Autor: Jennifer L. Armentrout
Tytuł: Origin
Tłumaczenie:
Sylwia
Chojnacka
Wydawnictwo: Filia
Seria: Lux
Tom: 4
Liczba stron: 458
Oprawa: miękka
Data wydania: 2015
Oprawa: miękka
Data wydania: 2015
ISBN: 978-83-8075-012-8
Czwarty
tom serii Lux wyłamuje się z
dotychczasowych jej ram pod kilkoma względami. Inna okładka, nieco mroczniejsza.
Inny tytuł, który już nie jest nazwą kamienia szlachetnego, ale neologizmem,
aczkolwiek też na O, czyli Origin.
Inna jest narracja – tym razem nie sama Kate opowiada o wydarzeniach, ale na
zmianę z Daemonem.
Zakończenie
poprzedniego tomu można było dość łatwo przewidzieć. Wyprawa z odsieczą do
Mount Weather zakończyła się klapą – Kate została uwięziona. Daemon odchodzi od
zmysłów, dlatego kosmici umieścili go w specjalnej kolonii Luksjan, by uspokoił
się po nieudanej akcji. Ale zamiast spokoju narasta w nim złość i bunt m.in.
przeciwko starszym. Słowa Ethana, jednego ze starszych spośród Luksjan, że
Ziemia na razie jest ludzi, tylko na chwilę zatrzymują Daemona w jego
szaleńczej walce z współbraćmi. Jego jedynym celem jest teraz uratowanie
ukochanej z rąk rządu i zrobi wszystko, żeby tego dokonać; pozbędzie się
każdego, kto wejdzie mu w drogę:
Spalę cały
świat, by ją uratować (s. 23)
Kosmita
ucieka z kolonii, narażając się na wygnanie. Wkrótce daje się złapać w ośrodku
rządowym Mount Weather, lecz tam już Kate nie ma. Dziewczyna została
przeniesiona do Nevady, do Strefy 51. Jest tam przetrzymywana na podstawie aktu
USA Patriot, bowiem prawo do wolności zostało odebrane jej wraz z mutacją, gdy
została hybrydą. A bycie hybrydą stanowi pewne zagrożenie dla otoczenia:
Nawet gdy
mutacja przebiegnie pomyślnie, pojawia się problem niestabilności za każdym
razem, gdy hybryda używa Źródła. (s. 29)
W
Paradise Ranch, jak nazywana jest Strefa 51, Kate przechodzi różne badania,
testy na stres – walczy z hybrydami, ale pasywnie, bo nie chce zrobić im
krzywdy, woli sama cierpieć. Dopiero gdy jej przeciwnikiem jest zdrajca Blake,
dziewczyna pokazuje swą prawdziwą moc, używa Źródła i w szale walki zabija go… niechcący.
Kate nie może się pozbierać, dręczą ją wyrzuty sumienia, dopóki w jej celi nie
pojawia się… Daemon!
Tom
czwarty jest dużo poważniejszy, bardziej fantastyczny, oryginalny pod względem
treści i zwrotów akcji, choć niektóre z lekka można przewidzieć. Kate w ośrodku
rządowym poznaje prawdę o Luksjanach. Dowiaduje się, że Ziemię zamieszkuje
około 45 tys. kosmitów, że to oni są źli i trzeba ich powstrzymać przed
przejęciem władzy. Ale nie wszyscy są źli. Okazuje się bowiem, iż są trzy
rodzaje Luksjan. O ile dwie pierwsze grupy są normalne i przyjazne dla Ziemian,
o tyle trzecia już nie, jest ona bardzo niebezpieczna:
Trzecia grupa to
ta, której nasi przodkowie bali się najbardziej. Bali się ich inwazji. To ci,
którzy pragną przejąć kontrolę nad Ziemią i podporządkować sobie rodzaj ludzki.
(s. 74)
Dlatego
Deadalus potrzebuje do walki z kosmitami hybryd takich jak Kate. Bycie w
Deadalusie jest równoznaczne ze zniewoleniem. Rządowcy kontrolują każdy aspekt
życia. Nie ma znaczenia, kto kogo stworzył, gdyż liczy się tylko sposób życia. Cele
Deadalusa są naprawdę przerażające, a ich słowa niepokoją. Głównym ich celem
jest zmiana ewolucji człowieka. A żeby osiągnąć ten jakże mało realny cel,
trzeba stosować drastyczne metody, niezależnie od ilości poniesionych ofiar.
Liczy się rezultat, a jest nim tytułowy origin – nowy gatunek, krzyżówka
hybrydy i Luksjanina, dosyć niebezpieczny dla otoczenia, a nawet dla jego
twórców. I jeszcze coś… LH-11, czyli
tajemniczy Prometeusz…
Autorka
rozwinęła swe skrzydła wyobraźni. Stworzyła nowy gatunek – origin. Jego
przedstawiciele są dobrze opisani, ale ja bym chciała jeszcze więcej o nich
wiedzieć ze względu na ich niezwykłość, niesamowitość, umiejętności i
zdolności. Przybywa także nowych bohaterów, a starzy odsłaniają swe prawdziwe oblicza,
ujawniają motywy, które nimi kierują. Od początku polubiłam strażnika Archera,
który miał ludzkie odruchy, nie był taki sztywny i zasadniczy jak inni
strażnicy. Lecz z kolei Nancy Husher, sierżant Jason Dasher, czy lekarz
działali mi na nerwy i budzili antypatię. Niektórzy znani mi wcześniej
Luksjanie też, gdy poznałam ich prawdziwą twarz.
Wydarzenia
przedstawione w tym tomie ukazywane są z dwóch perspektyw – naprzemiennej
narracji Kate i Daemona. Na szczęście opisywane zdarzenia nie dublują się. Po
prostu autorka ukazuje je oczami tego bohatera, który jest bliżej nich, którego
one bardziej dotyczą. A wydarzenia gonią jedno za drugim. Jest ich bardzo dużo,
przez co napięcie i niepokój rosną wraz z rozwojem akcji, a czytelnik nie ma
czasu na nudę. Wciągnięty w wir fantastycznych, a zarazem dramatycznych
wydarzeń nie chce wracać do szarej codzienności. Na osłodę i chwilę oddechu
autorka ma sceny opisujące uczucia między głównymi bohaterami. Miłość Kate i
Daemona rozkwita, dojrzewa emocjonalnie (niewiele tu zabawnych scen) i wzmacnia
ich samych w walce przeciwko wspólnemu wrogowi. Zwłaszcza Daemon jest bardzo
poważny i odpowiedzialny, choć miewa jeszcze syndrom płatka śniegu.
Zakończenie
totalnie wbiło mnie w fotel. Takiej opcji nie przewidziałam i byłam trochę zła
na autorkę, że to już koniec serii Lux,
bo byłam święcie przekonana, że tom czwarty jest tomem ostatnim. Na szczęście
nie! Dlatego ciekawość mnie zżera, co autorka dalej wymyśliła. Lecz denerwowała
mnie jedna rzecz – literówki, które utrudniają czytanie i świadczą o byle jakim
przygotowaniu książki do druku.
Origin to oryginalna
powieść fantastyczna, skierowana bardziej do młodego czytelnika, ale i ten dużo
starszy da się wciągnąć w wir zaskakujących wydarzeń i zacznie zastanawiać, czy
na pewno jesteśmy sami we wszechświecie…
Książka
przeczytana w ramach wyzwań:
Może być ciekawe... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy! :)
Nie może, a jest.
UsuńSerdeczności i dla Was :)
Jak dla mnie, ta część była najlepsza, przede mną piąty i ostatni tom. Zgadzam się z tobą, literówek jest sporo.
OdpowiedzUsuńMoja biblioteka jeszcze nie ma piątego tomu, więc przyjdzie mi poczekać...
UsuńCzytałam pierwszy tom tej serii i bardzo mi się podobało, dlatego mam w planach kolejne części.
OdpowiedzUsuńTo czekam na Twoją recenzję, bo jakoś jej nie kojarzę na Twoim blogu.
Usuńja bym właśnie zaczęła od początku serii;)
UsuńPowinna Ci się seria "Lux" spodobać.
Usuń