Autor: Agata Przybyłek
Tytuł:
Nie zmienił się tylko blond
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Cykl: Nie zmienił się tylko blond
Seria: Seria z babeczką
Tom: 1
Liczba stron: 344
Oprawa: miękka
Data wydania: 2015
ISBN: 978-83-7976-280-4
Mam 37 lat,
jestem farbowaną blondynką i zaczynam nowe życie.
(s. 7)
To
pierwsze zdanie debiutu literackiego Agaty Przybyłek Nie zmienił się tylko blond. Bardzo podobne zdanie znajduje się na
końcu powieści, ale ma ono już zupełnie inny wydźwięk. Zastosowanie klamry
kompozycyjnej przez autorkę określiło ramy czasowe akcji oraz znamiennych
wydarzeń w życiu głównej bohaterki i jej rodzinki.
Kobietą
zaczynającą nowe życie jest Iwona, pisarka, żona Grzegorza, matka 17-letniego
Łukasza, 15-letniej Agaty oraz 4-letnich bliźniąt Antoniny i Antosia oraz przyszywana
matka dwóch psów i ciężarnej kotki. Niezła ferajna, ale to dopiero początek.
Nowe życie zaczyna bohaterka wkrótce po tym, gdy się dowiedziała, że mąż,
właściciel sklepu z bielizną, zdradza ją z miseczką D! Właścicielką pokaźnego
biustu jest niejaka Adela, stała klientka Grzegorza. Rozwód jest nieunikniony.
A że Iwona przed ślubem podpisała intercyzę, to musi wynieść się z mieszkania.
Tuż przed ewakuacją do rodziców dowiaduje się, iż zostanie babcią. Jej
najstarsza latorośl niechcący postarała się o powiększenie rodziny. Do tak
licznego grona dołącza 18-letnia Magda, przyszła mama.
Gorsze rzeczy
dzieją się na świecie i ludzie sobie jakoś z tym radzą. (s. 60)
Wszyscy
ruszają w piątek nocnym pociągiem do Sosenek, do rodziców Iwony. Perypetie
zaczynają się już na początku przeprowadzki, na peronie. W dodatku w nocy
ferajna powiększyła swe grono. Kotka Fela urodziła 5 kociątek. Na szczęście
babcia Halina wszystkich ugości w swym wielkim domu, bowiem:
Im więcej, tym
weselej. (s. 241)
Główna
bohaterka będzie miała czas i możliwości, by spokojnie w sypialni się załamać.
A potem Iwona, czyli matka w kawałkach, ma się doprowadzić do stanu
używalności, w czym życie na wsi i z dala od męża ma jej pomóc.
Ponowne
wspólne mieszkanie z rodzicami nie jest łatwe, bo babcia Halina to niezła herod
baba, despotyczna i działająca na nerwy. Jej charakter pełen władzy i dominacji
objawiał się skłonnością do pokazywania swojej wyższości na każdym kroku i
strzelania fochami. Przesłuchuje, strofuje, poucza, jakby Iwona wciąż była
nastolatką. Raz żal i pretensje o coś, raz wygrażanie. Kołowrotek emocjonalny z
wyrzutami sumienia na czele. To najlepiej przedstawiona bohaterka, bo Iwona
jakoś mi się tak trochę rozmywała, trochę roztrzepana, naiwna i infantylna, ale
dała się lubić. Nieco denerwowały mnie jej przydługie przemyślenia. Za to
dzieci… niezłe ancymonki, szczególnie bliźniaki psocą i w ciekawy sposób
przekazują informacje. Lecz w związku z rozwojem wydarzeń w rodzinie dzieci
Iwony same zrobiły się dorosłe, bo sytuacje je do tego niejako zmusiły. Ale
nastolatki na jakiś czas pozostaną jeszcze nastolatkami i będą żyły w swoim
świecie, a czytelnik razem z nimi.
Wieś
w powieści odmalowana jako żywa. Siła plotek jest przeogromna, o czym Iwona
przekonuje się na własnej skórze, gdy koleżanki jej mamy uprzejmie donoszą
przez komórkę i snują własne wizje na temat tego, co widziały. Wszyscy
wszystkich znają i wszystkimi się interesują, więc nic nie umknie, żadne
przewinienie lub choćby jego zarys. A działania miejscowej policji robią wrażenie.
Metody ich pracy czasami też.
Narracja
pierwszoosobowa w takim wykonaniu nie do końca mi odpowiadała. Mam wrażenie, że
owa książka to nowa powieść, którą w czasie wakacji pisała Iwona. Bohaterka
kilka razy zwraca się do czytelników, według mnie niepotrzebnie, jakby chciała
się pochwalić, jak pięknie umie pisać: „I tu zastosuję zapomniany przeze mnie
na poprzednich stronach piękny zabieg retrospekcji, który przyszedł mi do głowy
właśnie na potrzebę chwili” 232, „Zważcie, jakiej pięknej użyłam klamry
kompozycyjnej” 341. Na szczęście styl jest lekki i w miarę przyjemny.
Zabawnych
perypetii w powieści obyczajowej nie brakuje, choć ja osobiście nie wybuchałam
śmiechem, lekko uśmiechałam się pod nosem. Moim zdaniem komizm sytuacyjny można
by było opisać bardziej z humorem, zarówno same sytuacje, jak dialogi i reakcje
innych bohaterów na wpadki i wypadki. Za to wątek miłosny całkiem ładnie się
rozwija i dość szybko, ale w wieku 37 lat nie ma co wybrzydzać…
Akcja
całkiem niezła. Wydarzeń całkiem sporo, ale są nieścisłości. Niektóre wątki
zostały pourywane i zawieszone, niedokończone, inne słabo rozwinięte,
potraktowane po macoszemu (wizyta rodziców policjanta). Szczególnie pod koniec
odniosłam wrażenie, że autorka chce jak najszybciej skończyć powieść i gna ‘po
łebkach’ – niby wrzesień, a szkoły brak, pracy Iwony brak, jakoś tak bez
związku z poprzednimi wydarzeniami. Dlatego troszkę brakowało mi spójności. Tu
goście mają wyjeżdżać nazajutrz. Po jakimś czasie okazuje się, że wciąż oni są,
choć minęło kilka dni.
Coś
mi z czasem nie grało. Szczególnie w odniesieniu do rozwijającej się ciąży
Magdy – tu chyba w tempie ekspresowym. Wrzesień w ogóle nie był wrześniem,
tylko jakby kontynuacją lipca i sierpnia. No i troszkę różnych błędów
wyłapałam, w tym dwa popularne językowe, także w treści. Iwonka słysząc krzyk
Antosi, wybiega z gabinetu i chwyta torebkę, by sekretarka jej nie ukradła, a
dwie strony dalej wraca do gabinetu… po zapomnianą torebkę.
Jedno
na pewno zostanie w mej pamięci po lekturze tej książki. Mimo tysiąca spraw na
głowie, kilkorga dzieci, zwierzęcej menażerii, problemów wszelkiej maści każda
kobieta powinna zadbać nie tylko o swe ciało, ale przede wszystkim skórę, i to
od środka. Jak słusznie Iwona zauważyła:
Same dla siebie
powinnyśmy się nieraz wystroić i podbić swoje ego. W końcu nic kobiecie nie
poprawia tak humoru, jak dobrze poczuć się we własnej skórze. (s. 287)
Nie zmienił się
tylko
blond to powieść obyczajowa na
majówkowy relaks w sam raz, ale bez fajerwerków, za to z pozytywnym i (prze)szczęśliwym
zakończeniem zgodnie z przewidywaniami. Pokazuje, jak wyjść z twarzą z rozwodu
i zacząć nowe życie, jaką siłą jest rodzina. Udowadnia, jak w życiu wszystko
się może zmienić oprócz… koloru włosów. No ba, być blondynką dla niektórych to
priorytet, dla niektórych kara boska ;) (czyt. ja).
Książka
przeczytana w ramach wyzwań: