Autor: Patsy Brooks
Tytuł:
Więcej cieni niż blasków
Tłumaczenie:
Anna
Kieczkiełło
Wydawnictwo: Elf
Seria: Nie dla mamy…
Liczba stron: 128
Oprawa: miękka
Data wydania: 2010
ISBN: 978-83-89278-86-9
Na
portalu granice.pl biorę udział w różnych wyzwaniach. Z ostatnim dniem
listopada kończy się wyzwanie „Literatura młodzieżowa”. A że niezbyt dużo
przeczytałam takowych książek, więc przytaszczyłam z biblioteki kilka pozycji,
nie ukrywam, że cienkich, by się szybko przeczytało. Wśród nich znalazłam
perełkę. To jedna z książek z serii Nie
dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty autorstwa Patsy Brooks – Więcej cieni niż blasków. Już sam tytuł
mnie zaintrygował, a potem blurb.
Wiele
nastolatek stosuje różne diety, by zgubić zbędne kilogramy i mieć idealną
figurę. Główna bohaterka książki, niespełna 17-letnia Angie, ma nadwagę od
dziecka. Przyzwyczaiła się do nadprogramowych kilogramów.
Znała swoje
wady, przyzwyczaiła się do nich i potrafiła żyć i być szczęśliwa mimo
niedostatków urody. (s.10)
Kilkuletni
autotrening polegał na tym, że dziewczyna nie zwracała uwagi na złośliwe i
bezmyślne uwagi koleżanek, prymitywne komentarze przypadkowo spotkanych
chłopaków, widok wychudzonych modelek w prasie i telewizji. Ale czasami i
autotrening okazywał się nieskuteczny:
Wystarczyła
jedna „słonica” i wszystko na nic. (s. 23)
Jednak
Angie miała swój sposób na życie. Wraz z sąsiadem i przyjacielem Dannym dwa
razy w tygodniu jeździła do Domu Opieki Świętego Wincentego, by zajmować się
niepełnosprawnymi dziećmi. Autorka Patsy Brooks poprzez postawę bohaterki i jej
słowa pokazuje, jak ważny jest wolontariat, ile dobrego daje dla obu stron, jak
bardzo dzieci niepełnosprawne potrzebują ciepła i miłości, dobroci i
zainteresowania się nimi, obecności drugiego człowieka i urozmaicenia rzeczywistości.
Mogli ludzie powinni wzorować się na Angie, Dannym. Powinni wziąć przykład z
Violi i dołączyć do wolontariatu. Naprawdę niewiele trzeba, by chorym dzieciom
żyło się lepiej, nawet zmiana przełożonej ośrodka wystarczy.
Życie
osobiste Angie zaczyna się komplikować, gdy ludzie z otoczenia zaczynają
komplementować jej ładny wygląd i schudnięcie, choć nastolatka tego faktu nie
zauważyła, czy nie chciała się do tego sama przed sobą przyznać, bo tak była
zakompleksiona. Dziewczyna nie chciała dopuścić do siebie myśli, że ona też
może być szczupła i atrakcyjna. Jak schudła? Komplikacje po operacji wyrostka
robaczkowego. Ale czy tylko to?
Autorka
poprzez zewnętrzną przemianę dziewczyny uświadamia czytelniczkom, że bycie
piękną, zgrabną i atrakcyjną nastolatką niesie za sobą pewne komplikacje, i to
wcale nie takie małe jak się okazuje.
Bycie atrakcyjną
niesie ze sobą blaski. Ale blask, jak każde pojęcie, musiał mieć swoje
przeciwieństwo. Tak jak dobro ma zło, biel – czerń; piękno – brzydotę; tak
blask musiał mieć swój cień. (s. 98)
I
te cienie przyprawiają bohaterkę o mały ból głowy. Co może być owym cieniem? To już w książce. A sama Angie
musi zrozumieć, co dla niej jest w życiu ważne, kto dla niej jest ważny. Na
przykładzie tej bohaterki młodzi czytelnicy wiele mogą się nauczyć i wielu
błędów uniknąć i zrozumieć, jak ważna jest rodzina i przyjaźń, jak ważna jest
bezinteresowna pomoc drugiemu człowiekowi, zwłaszcza choremu dziecku.
Zaskoczyła
mnie ta książka takim podejściem do tematu nadwagi i chudnięcia, bycie
postrzeganą jako atrakcyjną. Niby uroda to rzecz gustu, a o gustach się nie dyskutuje, ale czy chcemy, czy nie –
robimy to, oceniamy wygląd innych.
Człowiek nie zdaje sobie sprawy z wielu rzeczy, dopóki one go nie
dotyczą osobiście albo gdy o nich nie przeczyta, a lektura nie zmusi do głębszego
zastanowienia. Ta książeczka dała mi do myślenia. Bez problemu utożsamiałam się z główną bohaterką, choć nadwaga nie jest moim problemem, lecz doskonale rozumiałam kompleksy nastolatki i cienie, które odkrywała wraz ze zmianą swego wyglądu.
Książkę przeczytałam
błyskawicznie i do tej pory nie mogę o niej zapomnieć, dlatego postanowiłam
recenzję książki Patsy Brooks zamieścić na swoim blogu, właśnie ze względu na
owe cienie…
Książka
przeczytana w ramach wyzwań: