pokochają i docenią. (s. 294)
Wszystko
byłoby pięknie, gdyby Augusta się nie dowiedziała, że jej młoda sąsiadka nie ma
pracy. Starowinka naskoczyła na nią, gdyż kobiety z jej rodu całe życie
poświęciły ciężkiej pracy, zapominając przy tym o własnym szczęściu:
Jak można żyć
bez pracy? Nie można. Człowiek żyje po to, żeby pracować, pomagać innym i
służyć swojej ziemi. Albo wsi. Albo miastu. Czemukolwiek. (s. 106-7)
I
udziela Katce rady, którą każdy z nas powinien wziąć sobie do serca, zwłaszcza,
że żyjemy w ‘ciekawych czasach’, w których trzeba mieć kilka zawodów w ręku:
Nie jesteś
przecież związana ze swoim zawodem do końca życia. Zawsze możesz go zmienić.
Nie warto trzymać się jednej głównej drogi, czasem o wiele ciekawsze są
odchodzące od niej ścieżki. (s. 218)
Wkrótce
Katarzyna podejmuje się nowej pracy. Ma napisać przewodnik po klasztorze w
Wojnowie, ale oprócz suchych faktów, ma zawierać prawdziwe relacje i historie
ludzi, by przyciągnąć turystów do klasztoru. Kobieta zbiera materiały. Poznawanie
dawnych mieszkańców tych ziem przychodzi jej z niemałym trudem. Starowierców
jest coraz mniej, są nieufni, zamykali jej drzwi przed nosem, odsyłali z
niczym. Ludzie znad Krutyni są bowiem… osobni, zaś odludzia są tu codziennością.
Kiedy zmieniasz
swoje życie, zmieniają się również ludzie, których chcesz do niego dopuścić.
(s. 288)
I
z tego, co pamiętam od mojej wykładowczyni pani Zoi, która miała ze
starowiercami bezpośredni kontakt – rzeczywiście filiponi są niejako odludkami,
żyją niby razem z innymi ludźmi, ale mimo wszystko osobno. Zaufanie przychodzi
im z trudem.
Obie
kreacje kobiece przykuwają uwagę czytelnika. Z mężczyzn mnie osobiście
zafascynował Peteris, mazurski Prus. To on zna pruskość tej ziemi, której cały
czas pozostaje wierny, nawet gdy z rzadka mówi językiem pruskim (szkoda, że tak
mało pruskich wypowiedzi). To jego dziadek wpoił mu:
Ni zabuj, Peter,
tygo, muśwa nie Poloki ni Niymcy. (…) Myśwa łod starych Prusów. Nie zabuj tygo.
(s. 119)
Lecz
tak naprawdę główną bohaterką tej klimatycznej powieści jest Krutynia. To nad
nią osiedlali się katolicy, ewangelicy, staroobrzędowcy, prawosławni, żydzi. To
ona wije się po mazurskiej ziemi, łącząc i dzieląc. To ona jest początkiem i
końcem. To ona zna historie życia każdego mieszkańca, który choć na chwilę
znalazł się nad jej brzegiem. To ona jest milczącym świadkiem historii, tych
indywidualnych, jak i historii Polski i świata. To ona opowiada, ona jest
narratorką. Każdy rozdział zaczyna się od słowa „Rzeka”, a w nim snuta jest
kolejna opowieść, często dramatyczna. Niektóre tytuły się powielają, bo życie
Augusty i Katarzyny płynie dalej jak rzeka. Opowieści o współczesnych
bohaterach przeplatają się z opowieściami o dawnych mieszkańcach. Nadrzeczne
wydarzenia niejako są opowiadane z perspektywy rzeki.
Wszystko na
świecie przemija i tylko owo przemijanie jest czymś stałym. (s. 250)
Bohaterami
opowieści są prawdziwi ludzie (Tomasz Ludwikowski, Kasia Krasowska Puszczynska,
Pēteris Klamāns-Lazarevič),
prawdziwe miejsca (klasztor w Wojnowie), ale również te fikcyjne. Czasem trudno
odróżnić, gdzie kończy się prawda i zaczyna fikcja literacka. W swej najnowszej
powieści Katarzyna Enerlich oddaje hołd mazurskiej ziemi, dawnym Prusom
Wschodnim i ich mieszkańcom. Nie zapomina o tak ważnych postaciach dla tej
ziemi, jakimi byli Ernst Wiechert i Melchior Wańkowicz, chociaż przede
wszystkim skupia się na starowiercach i ich życiu. To oni dzięki tej powieści
zostają ocaleni od zapomnienia. To ich czarno-białe zdjęcia zdobią karty tej
powieści i czynią z niej literaturę faktu. To ich wpisy do pamiętników
przybliżają czytelnikowi świat staroobrzędowców, czy to mateczki Antoniny
Kondratiewnej z 1914 r., czy to lekarza Sidora Kurta z końca II wojny światowej.
Wszystko w życiu
jest potrzebne i zostawia w nas ślady, niczym koła na wodzie po rzuconym
kamieniu. (s. 222)
Dla niektórych czytelników ciekawostką okażą się kamienie
pioruny, kasztany odpromienniki czy legenda o królowej zaskrońców Jegle. I te
przepisy kulinarne!
Klimat
tej książki jest niepowtarzalny. Z jednej strony przyroda odgrywa bardzo ważną
rolę, zwłaszcza płynąca Krutynia, przyglądająca się mieszkańcom. Z drugiej
strony prawie zapomniany świat starowierców – ich surowe zasady i ciężkie
życie, za to w poszanowaniu do matki natury i czystości. To właśnie filiponi w
sobotę robili generalne porządki w domu i obejściu, a od nich ten zwyczaj
zapożyczyli inni. Klimat buduje również historia tych ziem i wielokulturowość,
a także pojawienie się obcej we wsi. A na dokładkę język – piękna polszczyzna opisująca
przeszłość mazurskiej ziemi, oddająca emocje ludzi i ich nastroje, tajemniczość
i codzienność; do tego język stylizowany w zależności od bohatera i czasu
wydarzeń. I dużo życiowej mądrości…
W Wojnowie jest
miejsce i na staroobrzędowców, i na pruskie, i na polskie dusze, i tak już tu
będzie zawsze – bo to dzięki spłataniu wiary i ludzkich serc wieś przetrwała
różne burze i złe chwile i pozostanie na swoim miejscu jeszcze długi czas.
Niepamięć o niej zamieni się w pamięć. (s. 295)
I
tak właśnie jest. Rzeka ludzi osobnych
ocala staroobrzędowców od zapomnienia, póki jeszcze żyją. Jest to misternie
utkana powieść z różnych ludzkich opowieści, z wplecioną historią wsi, Polski i
świata, gdzie współczesność przeplata się z przeszłością , a nicią spajającą całość
jest malownicza mazurska rzeka Krutynia.
Kiedyś ludzie
skubali pierze. Dziś skubią klawiaturę. Każdy czas znajdzie swoją drogę. (s.
186)
Zdjęcia pochodzą z Wikipedii: klasztor w Wojnowie i rzeka Krutynia.
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Ależ to musi być wspaniała uczta literacka. Będę niebawem czytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa Twych wrażeń.
UsuńA ja właśnie poluję na tę książkę! Pochodzę z terenu Puszczy Piskiej (Ruciane-Nida) więc moja ochota na jej przeczytanie naprawdę jest duża :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMiłka, dla Ciebie to lektura obowiązkowa! Bardziej niż dla mnie. Udanego polowania, zwierzyna zacna :)
UsuńSerdeczności!
Jakoś... niekoniecznie jestem przekonana... Ale to pewnie dlatego, że autorka jest mi nie znana.
OdpowiedzUsuńBo to pisarka mazurska :) I tematyka nie jest rozrywkowa, za to bardziej życiowa i historyczna.
UsuńBardzo bym chciała przeczytać tę książkę, choćby z tego powodu, że nie jest to kolejna Prowincja, a wreszcie coś innego.
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię :)
UsuńA ja nie miałam zamiaru zapoznawać się z książką. Ale po Twojej bardzo emocjonalnej i bardzo osobistej recenzji, zmieniłam zdanie.
OdpowiedzUsuńMoje emocje wypływają z miłości do ziemi mazurskiej i ludzi na nich żyjących kiedyś i teraz.
UsuńByłem i to nawet dwa razy. Rzeka jest piękna, nie można tu się nudzić. Oczywiscie dobre przygotowanie to podstawa. Sprawdźcie sobie akcesoria na kajaki na stronie https://gokajak.com/plecaki-wodoszczelne-51. Trzeba być przygotowanym.
OdpowiedzUsuń