Autor: Victoria Scott
Tytuł:
Ogień i woda
Tłumaczenie:
Marzena
Dziewońska
Wydawnictwo: Iuvi
Seria: Ogień i woda
Tom: 1
Liczba stron: 366
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Data wydania: 2015
ISBN: 978-83-7966-015-0
Pożyczyłam
od siostrzenicy powieść Vistorii Scott Ogień
i woda, pierwszy tom serii fantasy, bowiem w swej bibliotece posiadam tylko
tom drugi.
Narratorką
i główną bohaterką jest 16-letnia Tella Holloway. Prawie rok wcześniej jej
życie legło w gruzach, bo decyzją rodziców ze względu na przewlekłą chorobę
brata Cody’ego cała rodzina przenosi się z Bostonu do Montany. Tella jest
odcięta od znajomych i świata – nie ma TV, laptopa, iPoda, nie chodzi do
szkoły, bo uczy ją mama. Normalnie… masakra! Cody z dnia na dzień czuje się coraz
gorzej, jest bliski śmierci, a ona jest bezradna.
Pewnego
dnia na łóżku znajduje tajemnicze niebieskie pudełko, a w nim małe, białe
urządzenie z czerwoną diodą. Nastolatka częściowo odsłuchuje wiadomość. Otóż
Tella została zaproszona do Piekielnego Wyścigu. W ciągu 48 godzin musi się
zgłosić, by wybrać swoją pandorę, a w przeciwnym wypadku… i tu następuje mały
armagedon. Ojciec wpada w szał i w nocy niszczy urządzenie. Jednak dziewczyna
się nie poddaje. Ratuje swój prezent i odsłuchuje całą wiadomość. Okazuje się,
że ma szansę wygrać lek dla swego brata. Po chwili wahania pakuje się i rusza w
drogę. Weźmie udział w wyścigu, który potrwa 3 miesiące i obejmie 4 ekosystemy:
pustynię, morze, góry i dżunglę. Nastolatka postanawia:
Będę silna dla
mojego brata. (s. 30)
Z
tą jej siłą na początku bywa różnie. Tella ma momenty załamania i zwątpienia,
nawet na linii startu Piekielnego Wyścigu, kiedy zaczyna dezerterować.
Konkurencja jest dość duża – oprócz niej startuje jeszcze 121 uczestników i
każdy marzy o zdobyciu bezcennego leku dla swej bliskiej, umierającej osoby.
Walka będzie zaciekła. Nikomu nie można ufać. Może tylko liczyć na swoją
pandorę, która wykluje się z jajka i która będzie jej pomagać swoimi
niezwykłymi zdolnościami…
Pomysł
na fabułę całkiem ciekawy, choć z lekka kojarzył mi się z Igrzyskami śmierci. Tempo
akcji było różne, czasami wolne, szczególnie na początku wyścigu, gdy bohaterka
wędrowała sama przez dżunglę i za dużo myślała, za dużo wspominała rodzinę,
dokładnie opisywała rzeczywistość dookoła niej. Drażniła mnie swym
melodramatyzmem i myślami. Odniosłam wrażenie, że trochę brakowało jej odwagi,
dlatego szczególnie mocno zaopiekowała się swoim jajem z pandorą – tuliła je,
śpiewała mu, nadała imię, jakby w ten sposób chciała podbudować swoje morale.
Pocieszając jajo, pocieszała siebie. Z czasem i wraz z pokonywanymi
przeciwnościami losu ujawnia się prawdziwa natura Telli. Najlepiej podsumowują
ją słowa innego z uczestników:
To dziewczyna, w
której płonie ogień. Z tą swoją pandorą może wygrać wyścig. (s. 308)
Akcja
staje się bardziej dynamiczna wraz z rozwojem akcji i kolejnymi zadaniami do
wykonania, przeszkodami do pokonania, najbardziej zaciekawia w drugiej części
powieści. Wyścig trwa od flagi do flagi… aż do obozu. Autorka przedstawia
różnych bohaterów – nie ma tu żadnych ograniczeń, a jedyny warunek
przystąpienia do wyścigu to ciężko chora bliska sercu osoba. Czytelnik poznaje
i dzieci, i nastolatków, i dorosłych. Różne typy osobowości i charakteru, które
dają się lubić lub nie.
Szczególnie
przystojny, wysoki Guy od początku robi wrażenie na dziewczynie. Nie tylko
wyglądem, ale i spojrzeniem, zachowaniem. Stopniowo Tella zaczyna darzyć
chłopaka uczuciem, próbuje się do niego zbliżyć, wyciągnąć z niego informacje osobiste i na temat wyścigu (to
dopiero jest ciekawe!). Miłość coraz szybciej się rozwija, ale czasami nastolatka
w swych opisach popada w melodramatyczny ton:
Moja klatka
piersiowa rozwiera się, a żebra otwierają na oścież. I zostaje tylko moje
serce. (s. 354)
Najciekawsze
są jednak pandory, specjalnie tworzone do Piekielnego Wyścigu przez ich
twórców, specjalnie programowane genetycznie. Wybór jajek z nimi był przez
uczestników przypadkowy, na zasadzie: „kto pierwszy, ten lepszy”, ale ich
zawartość była wynikiem eksperymentu. Z jajek wykluły się niby zwykłe zwierzęta
na pierwszy rzut oka, ale o niezwykłych właściwościach, bo przecież lew nie
zieje ogniem, a szop nie ma kłujących kolców, a to tylko ułamek ich możliwości.
Ich zadaniem jest bronić swego właściciela, ale z tym bywało różnie…
Ogień i woda to ciekawy
początek fantastycznej przygody, a zarazem walki o lek na śmierć i życie,
zarówno uczestnika Piekielnego Wyścigu, jak i bliskiej mu ciężko chorej osoby. Jestem
ciekawa, czy drugi tom okaże się lepszy.
Każdy z nas ma w
domu jakiś powód, dla którego walczy z dżunglą. (s. 146)
Książka
przeczytana w ramach wyzwań: