sobota, 30 lipca 2016

Literkowo - frazeologia cz. 4

Witajcie o poranku!
Dziś dalej bawicie się w detektywów, ale sprawa jest znacznie trudniejsza. Mój tekst frazeologiczny sprzed kilku lat, przeze mnie zwany pseudofelietonem, naszpikowany jest związkami frazeologicznymi. Ten tekst akurat zdominowała śmierć. Nie mam wypisanych wszystkich związków frazeologicznych, ale uwierzcie mi, że jest ich mnóstwo, a zaczyna się już w tytule... Udanego tropienia!

 

Umrzeć w butach

Drzewiej władca był panem życia i śmierci. Wysyłał swe wojska, swoich poddanych na przykład na wojnę. Walkę na śmierć i życie niektórzy przypłacali… śmiercią. W końcu i tak mieli żyć tylko do śmierci. Jedni szli na pewną śmierć i byli bladzi jako i ona, wyglądali jak śmierć na chorągwi. A inni igrając ze śmiercią, powiadali: Raz kozie śmierć! Żyć nie umierać! I szli na śmierć po kolei, jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec. No i znajdowali śmierć.
Ocierali się o śmierć. Patrzyli śmierci prosto w oczy, bowiem walka w obronie ojczyzny była dla nich kwestią życia i śmierci. Na polu bitwy śmierć zbierała krwawe żniwa. Niektórym brakowało trzy ćwierci do śmierci, innym zaś trochu więcej. A i amatorów śmierci pozornej nie brakowało. Zaś za dezercję czekał na tchórza wyrok śmierci. I nie była to wcale kara śmierci w postaci śmierci głodowej. Można się tylko pocieszać, że nie była to biała śmierć lub jej czarna siostra, zaś smucić, iże to nie śmierć naturalna w domowych pieleszach. Zawsze to lepiej poddanym pana było umrzeć swoją własną śmiercią na łożu śmierci niż ponieść śmierć żołnierską, i to śmierć na polu chwały. Jakby nie było… i tak wszyscy w obliczu śmierci jesteśmy sobie równi, bowiem śmierć nie zna prawa żadnego, bierze z panem ubogiego i danse macabre na całego!
A tymczasem ów władca wcale nie zamartwiał się na śmierć o jakowego chłopa zaciągniętego do woja, który walczył pod jego dowództwem, ale wręcz zapominał o nim na śmierć, samemu przy tym zapijając się na śmierć właśnie. A wdzięczności do śmierci ani za grosz nie użyczysz od pana. Ów chłop pierwej by się śmierci spodziewał aniżeli łaskawego spojrzenia swego władcy. A przecie od tego się nie umiera! Umiera się z nudów, ze strachu, z ciekawości, konać można ze śmiechu.
W każdym razie wszystko to… pro publico bono.



Odpowiedzi z poprzedniego postu, wiersz „Na zdrowie”:

Gdy zapada ktoś na zdrowiu,
Lekarz czeka w pogotowiu.
Każdy się od niego dowie,
Jak żyć, żeby tryskać zdrowiem
I od stóp po czubek głowy,
Być bez przerwy jak rydz zdrowym.
Rydz być może na to powie,
Że wybiera końskie zdrowie.
Koń pomyśli sobie chyba,
Że chce zdrowy być jak ryba.
Za to ryba, nim ją złowię,
Może mieć żelazne zdrowie.
Dość już tu o zdrowiu mowy,
Ale żebym tak był zdrowy
Warto zdrowie wciąż mieć w głowie,
Bo to może wyjść na zdrowie.
 

6 komentarzy:

  1. Ja na detektywa się nie nadaję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Ów chłop pierwej by się śmierci spodziewał aniżeli łaskawego spojrzenia swego władcy. A przecie od tego się nie umiera! Umiera się z nudów, ze strachu, z ciekawości, konać można ze śmiechu." - bardzo ciekawie napisane, wyczuwam nawet zabawną nutkę. Niestety, mnie stać było jedynie na odszukanie kilku wytartych związków frazeologicznych i postanowiłam odpuścić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wyczuwasz, bo ja tak lubię! Nie poddawaj się tak łatwo :)

      Usuń
  3. Muszę zrobić sobie licencję na detektywa :)

    OdpowiedzUsuń

Gościu, atramentowy ślad zostaw po sobie,
A na każdy komentarz odpowiem wnet Tobie.