Przyszła
kryska na matyska, a właściwie na Martuchę. I cóż poradzić! Po półtorarocznej
przerwie wczoraj wróciłam do pracy. Będę miała jej sporo, a i odnalezienie się
w starej-nowej rzeczywistości może być nie lada wyzwaniem, zresztą nie tylko
dla mnie, ale przed wszystkim dla mnie. Z tego też powodu będzie mnie miej na
moim blogu i na Waszych. Także mniej czasu na czytanie książek, o ile w ogóle
go początkowo będę miała, bo raczej utonę w papierach. Zaczynam tonąć! Ale będę,
bowiem blog stał się bardzo ważny w moim życiu!
Znam ten ból. Ja wróciłam po 13 miesięcznej przerwie. Kiedy się już wdrożysz w dawne obowiązki, będzie znacznie lepiej. Miłej pracy i czasu na blogowanie życzę :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie, wdrożyć się najtrudniej, na razie przestawiam godziny snu i jest ciężkawo :)
UsuńUspokoi? W tej pracy mam wrażenie, że wariatkowo trwa cały czas, na szczęście w październiku jadę do sanatorium, więc złapię oddech.
OdpowiedzUsuńSkoro w październiku jedziesz do sanatorium to w pracy niedługo zagościsz ;)
OdpowiedzUsuńAle w najgorszym okresie. Wrzesień = sajgon.
UsuńZ pewnością nie będzie tak źle. Zresztą, czy nie jest czasem tak, że im mamy więcej obowiązków, tym łatwiej tą calą lawinę zobowiązań z sobą pogodzić?:)
OdpowiedzUsuńNiby tak, o ile się umie organizować czas. Ale w moim zawodzie bywa różnie... niedługo go poznacie ;)
Usuńto życzę powodzenia i wiem jak to jest wrócić do pracy po przerwie, choć nie tak długiej jak Ty;) trzymam kciuki i mam nadzieje, że jest ci coraz lepiej...
OdpowiedzUsuńDziękuję, Martuś!
UsuńPoczątki są zawsze trudne, szczególnie po powrotach. Nie daj się szczególnie tym papierzyskom, bo lasów szkoda.
OdpowiedzUsuńPowodzenia.
Lasów szkoda, tuszu, prądu i mego czasu, a także kurzu, który pokryje dokumenty.
UsuńA powodzenie się bardzo przyda :)